Naciski na Komisję ONZ ds. Ludności i Rozwoju idą w kierunku nadania dzieciom praw seksualnych i reprodukcyjnych z pominięciem zgody rodziców. Dotyczyć to może nawet 10-latków - alarmują obrońcy rodziny z amerykańskiego instytutu C-Fam.
Seksualne i reprodukcyjne prawa człowieka (SRHR) to określenie, w skład którego wchodzi m.in. aborcja, antykoncepcja i seksedukacja. Żaden powszechnie uznawany traktat międzynarodowy nie uznaje istnienia takich prawa człowieka. Dlatego środowiskom promującym aborcję czy antykoncepcję tak bardzo zależy na ich uznaniu. Starają się nawet o objęcie nimi dzieci.
C-Fam donosi, że proaborcyjna Międzynarodowa Federacja Planowanego Rodzicielstwa (IPPF) oświadczyła, iż „przepisy, które ograniczają dostęp młodych ludzi do seksualnych i reprodukcyjnych usług zdrowotnych poprzez wymaganie zgody rodziców lub współmałżonka, muszą być usunięte lub wycofane ze stosowania”. Podobna organizacja IPAS idzie nawet dalej i twierdzi, że młodych należy uznać za niezależne podmioty wolne od wszelkich przeszkód, które ignorują ich „zdolność do podejmowania świadomych decyzji”.
C-Fam ostrzega, że podobny punkt widzenia zdaje się zyskiwać przewagę w negocjacjach nad stworzeniem ONZ-owskiego dokumentu dotykającego tych kwestii.
Niepokojąca w tym kontekście jest wypowiedź sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-Moona, który stwierdził, że „młodych, tak samo jak wszystkich ludzi, obejmuje prawo człowieka do zdrowia, w tym zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.