Świat jest jaki jest. I to ten świat czeka na Ewangelię. Nie jakiś świat abstrakcyjny, wyobrażony, wyśniony.
„Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie potrzebujące światła Ewangelii” – pisał papież Franciszek w swojej adhortacji (EG 20). Czyli gdzie? I jak to robić?
Takich peryferii na pewno jest więcej. Myślę o potrzebującym Dobrej Nowiny światach pracy, polityki, kultury. Myślę o „dzielnicach nędzy”, których nie brakuje w żadnym większym mieście. Ale przede wszystkim i paradoksalnie myślę o niby uprawianym polu jaką jest szkoła. Gimnazjum i szkoła ponadgimnazjalna.
Jednym z najtrudniejszych doświadczeń, jakie towarzyszyły mi przed laty w katechezie w szkole średniej (potem ponadgimnazjalnej) była... niemożność rozczworzenia się. Miałem do czynienia z bardzo różnymi ludźmi. Funkcjonującymi w bardzo różnych układach. I praktycznie wszyscy stali na rozdrożu. Wyrastali ze świata dziecięcego, a jeszcze nie okrzepli w świecie dorosłych. W moim odczuciu jedynym sensownym sposobem prowadzenia tych ludzi do Chrystusa było choćby minimalne wejście w ich świat. Ale wystarczy policzyć: choćby tylko 9 klas po 2 godziny tygodniowo (to daje wymagane etatem 18 godzin dydaktycznych, z których trudno wyżyć), licząc tylko po 20 osób na klasę to 180 osób. Choćby postawić sobie za cel jakieś znaczące towarzyszenie we wzrastaniu tylko połowie z nich, to ciągle 90 osób. Niewykonalne.Zwłaszcza, że co rok część odchodziła, a dochodzili nowi.
Tymczasem ciągle doświadczałem, jakie to byłoby ważne. Pamiętam lekcje, które zamieniały się w rozmowy o ich problemach. Pamiętam krótkie wymiany zdań na przerwach i dyskusje toczone po lekcjach. I wrażenie, jakie na maturzystach robiło wspólne odmówienie z nimi na jasnogórskich wałach dziesiątki różańca. A i dziś, w sporadycznych kontaktach z młodymi widzę, jak bardzo spragnieni są towarzyszenia im w ich odkrywaniu świata i budowania z nim mądrych relacji. Tyle że nie chcą mądrali, którzy z piedestału swojego wieku będą ich moralizować, ale dyskretnych przewodników, którzy w odpowiednim momencie pokażą możliwości i delikatne wesprą ich w mądrych wyborach. Gdzie są rodzice? Starsze rodzeństwo?
Ufam że w wielu wypadkach dobrze wypełniają swoją rolę. Ale siłą rzeczy czasem zawodzę. I mądrzy przewodnicy, czy wspólnoty o których pisze papież Franciszek w przytoczonym wyżej zdaniu, bardzo by tym młodym się przydały. Bo problemów mają masę: między innymi jak się nie dać stłamsić rówieśniczej grupie, jak reagować na zło, które widzą w świecie dorosłych, jak mądrze wchodzić w pierwsze sympatie, jak nie spłonąć w pożarze budzącej się w nich seksualności no i co też ważne: jak budować swoją relację z niewidzialnym Bogiem.
„Kościół «wyruszający w drogę» stanowi wspólnotę misyjną uczniów, którzy podejmują inicjatywę, włączają się, towarzyszą, przynoszą owoc i świętują” – pisze papież w Evangelii Gaudium (24). Próbuję to odnieść do realiów pracy z młodzieżą. W szkole i poza nią.
Czyli najpierw „primerear” - inicjatywa. Nie tylko czekanie w istniejących duszpasterstwach, że młodzi sami przyjdą. I to co ważne: całej wspólnoty Kościoła. Nie pojedynczych Don Kichotów. Potem włączenie się. Jak pisze papież (EG 24) „wspólnota ewangelizacyjna przez dzieła i gesty wkracza w codzienne życie innych, skraca dystans, jeśli to konieczne – uniża się aż do upokorzenia i bierze na siebie ludzkie życie, dotykając cierpiącego ciała Chrystusa w ludzie”. Jestem przekonany, że wobec młodych to skrócenie dystansu, uniżenie się, upokorzenie i wzięcie na siebie ich życia są bardzo potrzebne. Sami katecheci, a tym bardziej sami księża w parafii nie dadzą rady. A potem?
Potem trzeba towarzyszyć i przynosić owoce. Pięknie o tym pisze papież Franciszek. Wspólnota ewangelizacyjna „wie, co znaczy długo czekać, i zna wytrwałość apostolską. Ewangelizacja jest bardzo cierpliwa i uwzględnia ograniczenia (...) Troszczy się o ziarno i nie traci spokoju z powodu kąkolu. Siewca, widząc wyrastający kąkol pośród ziarna, nie reaguje lamentując i wszczynając alarm. Znajduje sposób, by sprawić, żeby Słowo wcieliło się w konkretnej sytuacji i wydało owoce nowego życia, chociaż pozornie wyglądają na niedoskonałe lub niepełne” (EG 24). Piękne prawda? Zwłaszcza w odniesieniu do młodych. Cierpliwie czekać. Nie zniechęcać się. Nie reagować lamentem i wszczynaniem alarmu, gdy młodzi zrobią coś głupiego. Przecież dopiero dorastają. Zasadniczy proces ich formowania skończy się dopiero, kiedy dorosną....
A potem – pisze dalej papież – trzeba jeszcze świętować. „Każde małe zwycięstwo, każdy krok naprzód w ewangelizacji”. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano. I zdaje się, że temu budowaniu naszej więzi z Chrystusem do końca życia muszą towarzyszyć ciągłe przeglądy i remonty. Po to są wszystkie spowiedzi, rekolekcje, misje...
Trzeba przyznać, ze papież Franciszek stawia przed Kościołem ogromne wyzwanie. Zwłaszcza że takich „peryferii” na które musi trafić ewangelizująca wspólnota Kościoła jest tak wiele. .Załamujące? Niekoniecznie. Przecież z pomocą Bożej łaski wcale nie tak mało na tym polu już udało się nam zrobić. Chodzi o to, by ten styl bardziej upowszechnić. No i...
Nie umiem oprzeć się pokusie, by przytoczyć jeszcze jeden cytat z 24 punktu Evangelii gaudium. „Uczeń – pisze papież Franciszek – umie ofiarować całe życie i ryzykować nim aż po męczeństwo jako świadectwo Jezusa Chrystusa, ale marzy nie o tym, by przysporzyć sobie nieprzyjaciół, ale raczej, aby Słowo zostało przyjęte i ukazało swą wyzwalającą i odnawiającą moc”. Mocne. I chyba nawet nieco złośliwe. Ale dobrze pasuje do naszych czasów. Takich, którzy wartość swojej „duszpasterskiej” pracy mierzą głównie ilością nieprzyjaciół, których sobie przysporzyli w naszej rzeczywistości mamy całkiem sporo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.