O wierze, wyobraźni i dostrzeganiu piękna człowieka w najdrobniejszych gestach z siostrą Ritą Stasińską ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego w zielonogórskiego hospicjum rozmawia ks. Marcin Siewruk.
Ks. Marcin Siewruk: W jaki sposób wiara inspiruje Siostrę w codzienności?
S. Rita Stasińska: Bardzo pomaga mi, że zaczynam dzień z Bogiem, ze słowem Bożym, ze spotkaniem w Eucharystii. Słowo Boże zawsze bardzo mocno odnosi się do mojej pracy, więc patrzę na człowieka jak na kogoś, kogo dał mi Bóg na ten dzień. Tak naprawdę każda osoba jest dla mnie darem. Wiara pomaga mi podchodzić do chorego, zwłaszcza gdy bywa dla mnie trudny, z największą delikatnością, czułością, chociaż brakuje mi już czasem cierpliwości. Jeżeli zachowam cierpliwość, może pomoże to choremu trochę się zmienić. Wiara daje mi siłę, żeby każdego dnia iść do pracy i nie traktować jej tylko jako obowiązek, ale żeby to było rzeczywiście spotkanie z drugim człowiekiem. Nie wiem, czy dałabym radę bez Boga troszczyć się o człowieka, widzieć potrzeby, o których on często nawet nie mówi. Nie wiem, czy starczyłoby mi siły. Moje powołanie pielęgniarskie odkryłam w Zgromadzeniu Sióstr Jezusa Miłosiernego, dlatego to jest moje jedyne odniesienie. Bóg daje mi siłę.
Z jakimi ludźmi spotyka się Siostra w swojej pracy, jakie są ich historie?
Spotkanie z człowiekiem wywiera na mnie ogromne wrażenie, a może jeszcze inaczej: odciska się na moim życiu. Historie konkretnych osób bardzo mocno na mnie wpływają. Czasem są to porażki, z których nie jestem dumna. Kiedyś nie zrozumiałam kobiety w jej cierpieniu i zabrakło mi po prostu wytrwałości. W czasie jednego z dyżurów nieustannie dzwoniła dzwonkiem i w dziesiątej godzinie żadna z osób personelu nie miała już cierpliwości. Pani za każdym razem powtarzała, że się dusi, że kłuje ją serce, ale nie było żadnych zewnętrznych oznak, wezwałyśmy lekarza, właściwie po ludzku, z medycznego punktu widzenia, zrobiłyśmy już wszystko, co można było zrobić. Ta pani leżała w ostatniej sali, a w pokoju na początku umierała inna osoba, która się dusiła. Przy kolejnym dzwonku powiedziałam pani powtarzającej o dusznościach, że to w innym pokoju ktoś naprawdę się dusi.
Do końca dyżuru ta kobieta już nie zadzwoniła. Tej nocy zmarła tak cicho, że nikt tego nie zauważył. Odeszła, siedząc w fotelu. Kiedy rano dowiedziałam się o jej śmierci, czułam się winna, że jej nie zrozumiałam. Jej wcale nie chodziło o to, że się dusi. Ona po prostu bała się śmierci i chciała, żeby ktoś przy niej był. Lekarze powiedzieli mi potem, że takich sytuacji trzeba się uczyć i to najlepiej za pierwszym razem, żeby to się już nigdy więcej nie powtórzyło. Już nigdy więcej nie popełniłam takiego błędu. Ta porażka bardzo wiele mnie nauczyła.
Wszystko zależy od wieku, od tego, kim są pacjenci, kim byli. Przypomina mi się historia pana, który w czasie wojny był w obozie. U nas mamy zwyczaj, że do kąpieli wieziemy pacjentów na wózku, to jest świetne udogodnienie dla personelu, bo pozwala wygodnie najechać na wannę. Temu panu często wydawało się w tym momencie, że jest wieziony jako skazaniec, i powtarzał monotonnie swoje imię i nazwisko. Dopiero kiedy poczuł, że to kąpiel, uspokajał się. Zwyczajne czynności, które dla nas są oczywiste, u wielu osób wywołują niewyobrażalne skojarzenia. Takie doświadczenia pomagają zdać sobie sprawę z tego, co wiele osób mogło przeżyć, pomagają uwrażliwić się na osobiste doświadczenia.
Kiedyś też rodzina odnalazła swojego krewnego dzięki programowi telewizyjnemu, w którym wystąpił jako mieszkaniec naszego hospicjum. Bliscy wiedzieli tylko, że w przeszłości wybrał bezdomność, i byli przekonani, że on już dawno nie żyje, a nagle go zobaczyli w telewizji, że mieszka po drugiej stronie ulicy w hospicjum. To była bardzo piękna historia pojednania, kiedy rodzina po latach mogła się z nim spotkać, tym bardziej że po paru miesiącach ten pan umarł… Chociaż jest również wiele wypadków bardzo smutnych, gdzie jest dużo bólu, buntu, gdy ludzie nie mogą się pogodzić z tym, że ktoś bliski odchodzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).