Miły świąteczny prezent sprawili nam, wierzącym, ateiści. A konkretnie Marcin Meller felietonem w „Newsweeku” (51/52) i amerykańscy ateiści, którzy na nowojorskim Times Square zawiesili plakat. Paradoksalnie, pokazuje on blask chrześcijańskiej prawdy.
Meller zauważa, że jako wesoły ateusz nigdy specjalnie nie czuł się dyskryminowany przez katolicką większość. Dopiero profesorowie od ateizmu Jan Hartman i Magdalena Środa uświadomili mu, jak straszna opresja go spotyka. Zdanie pod adresem znanej Pani Profesor od etyki to po prostu miód na katolickie serce. Pozwólcie, że przytoczę: „Zamiast bowiem wzorem Magdaleny Środy kojarzyć wszystko pod słońcem i w całym wszechświecie celnie i precyzyjnie z opresją Kościoła, jak ten Jaś, któremu i biała chusteczka wiadomo z czym się kojarzy, bezczelnie żyłem sobie obok prześladowań”. Uśmiechnąłem się serdecznie. Antykatolicka twórczość pani Środy osiągnęła poziom tak groteskowy, że można się już tylko śmiać z niej i z tych, którzy jej gorzkie wywody traktują poważnie. Dla świątecznego Mellera szacun! Bardzo szczerze.
Jeszcze jedno mnie ujęło. Pisze autor: „Jak na średnio rozgarniętego bezbożnika przystało, zastanawiałem się całkiem regularnie, czy jest jakiś sens w otaczającym mnie chaosie, czy to wszystko to tylko absurd i gra przypadków i nie da się ukryć , że z tych rozważań bardzo pocieszających wniosków nie wyciągałem. Więc zazdrościłem trochę wierzącym ich wiary, poczucia sensu i przeczucia nadziei...”. Nie cytuję tego, by teraz z jakąś triumfującą miną zawołać: „O, proszę!”. Nic z tych rzeczy. Ujęła mnie po prostu uczciwość tego wyznania. Tylko tyle. Pan Marcin składa później bardzo fajne życzenia na święta, w których są i czekolada Lindta, i miłość, i przyjaźń, i zdolność zdziwienia. A i wino, co „rozwali podniebienie”, a nie będzie za drogie. Wszystko, co lubię. Katolik może pod tym spokojnie się podpisać. Dodając tylko, że to wszystko przedsmak, pierwsze danie. Wiara nic z urody życia nie ujmuje, ale dodaje. Nadzieję na niebo. Z takim ateistą chętnie na świąteczne grzane wino bym się wybrał.
Z kolei nowojorskim ateistom dziękuję za świetny plakat (świąteczny „Gośc Niedzielny”, s.14 oraz TUTAJ) . U góry wesoły krasnal mikołajowy i podpis „Keep Merry”, czyli z życzeń świątecznych „Merry Christmas” zachowaj tylko „merry” – wesołych. A co z Christmas? Na dole twarz Ukrzyżowanego Jezusa i podpis „Dump The Myth” (wyrzuć mit). Zamysł autorów pewnie był inny. Ale patrząc na wesołkowatego supermarketowego mikołajka i na prześliczną twarz Jezusa, widać gołym okiem, gdzie jest prawda, a gdzie mit.
Ten plakat chyba mimochodem trafia w sedno świątecznego zdumienia. Co da ci mikołajek? Nowe DVD, iPhone’a, zestaw kosmetyków czy tablet? Co da ci Chrystus? Nawet niewierzący musi zobaczyć, gdzie jest tutaj prawda o człowieku, o życiu. Kto jest prawdziwym lekarstwem na choroby naszej duszy? Kilka zdań z trzeciej części Jezusa z Nazaretu Benedykta XVI, które mogą być komentarzem: „Bóg jest miłością. Miłość może być jednak również znienawidzona tam, gdzie domaga się wyjścia z siebie samego, po to, by się wznieść ponad siebie. Miłość nie jest romantycznym uczuciem błogości. Zbawienie nie jest wellness, zanurzeniem się w samozadowoleniu, lecz jest wyzwoleniem z zasklepienia we własnym ja. Ceną za to wyzwolenie jest cierpienie Krzyża”. Mikołajek rodem z supermarketu i przemysłu rozrywkowego czy cierpiący Chrystus mówiący: „Znam twoją samotność, znam twój krzyż, pozwól mi ponieść go z tobą, przeprowadzę cię z ciemności do światła”.
To jest prawdziwy wybór. Taki uczciwy do bólu ateizm może pomóc wierzyć. Ten plakat kolejny raz przekonał mnie, że jestem po dobrej stronie. Za to amerykańskim ateistom dziękuję!
Przeczytaj też: "Bezbożne życzenia na BOŻE Narodzenie"
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).