Szukali cudu. Znaleźli, ale nie tak, jak to sobie zaplanowali.
Podczas studiów w Niemczech nie było mu po drodze z Panem Bogiem, na ślubie swojego brata czerwienił się, gdy na rzucone pytanie: – Gdzie jest ten klecha?, usłyszał tuż za sobą z ust księdza: – Tu jestem. Idąc do ślubu, nie umiał wyrecytować „Wierzę w Boga Ojca”, a zaświadczenie o odbytych naukach przedmałżeńskich po prostu sfałszował, „bo nie miał czasu na takie bzdury”. Pokochał kobietę. Razem mieli jasną wizję swego życia: wiedzieli, gdzie chcą pracować, jaki kolor będą miały ściany kuchni i salonu w domu, który postanowili wybudować, i dokąd pojadą na wakacje. – Zaplanowaliśmy wszystko oprócz problemów – mówi Krzysiek Szczepański. Przytakuje mu Magda, żona.
Dosyć tego!
Zielone ściany kuchni i wrzosowe ściany salonu przełamują święte obrazy: Macierzyństwa Maryi, Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi (te ostatnie dwa: jeden od pary z Sercem Jezusowym, a drugi pamiątkowy); jest też miejsce na wizerunek Maryi z Medjugorie, Jezusa Miłosiernego i św. siostry Faustyny. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu gospodarze spierali się o to, jak i czy w ogóle ustawić niewielki obrazek Matki Boskiej na kominku. – Tak, żeby nie burzył porządku estetycznego – mówi Krzysiek. Na swojego synka czekali z nieukrywaną dumą. Kiedy się urodził, nie posiadali się z radości. Brali w ramiona swoje maleństwo i przez kilkanaście miesięcy żyli w błogiej nieświadomości, że to, co dotychczas nazywali życiem – jest zwykłą wegetacją. Badanie USG małego Radka wykazało wadę nerek. Wizyta u nefrologa, tomograf komputerowy, konsultacje specjalistów przygotowały wyrok: wielotorbielowatość nerek i wątroby. Genetyczna czy recesywna? (pierwsza daje szansę na życie, druga przypomina tykającą bombę, która wybuchnie: po pierwsze na pewno, po drugie raczej wcześniej niż później – zapewniali lekarze, bez znieczulenia). Odpowiedź brzmiała: recesywna. – Bóg chce nam odebrać dziecko! – jęknąłem, łzy zalały mój świat, a ból stał się nie do zniesienia – wspomina młody ojciec. Życie obeszło się z nimi okrutnie. Zostali sponiewierani – po raz pierwszy aż tak potwornie, ale jeszcze nie tak, jak chciał Bóg.
Będzie jeszcze gorzej
Internet – kopalnia wiedzy i przerażenia. – Zacząłem szukać informacji o chorobie i sposobach jej leczenia – Krzysiek wraca pamięcią do czasu, gdy zachowywał się jak spłoszone zwierzę, które na oślep szuka drogi ucieczki. – Drastyczne opisy śmierci dzieci chorych na to samo co Radziu, dołowały mnie tak bardzo, że bliscy zaczęli obawiać się o to, czy nie sfiksuję. Byliśmy gotowi zrobić wszystko, żeby tylko ratować dziecko. Kiedyś natknąłem się na adres znachora z Ameryki Południowej, zaraz zacząłem rozważać sprzedanie domu i wszystkiego, co mamy, żeby tylko tam pojechać. W desperacji chwytali się każdej, nawet najbardziej absurdalnej opcji. Wciąż nie sięgali po to, co najprostsze. Woleli kluczyć i działać na oślep. Wreszcie któregoś dnia starszy brat Krzyśka wysłał SMS: „Sanktuarium Gidle”. – Wrzucone w internet wyrzuciło stronę miejsca. Natychmiast kliknąłem zakładkę „Uzdrowienia”. „Oto moje światło w tunelu”, ledwo pomyślałem i już siedziałem za kierownicą. Mimo mroźnej pogody gnałem do Gidli. Jechałem po cud. Przed cudowną figurką modliłem się jak tylko umiałem. W drodze powrotnej nie mogłem nie wstąpić na Jasną Górę. Tam przeczytałem, że w sobotę odprawiana jest nowenna do Matki Boskiej Częstochowskiej. Postanowiłem wziąć w niej udział z całą rodziną i tak też się stało – Krzysiek opowiada z żarliwością w głosie.
Rachunek zawodzi
Ich intencja była jedną z 4270, jakie zostały wtedy złożone. Pisali ją z sercami walącymi jak młoty, z oczami pełnymi łez. Prosili o pomoc, o wysłuchanie, o życie dla ich dziecka. O cud. Na początku modlitwy paulin zapowiedział, że z powodu ilości kartek symbolicznie przeczyta tylko dwie czy trzy. Wśród tych wyjętych z całej sterty była ta od Szczepańskich. – I tak stał się pierwszy cud. Bóg wziął się za nas. Oniemieliśmy z wrażenia. Nagle stanęliśmy wobec całej swojej nędzy: kalkulacji, magicznego myślenia, upartego trwania przy swoim scenariuszu. Po raz pierwszy Bóg nas sponiewierał – po swojemu. Pokazał nam nasze żałosne kombinacje, a zaraz potem przekonał: nie jesteście sami! – wspominają. To Szczepańskich „sponiewierał” miało od tego dnia oznaczać wielkie Boże: Hallo! Jestem tu! Proszę wziąć to pod uwagę! – i od tamtej chwili wydarza się wciąż. – Kiedy wracaliśmy do domu, myśleliśmy tylko o tym, żeby jak najszybciej zrobić USG, żeby usłyszeć upragnione zdumienie w głosie lekarza oznajmiającego: tu nic nie ma! – mówi Krzysiek. – Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Bo działo się o wiele więcej! Dopiero z czasem dowiedzieli się, że Maryja w znaku Cudownego Jasnogórskiego Obrazu jest także nazywana Królową Nawróceń. Dopiero z czasem przekonali się, że wtedy w Częstochowie weszli na drogę prawdziwego życia. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, planom i scenariuszom. Nie o to im przecież chodziło. Prosili o cud – otrzymali więcej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).