Ta kobieta pisała historię Rzeczypospolitej i Warszawy. Dziś nieco zapomniana, 15 lipca obchodziłaby swój jubileusz - 366. rocznicę koronacji.
Maria Ludwika Gonzaga była żoną dwóch braci. Nie naraz, ma się rozumieć, wszak to katoliczce nie przystoi. Najpierw więc poślubiła Władysława IV, a kiedy ten królestwo ziemskie zamienił na niebieskie, nie odmówiła swojej ręki Janowi Kazimierzowi.
Ślub z Władysławem miał szczególny charakter, odbył się we Francji, a polskiego króla reprezentował Krzysztof Opaliński, notabene ten sam, który później zwrócił się przeciwko monarsze. Właściwie nazywała się Maria Gonzaga de Nevers. Nie, w tym czasie w Rzeczypospolitej nawet królowej nie godziło się nosić imienia matki Zbawiciela. Po ślubie musiała więc, nieboraczka, przechrzcić się. Zabieg był radykalny - nie na Mariannę, nie na Marynę, ale na Ludwikę, ot z francuska.
Obrotna, energiczna, kontrowersyjna, nielubiana przez polską szlachtę Gonzaga śmiało poczynała sobie w Warszawie. Kiedy pewnego razu osmętnica oplotła królową jak wąż, ta postanowiła myśli zwrócić ku rodzinnym stronom. Mówi się, że pobożne siostrzyczki królowa sprowadziła nad Wisłę tak naprawdę nie ku poprawie moralności stołecznych dziewcząt (tym właśnie miały zajmować się siostry), ale by pocieszyć spękane serce.
Historia przeszczepienia wizytek przez Marię, pardon! Ludwikę Gonzagę z Francji do Rzeczypospolitej to historia samotności, chciwości, lęku, potu, krwi i długiego wyczekiwania.
Najpierw przedłużały się pertraktacje z duchowieństwem francuskim. W końcu udało się przekonać (na swój sposób przekupić) tamtejszych decydentów, by przychylili się do prośby polskiej królowej i pobożne dziewice-pionierki do Warszawy wysłali.
Podróż odbyła się statkiem. Młode panny mdlały ze strachu jeszcze przed wejściem na pokład. Musiały się jednak uspokoić, kiedy zobaczyły, co im Gonzaga zgotowała. Za Julianem Bartoszewiczem: „Spiżarnia ich dobrze opatrzona składała się z mięsa solonego i świeżego, z baraniny, pasztetów i szynek, ze zwyczajnych sucharów, z kilku tuzinów doskonałych sucharków pieczonych na winie hiszpańskiem z cukrem i anyżem; miały z sobą pomarańcze i cytryny, kilkadziesiąt słoików wybornych konfitur, jarzyn i ziół (…) sto indyków i żywe barany w klatce, po trzy beczki wina, piwa i słodkiej wódki, a kilkanaście butelek wina hiszpańskiego, tyleż w stosunku innych napojów.”
Nie dziwi zatem, że w podróży nudno nie było. Tym bardziej że siostrom albo dokuczał sztorm, albo nękali je angielscy piraci, dla których panienki oraz ich zapasy stanowiły, pod wieloma względami, łakomy kąsek.
W końcu po trudach i znojach Francuzki dotarły do Warszawy. Tu samotna Gonzaga zaprzyjaźniła się z nimi, osobiście wyposażając ich klasztor (wykonywała dla nich robótki ręczne!). Czasem też wpadała za klauzurę na mały „hazardzik”.
Niedawno wizytki pokazały światu grę planszową, w którą trzy i pół wieku temu ich poprzedniczki grały ze swoją dobrodziejką. Ta zmarła 10 maja 1667 roku w Warszawie. Spoczęła na Wawelu, ale Warszawie pozostawiła swoje serce. Dosłownie!
Odseparowane od ciała przechowywane jest jako cenna relikwia w klasztorze sióstr wizytek przy Krakowskim Przedmieściu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).