Siostra Mirosława Saba, franciszkanka misjonarka Maryi, właśnie przyjechała do rodzinnej Konopnicy pod Lublinem na urlop. Od 30 lat mieszka w kongijskim Brazzaville.
To był zawsze kraj moich marzeń – opowiada zakonnica. – Jest piękny, położony na równiku. Choć słabo rozwinięty, jednak bogaty w złoża mineralne. Kiedy tam przyjechałam, od razu poczułam się jak u siebie. Kongijczycy są bardzo gościnni, solidarni, rodzinni. Jest w nich niezwykle dużo radości i pogody ducha, które wyrażają przez taniec i śpiew.
Zagubieni w świecie
Obszarowo Kongo jest tak duże jak Polska, jednak zamieszkują go jedynie 3 mln ludzi, w większości biednych. Mimo że Kościół katolicki obecny jest tutaj dopiero od 130 lat, mieszkańcy – jak podkreśla s. Mirosława – są ludźmi wielkiej wiary. – Obserwuję tam niezwykłe pragnienie i głód Boga. Mimo że Kongo ciągle odbudowuje się po trzech wojnach, jest tu dużo powołań, a mieszkańcy na Mszę św. chodzą znacznie częściej niż tylko raz w tygodniu w niedzielę – mówi siostra. Wyjechała tam, bo chciała ludziom mówić o Chrystusie.
– Myślę, że obecność misjonarzy w Kongu to znak, że Bóg kocha tych, którzy chcą Go poznawać – mówi s. Mirosława. – Ciągle jednak jest nas tu mało. Kongo potrzebuje misjonarzy, bo zapotrzebowanie na słowo Chrystusa jest wielkie. Nawrócenia i pomocy potrzebują szczególnie mieszkańcy północy kraju – Pigmeje. Wielu z nich dopiero wychodzi z lasu. To często jeszcze bardzo zagubieni w dzisiejszym świecie, nieco prymitywni ludzie.
Pielęgniarka krawcową
Siostra Mirosława nie ukrywa, że praca wśród różnych plemion afrykańskich nie jest łatwa. – Trzeba pojechać naprawdę dobrze przygotowanym i – przede wszystkim – nie nastawiać się na nic, a być gotowym na wszystko. Ci ludzie głównie oczekują od nas bezinteresowności i prawdziwego świadectwa życia chrześcijańskiego. Potrzebują formatorów żyjących wiarą i nauczycieli, którzy słowem potwierdzonym życiem pomogą im poznawać jedynego i prawdziwego Boga.
Siostra Mirosława przez 30 lat pobytu w Kongu robiła już prawie wszystko. – Z zawodu jestem pielęgniarką, ale niewiele pracowałam w zawodzie – opowiada. – Jednak moje pielęgniarskie doświadczenie przydało się, gdy zajmowałam się apteką i musiałam jeździć do wiosek Pigmejów i ich tam leczyć. Dziś na co dzień pracuję z młodzieżą w parafialnych stowarzyszeniach – prowadzę bibliotekę i katechizuję. Siostra Mirka przygotowywała także ludzi młodych do sakramentu ślubu, a przez 8 lat, jako mistrzyni nowicjatu, również młode dziewczyny do życia zakonnego. W jednej z misji w N’Kayi, gdzie mieszka wraz z innymi siostrami ze zgromadzenia, założyła także zakład krawiecki.
Dziś, po wielu latach pobytu w Kongu, wie, że najważniejsze to nie tylko być w tym kraju, ale przede wszystkim żyć tym, czym żyją tamci ludzie, być po prostu jednym z nich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.