Zbrodniarz prześladował chrześcijan. Mimo to kierownictwo Cerkwi hołdowało mu wiernopoddańczo
Przypadająca 5 marca br. 60. rocznica śmierci Józefa Stalina (Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili), jest okazją do przypomnienia nie tylko jego sylwetki i czynów, ale również pełnych zawirowań stosunków między Rosyjskim Kościołem Prawosławnym (RKP) a dyktatorem. Z jednej bowiem strony był on sprawcą najcięższych w historii tego Kościoła prześladowań, z drugiej zaś – paradoksalnie – jemu właśnie RKP zawdzięcza swe odrodzenie i rzeczywiste przywrócenie patriarchatu w ponad dwa stulecia po zniesieniu go przez cara Piotra I w 1721 r.
Trzeba też pamiętać, że tenże Kościół, a dokładniej jego kierownictwo, wsławiły się najbardziej wiernopoddańczymi hołdami pod adresem najkrwawszego w dziejach ludzkości tyrana i zbrodniarza.
Najpierw jednak przypomnienie najważniejszych wydarzeń tamtych czasów. Od sierpnia 1917 do września 1918 obradował w Moskwie Sobór Ziemski (Lokalny) – pierwsze tego rodzaju najwyższe zgromadzenie kościelne od 217 lat, czyli od czasu zniesienia przez Piotra I patriarchatu i ustanowienia tzw. synodalnego systemu zarządzania. W praktyce oznaczało to całkowite podporządkowanie Cerkwi władzy państwowej. Sobór miał za zadanie dokonać oceny i reformy prawosławia rosyjskiego, m.in. przywrócić patriarchat. Musiał jednak przerwać prace, gdyż nie kryjący swej nienawiści do wszelkiej religii bolszewicy, którzy objęli władzę pod koniec października 1917, bardzo szybko zaczęli ograniczać możliwości działania RKP i w końcu uniemożliwili dokończenie obrad.
Rozpoczęły się prześladowania za wiarę, najcięższe nie tylko dla Kościoła, ale w ogóle dla wszelkiej religii w najnowszej historii (być może nawet w dziejach chrześcijaństwa), które doprowadziły do niemal całkowitego zniszczenia RKP. Paradoksalnie ratunkiem dla religii okazał się wybuch wojny niemiecko-sowieckiej 22 czerwca 1941. Natychmiast po wtargnięciu wojsk hitlerowskich w granice ówczesnego ZSRR strażnik Tronu Patriarszego, metropolita Sergiusz, osobiście napisał "Orędzie do pasterzy i owczarni Chrystusowego Kościoła prawosławnego", w którym wzywał wiernych do obrony ojczyzny i do walki z najeźdźcami. Wkrótce potem władze umożliwiły mu odczytanie tego tekstu przez radio, co miało doniosłe znaczenie dla dalszych losów Kościoła.
Nie od razu co prawda, ale mimo wszystko dość szybko władze zaczęły zwalniać z więzień i łagrów księży i biskupów a w 2,5 roku później – w nocy z 4 na 5 września 1943 – Stalin przyjął na Kremlu 3-osobową delegację RKP, wyrażając zgodę na zwołanie Soboru Biskupiego i wybór nowego patriarchy. Co więcej, nawet ponaglał hierarchów, by uczynili to jak najszybciej, gdy ci mówili, że wymaga to odpowiedniego przygotowania. Stalin powiedział wówczas, że w szczególnych warunkach, a takie są obecnie, należy stosować „bolszewickie tempo działania”.
Ostatecznie Sobór odbył się 8 tegoż miesiąca z udziałem 19 biskupów, przy czym niektórzy z nich przybyli do Moskwy niemal wprost z łagrów. Pierwszym de facto po przeszło 200 latach patriarchą moskiewskim i Wszechrusi został wybrany wspomniany metropolita Sergiusz (Stragorodski). (Pierwszym patriarchą po przywróceniu tego urzędu został w 1917 metropolita Tichon [Bieławin], który jednak nie piastował tego stanowiska zbyt długo, bardzo szybko bowiem znalazł się w areszcie domowym i nie mógł w rzeczywistości sprawować swego urzędu; zmarł w 1925.) Nowy zwierzchnik pełnił tę funkcję tylko pół roku, gdyż zmarł 15 maja 1944. Jego następcę w osobie Aleksego I (Simańskiego) wybrano 2 lutego 1945, na Soborze Lokalnym, w którym uczestniczyło 47 biskupów, 87 księży i 38 świeckich.
I właśnie ten hierarcha (1877-1970) wsławił się bezprzykładnymi modlitwami za Stalina, wypowiedzianymi w czasie liturgii. Liturgia prawosławna przewiduje m.in. modlitwy za rządzących i za wojsko. Jak po pewnym czasie ujawniła emigracyjna prasa rosyjska, 18 października 1947 (i prawdopodobnie również przy innych okazjach) patriarcha Aleksy I tak oto modlił się podczas służby Bożej:
„I jeszcze módlmy się za wielkie państwo radzieckie, o pokój, zdrowie i zbawienie całego ludu prawosławnego.
I jeszcze módlmy się za zdrowie i zbawienie wszystkich mądrych i odważnych przywódców naszej ojczyzny prawosławnej.
I jeszcze módlmy się za zdrowie i zbawienie wielkiego wodza Rosji Józefa Stalina i za całe mężne i zwycięskie jego wojsko”.
Na modlitwę tę, o której poinformowała najpierw monachijska „Ukrajinśka trybuna”, zareagowała niezwykle ostro i nie kryjąc oburzenia inna gazeta emigracyjna „Prawosławnaja Ruś”. Przede wszystkim zwrócono uwagę, że „nie było dotychczas wypadku, aby nasz Kościół prawosławny zanosił od ołtarza modlitwy za tego, komu należałoby, zgodnie z kanonami kościelnymi, z tego samego miejsca zawołać: «anatema» [wyklęcie z Kościoła]". Autor komentarza A. Aleksandrow podkreślił, że tego rodzaju postępowanie „sowieckiego patriarchy" jest niczym innym jak tylko „nowym naigrawaniem się z naszego tak bardzo umęczonego Kościoła, co zresztą wcale nas nie dziwi, gdyż musieli do tego dojść ci, którzy postanowili zbudować... gmach zewnętrznego osobistego dobrobytu, wyrzekłszy się krwi męczenników za wiarę, wielkich imion naszych czasów, które oddały swoją duszę za wierność Chrystusowi i jego Kościołowi".
Dalej w komentarzu czytamy, że wprawdzie Chrystus kazał modlić się nawet za wrogów i wybaczać im, ale tylko wtedy, jeśli ci „nie wiedzieli, co czynili". Tymczasem prześladowcy Kościoła i wiary już od 30 lat [było to pisane w 1947 r. - KAI] kontynuują swe nie tylko Kainowe, ale i Judaszowe dzieło niszczenia wierzących, świadomie łamią przykazania Boże i umacniają się w swych złych czynach, toteż "modlić się «za ich zdrowie i zbawienie» w domach Bożych nie tylko jest niewskazane, ale wręcz niedopuszczalne" – napisał Aleksandrow.
Służalcza postawa hierarchii prawosławnej wobec władz, nawet wrogo nastawionych wobec Kościoła i religii, nie jest czymś wyjątkowym i nie ogranicza się tylko do Rosji. Jest to bowiem tradycja całego prawosławia, wywodzącego się z Bizancjum, gdzie cesarz – jako pomazaniec Boży – był de facto głową Kościoła, chociaż od strony religijno-liturgicznej rządził patriarcha. Bliskie związki z władzą państwową były jednak szczególnie silne właśnie w Rosji, gdzie car zawsze miał wiele do powiedzenia także w wewnętrznych sprawach Kościoła.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.