Czego Pani chciała? Może opisać życie w slumsach? Nie pani pierwsza i nie ostatnia. Mam coś opowiedzieć? Nie ma sprawy. Mam 14 lat....
Fascinación[1]
14:20. Wylatuję z katowickiego lotniska. Zafascynowana opowieściami o Macchu Picchu, cywilizacji Inków, źródle Amazonki czy położonym najwyżej na świecie jeziorze Titicaca, zmierzam do obranego celu. Jest nim oczywiście Peru – trzeci co do wielkości kraj Ameryki Południowej. Ten kontynent od zawsze budził moje zainteresowanie. Wiele wiadomości o nim wyniosłam jeszcze z lekcji historii czy geografii. Kolejnym źródłem mojej wiedzy były, nie ma co ukrywać, popularne w moim dzieciństwie południowoamerykańskie telenowele. Urzekły mnie krajobrazy Andów i Amazonii. Ludzie tego regionu świata od zawsze wydawali mi się bardziej uśmiechnięci niż Europejczycy i pozytywnie nastawieni do życia. Teraz miałam to sama sprawdzić i zweryfikować.
Turismo[2]
Lima. To pierwszy przystanek mojej podróży. “Miasto królów” jest stolicą, głównym ośrodkiem turystycznym i gospodarczym kraju. Zostało założone w 1535 roku przez Francisco Pizaroo. Temperatura powietrza wynosi 20 st. C, świeci słońce. Nie zobaczę więc mistycznej mgły o nazwie garua, która stosunkowo często pojawia się nad miastem. Nic straconego, bowiem popularne zabytki stoją na swoich miejscach. Na Plaza Mayor widzę głównie budynki związane z instytucjami państwowymi. Mijam Pałac Arcybiskupa oraz Gubernatora. Główną ulicą Jiron dochodzę do Pałacu Rządowego. Zwiedzam szesnastowieczną katedrę oraz klasztor św. Franciszka. Ulicą przechodzi tłum kibiców. Jak się dowiaduję, tutejsza drużyna piłkarska - Universitario Lima rozgrywa dziś mecz. Kolejnymi miejscami, w które się udaje, są stare miasto i najstarszy na kontynencie uniwersytet. Robię sobie zdjęcie przy wykonanej z brązu fontannie. Jest już późno, dlatego udaje się na nocleg.
Caminar[3]
Wczoraj towarzyszył mi przewodnik, dziś już sama wyruszam na wycieczkę po Limie. To miasto o powierzchni ponad 2 mln km2 zamieszkuje około 8 mln osób. Jest naprawdę ogromne i różnorodne. Luksusowe hotele kontrastują z pamiętającymi kolonializm, kolorowymi kamieniczkami. Co kilkaset metrów znajdują się place z fontannami, ławeczkami czy niewielkimi sklepikami. Tym, czego nie spotkamy w Polsce są na pewno żółte sygnalizatory świetlne oraz wsiadanie do autobusów praktycznie w każdym miejscu. Stolica Peru jest dla mnie niemożliwa do pokonania pieszo. Pomiędzy dzielnicami poruszam się taksówką. Zobaczyłam już najpopularniejsze zabytki, poznałam najważniejsze fakty historyczne. Stanowią one wprowadzenie, do tego, co chcę zrobić. Zależy mi na tym, aby choć w niewielkim stopniu poznać tutejszą ludność oraz odwiedzić miejsca, o których nie wspominają przewodniki turystyczne.
Slumsy
Lima jest miastem intensywnie rozwijającym się. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie część położona nad Pacyfikiem. Utkwiły mi w pamięci wysokie wieżowce na tle Oceanu. Na terenie stolicy znajduje się stosunkowo dużo zieleni. Kwieciste parki obok plaży, autostrady wzdłuż wybrzeża. Lima niesamowicie wygląda nocą. Oświetlenie jest wręcz doskonałe. Niewątpliwie warto tu przyjechać. To jednak same jasne strony peruwiańskiej metropolii. Rozciąga się ona aż do zboczy Andów. Im dalej w stronę gór, tym bardziej krajobraz się zmienia. Więcej w nim surowości, a jednocześnie mniej nowoczesności. Udałam się na peryferie. Stromymi uliczkami spacerowałam po górskich wioskach. Zgiełk miasta, hałas silników samochodowych zostały gdzieś daleko. Ludzie spieszący się do swoich zajęć czy głośni handlarze zniknęli. Oprócz gór, które dominują nad tym terenem, dostrzegam też pola kukurydzy, kawy i herbaty. Na polanach pasą się owce oraz lamy. Mamy do czynienia z inną stroną Limy. Na uboczu mieszkają głównie ludzie, których po prostu nie stać na życie w centrum stolicy. Miejsce to ma jeszcze jedną nazwę - slumsy.
Rosario, Lorita, Javier
Spotykam grupę dzieci. Siedzą na prowizorycznej ławce. Mają tamburyno i rozstrojoną gitarę. Pytam czy zagrają coś dla mnie. Odpowiadają, że za pieniądze. Wrzucam kilka monet. Grają przeciętnie, ale z zaangażowaniem. Nawiązuje rozmowę, która trwa… do późnego wieczora. Rosario i Javier są rodzeństwem. Mają jeszcze dwóch braci. Ojciec opuścił rodzinę kilka lat temu, zaś matka pracuje w gospodarstwie rolnym. Prawie jej nie widują. Opowiadają mi przeróżne historie ze swojego życia, a także z życia tutejszych mieszkańców. Druga strona Limy to kraina uboga i nędzna. Czym zajmują się tutejsze dzieci? Najczęściej żebrzą, czyszczą samochody i zbierają złom. Javier dopowiada, że on i jego koledzy sprzedają też cukierki, roznoszą gazety, a także noszą bagaże podróżnych. Cała trójka mieszka na ulicy, jak sama mówi. Konwencja Praw Dziecka z 1989 wyróżnia trzy typy „dzieci ulicy”. Pierwsze z nich po prostu na niej żyją. Rodzice najczęściej się nimi nie interesują. Drugą grupę stanowią nieletni pracujący, którzy w tym miejscu zarabiają na swoje utrzymanie. Są jeszcze dzieci, które z całymi swoimi rodzinami żyją w ten sposób. Lorita zalicza się do tych ostatnich. Śpi w kartonie albo na gazetach. Za poduszkę służą jej własne buty, ponieważ obawia się ich kradzieży.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.