Gdy usłyszeli o tym, jak żyją ich rówieśnicy w Tanzanii, postanowili im pomóc. Modlą się, przygotowują przedstawienia teatralne, organizują kiermasze, bo mają przyjaciół w potrzebie.
Po raz pierwszy o misjach usłyszeli od s. Cecylii Bachalskiej ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek NMP Królowej Afryki (sióstr białych) w październiku 2012 roku, kiedy na jeden dzień odwiedziła parafię pw. św. Stanisława Kostki w Sulechowie. – Siostra opowiadała o tym, jak żyje się w Afryce. Bardzo mnie poruszyło opowiadanie o mamie, która ze swoim chorym dzieckiem musiała wiele kilometrów iść do szpitala. Nie zdążyła. Po drodze dziecko umarło. Gdy to usłyszałam, to pomyślałam, że tak nie może być, że jakoś trzeba im pomóc – wspomina Natalia Runiec, która jest jedną z inicjatorek założenia szkolno-parafialnej grupy misyjnej.
Budowanie więzi
Po odwiedzinach misjonarki znalazły się osoby, które zapragnęły działać, więc dyrekcja Zespołu Szkół im. J. Kusocińskiego w Sulechowie i proboszcz parafii św. Stanisława Kostki zaprosili – tym razem już na cały tydzień – kolejną siostrę. Przyjechała s. Anafrida Biro, rodowita Tanzanka. – Siostra odwiedzała wszystkie klasy w szkole i opowiadała o misjach, pokazywała zdjęcia i afrykańskie stroje. Spotykała się również z parafianami – mówi katechetka Krystyna Zamolska, która wraz z wychowawczynią Dorotą Paluszak opiekuje się grupą młodych misjonarzy. – Po tych spotkaniach siedmioro dzieci utworzyło w szkole grupę misyjną. Jest również ok. 20 kolejnych uczniów, którzy pomagają nam w organizowaniu różnych akcji – dodaje katechetka.
Siostra Anafrida skontaktowała dzieci z bratem Valerianem McHome ze Zgromadzenia Braci Jezusa Dobrego Pasterza, który prowadzi sierociniec w Hedaru-Same w Tanzanii. Przebywa w nim 16 dzieci. Od tamtego czasu utrzymują ze sobą regularny kontakt. – Piszemy do nich e-maile i wysyłamy zdjęcia. Piszemy, oczywiście po angielsku, o tym, jak wygląda nasze życie… ostatnio o zakończeniu roku szkolnego, o tym, że mieliśmy dużo sprawdzianów – śmieje się Wiktoria Dmytruk. – Ostatnio dowiedzieliśmy się, że jeden z chłopaków, Obed John, poważnie zachorował, trafił nawet do szpitala, więc modliliśmy się o jego powrót do zdrowia – zauważa pani Krystyna. – Dostaliśmy już wiadomość, że jest nieco lepiej – dodaje z uśmiechem. – Teraz już się trochę znamy, więc łatwiej nam pomagać. Wiemy, kim jest Obed, wiemy, jak trudno się żyje naszym kolegom w sierocińcu, czego im brakuje. To nas mobilizuje do większej pomocy – dzieli się Wiktoria Runiec.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.