Jeśli spojrzelibyśmy na świat nie w perspektywie praw i należności, ale zadań przed nami stawianych i darów, które codziennie otrzymujemy, zmieniłoby się naprawdę wszystko.
Ciekawy wywiad z kard. Kazimierzem Nyczem pojawił się dzisiejszej „Polityce”. Przywołam fragmenty: „Kościół […] koncentruje się na duchowej, moralnej i społecznej formacji ludzi.” „Po stronie ludzi Kościoła panuje [czasem] przekonanie, że właśnie prawo będzie rozwiązaniem WSZYSTKICH problemów. Tymczasem tak nie jest. Prawo WSZYSTKIEGO nie załatwi. A takie podejście de facto zwalnia Kościół od jego misji w świecie.” „Kościół musi głosić i realizować wartości ewangeliczne i wszystkie przykazania Boże, ale źle by było, gdy by ZAMIAST je głosić, osiągał je na gruncie przepisów prawnych.”
To wyjątki. Trudne wyjątki, łatwo ich nie zrozumieć. Kardynałowi nie chodzi o to, by wprowadzić stan Ewangelia sobie, prawo sobie. Nie wolno również – także padło takie stwierdzenie w wywiadzie - zmuszać katolików do zostawiania swoich poglądów w domu. To byłaby schizofrenia – mówi metropolita warszawski.
Niemniej: zadaniem Kościoła - organizacji - nie jest stanowienie prawa, ale formacja ludzi. Duchowa, moralna i społeczna. To ludzie – wspólnota Kościoła – jako obywatele odpowiedzialni za swój kraj formują prawo. Według jakich kryteriów? Jednego. Poszukując maksymalnego dobra.
Nie zostawiam swoich poglądów w szatni. Nie mogę lekceważąco podchodzić do swoich obowiązków. Nie mogą mnie nie interesować konsekwencje mojego działania dla innych. Nie przyjmuję zadań, na których się nie znam i poznać nie chcę. Działam roztropnie i odpowiedzialnie. Tylko dlatego, że jestem chrześcijaninem.
Ale skoro jestem chrześcijaninem nie boję się powiedzieć: jestem przeciw aborcji. Całkowicie i bez wyjątków. Nie boję się powiedzieć także: zapłodnienie in vitro, ze względu na życie dzieci w ten sposób poczętych i ich godność powinno być zakazane całkowicie. Tu widzę pełne, nienaruszone dobro. To jest grunt, na którym działam. Dopiero na tym gruncie może pojawić się pytanie, co tak naprawdę jest możliwe w danej chwili. Dopiero na tym gruncie może powstać kompromis prawny, który realnie ograniczy zło.
Jeśli nie powiem tego, bo boję się utraty poparcia, coś niedobrego dzieje się z moim chrześcijaństwem. Jeśli nie rozumiem, szukam argumentów. A argument jest bajecznie prosty, choć w dzisiejszym świecie trudny do przyjęcia: żaden człowiek nikomu się nie należy. Dziecko – człowiek – nie należy się swoim rodzicom. Jest darem i zadaniem przed nimi postawionym.
W życiu staję przed różnymi zadaniami. Planowanymi i nie. Spotykam różnych ludzi. Niektórzy stawiają przede mną zadania trudne, angażujące, wymagające przebudowania życia. Ale doświadczenie mówi, że na takim zaangażowaniu nigdy nie stracę. Postawiony przede mną człowiek staje się wielkim darem dla mnie.
Jeśli spojrzelibyśmy na świat nie w perspektywie praw i należności, ale zadań przed nami stawianych i darów, które codziennie otrzymujemy, zmieniłoby się naprawdę wszystko. W naszym życiu i życiu ludzi wokół nas. A przecież to jest chrześcijaństwo. Świadomość życia w obfitości Bożych darów, które są zawsze zadaniem. Darów – rzeczy, darów – ludzi, darów – sytuacji…
Zadaniem Kościoła jest formowanie swoich członków także do dostrzegania Bożych darów w swoim życiu i realizacji postawionych przed nimi zadań. Takim zadaniem jest też oczywiście tworzenie dobrego prawa. Ale drogą działania instytucji jest formacja wspólnoty, dyskusja i argumentacja. Bez etykietowania i wzajemnego wykluczania. Warto o tym pamiętać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.