O wierze, wyobraźni i dostrzeganiu piękna człowieka w najdrobniejszych gestach z siostrą Ritą Stasińską ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego w zielonogórskiego hospicjum rozmawia ks. Marcin Siewruk.
Dojrzeć w człowieku ogromną wartość, mądrość, piękno oszlifowanego diamentu… – czego tak naprawdę potrzeba, żeby mieć taką wrażliwość?
Na pewno wiary i wyobraźni. Jestem pewna, że dzięki wyobraźni cały świat jest piękniejszy. Patrząc bez wyobraźni na 30 osób mieszkających w naszym domu, nie można nadać życiu koloru. Wyobraźni potrzeba, gdy się dobiera odpowiedni kolor ścian w salach, meble. Bez niej trudno by było ubrać chorych – wtedy pewnie wszyscy nosiliby smutne kolory. Przede wszystkim jednak wyobraźnia pozwala widzieć więcej, niż nakazują procedury, komunikuje chory czy mówi rodzina.
Na co siostra zwraca szczególną uwagę w kontakcie z osobami chorymi?
Na przykład ubierając chorych, z którymi możemy rozmawiać, zawsze pytamy, co chcieliby włożyć, w czym się będą dobrze czuli, ponieważ bardzo ważna jest możliwość wyboru. To są drobiazgi, które są jednak bardzo ważne. Często widzę zakłopotanie rodziny, kiedy się dowiadują, że powinni przywieźć do hospicjum oprócz piżamy jeszcze inne ubrania – na rehabilitację, na wyjście do świetlicy, na święta. Jak pięknie nasi chorzy wyglądają, kiedy są święta. Wszyscy zakładają białe bluzki, koszule – to jest coś pięknego, wszyscy są tacy eleganccy. Kiedyś, pamiętam, ubrałyśmy jednego pana w koszulę w łososiowym kolorze, wyglądał bardzo wytwornie i okazało się, że jest bardzo przystojnym mężczyzną. Cała rodzina nie mogła wyjść z podziwu, a on leżał bardzo dumny, że tak pięknie jest ubrany, że ma na sobie coś innego niż piżamę. Niby nic, a tyle szczęścia.
W miarę możliwości z okazji świąt ubieramy panie w suknie, spódnice, żeby poczuły się wytwornie, kobieco. Kiedyś jednej z pań pomalowałyśmy paznokcie, nie miałyśmy kolorowego lakieru, więc użyłyśmy bezbarwnego. Pani miała już ponad 90 lat i nie mówiła. Przyszedł jej mąż i był bardzo zaniepokojony, bo żona uśmiechnięta, radosna, pokazywała mu ręce, palce, a on nie wiedział, co się dzieje, czy ją coś boli, i dopiero po chwili wyjaśniło się, że pokazuje mu polakierowane paznokcie. Mały gest, wydawać by się mogło, bez znaczenia, a sprawił jej ogromną radość.
W opowiadaniu „Oskar i pani Róża” spotkanie z chorym chłopcem zmieniło dojrzałą kobietę. Czy w Waszym domu zdarzają się podobne przypadki?
Najbardziej przypominam sobie historię rodziny opiekującej się chorym mężem, tatą. Dwa lata żona i dzieci z niezwykłym poświęceniem troszczyli się o ciężko chorego, wykonując bardzo trudne zabiegi pielęgnacyjne, wymagające ogromnej wiedzy specjalistycznej i cierpliwości. W pewnym momencie na nowotwór zachorowała żona tego pana. Musiała poddać się chemioterapii. Syn i córka przerwali studia prawnicze, rozpoczęli pracę i każdego dnia przychodzili do hospicjum pielęgnować tatę, żeby mama mogła podjąć leczenie. To byli wyjątkowi ludzie, pełni poświęcenia, zawsze mogłam na nich liczyć. Chociaż deklarowali się jako niewierzący, nie mieli żadnych oporów, żeby ze mną współpracować, bardzo dobrze się z nimi rozumiałam.
Po śmierci taty jego syn zapytał mnie, czy to wszystko miało sens, te wyrzeczenia, przerwane studia, czy to nie był zmarnowany czas. Powiedziałam mu: „Spójrz, chłopie, gdyby nie przydarzyła się choroba twojego taty, nie byłbyś taki delikatny, jak jesteś, nie potrafiłbyś zrobić tylu rzeczy przy chorym, nie dostrzegałbyś cierpienia w drugim człowieku. Ty potrafisz więcej niż niejedna pielęgniarka. Potrafiłeś godzinami mówić do taty, opowiadać mu wszystko, co się dzieje, co z mamą”. Nie zapomnę, powiedział mi wtedy, że zazdrości mi jednego – wiary, że kiedyś spotkam jego tatę, bo on nie ma takiej pewności. Obiecałam mu, że jak spotkam Włodzia, to powiem, żeby do niego przyszedł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).