Zamarzająca woda święcona, kaszlący kapłan i skuleni uczestnicy Mszy św., którzy mimo kilku swetrów trzęsą się z zimna... Bywa, że grzanie świątyni przekracza możliwości parafii. Czasem jednak podjęcie tego wyzwania jednoczy ludzi w działaniu i jest okazją, by doświadczyć cudów Bożej Opatrzności.
Dariusz Szczyrbuła tłumaczy, że część kościołów korzysta z ciepła miejskiego, z elektrociepłowni, ale bywa inaczej – jedna z dużych wrocławskich świątyń dzięki sponsorowi, który ufundował piec odpowiedniej wydajności, ma własną kotłownię gazową, z której ciepło
jest rozprowadzane kanałami. – Takie kanały znajdowały się w kościołach już pod koniec XIX w. Wtedy najczęściej budowano przy nich kotłownie, w których trzeba było palić. Dziś rygory dotyczące ochrony środowiska nie pozwalają na takie rozwiązanie. Obecnie najczęściej mamy piece akumulacyjne i kanały, przez które ciepłe powietrze jest nadmuchiwane. Pojawia się tu jednak problem kurzu osadzającego się na zabytkowym wyposażeniu kościoła. Nie można zbyt mocno ogrzewać wnętrz z zabytkowymi rzeźbami, obrazami – ponieważ zbyt duże różnice temperatur, różnice wilgotności źle na nie wpływają. Może też nastąpić np. łuszczenie się farby na ścianach. Co prawda gotyckie mury wznoszone z cegły kumulują wilgoć w sposób stosunkowo nieszkodliwy, ale i tu trzeba pamiętać o odpowiednim wietrzeniu wnętrza w okresie letnim, by wilgoć mogła się ulotnić.
Z pomocą św. Antoniego
– Kiedy przyjechałem do Wrocławia jako proboszcz, jedną z pierwszych ważniejszych informacji była ta, że w związku z katastrofą budowlaną w dawnym klasztorze franciszkanów [sąsiadującym z obecnym klasztorem paulińskim], zostało odcięte ogrzewanie kościoła – mówi o. Mariusz Tabulski, przeor wrocławskich paulinów. – Zima z nieogrzewanym kościołem, zakrystią, salami duszpasterskimi, bardzo dała nam się we znaki. Próbowaliśmy się dogrzewać grzałkami, nagrzewnicami. Wysiadały przy tym korki, paliły się instalacje. Ojców „dopadały” zaziębienia, choroby zatok. Widzieliśmy mnóstwo ludzi, którzy przychodzą do zimnego kościoła na adorację i do spowiedzi... Przetrwaliśmy jakoś tę zimę, ale w moim sercu pojawiło się pragnienie, by zrobić wszystko, żeby kościół był ogrzewany. Niektórzy odradzali to przedsięwzięcie ze względu na koszty. Nie wystarczy przecież zainstalować ogrzewanie; wiele kosztuje także jego utrzymanie, a parafia nie jest zamożna. Towarzyszyło mi jednak przekonanie, że nie można tego odkładać, że ta sprawa ma przede wszystkim duszpasterski wymiar. Jan Paweł II powtarzał, że „człowiek jest drogą Kościoła”. Trzeba pochylić się nad jego potrzebami.
Zabytkowy kościół pw. św. Antoniego, z cennymi obrazami w środku, ma swoje wymagania. Po konsultacjach z konserwatorem został wybrany odpowiedni wariant – ogrzewanie kanałowe, zainstalowane przy bocznych ołtarzach. Rozwiązanie okazało się bardzo drogie. – Prace rozpoczęliśmy wiosną – wspomina o. Mariusz. – W tym czasie znalazłem w kościele kopertę wypełnioną pieniędzmi – dar anonimowego ofiarodawcy – dokładnie w takiej ilości, jaka była potrzebna na tę inwestycję... Miała ona pierwotnie kosztować 200 tysięcy, ale ostatecznie dzięki życzliwości wykonawców prac i zapewne dzięki św. Antoniemu – specjalisty od spraw niezwykłych, całość kosztowała 120 tys. To, że udało się przeprowadzić prace, było wynikiem całego splotu okoliczności. Sprawie tej pomógł poniekąd nawet wypadek z krzyżem, który spadł z kościelnej wieży. Ekipa górali, która pracowała przy naprawie, zajęła się przy okazji zrobieniem kanałów do ogrzewania. Działa ono od jesieni 2009 r. W kościele jest temperatura taka, na jaką pozwalają konserwatorskie wymagania, ale wystarcza ona w zupełności, by modlić się tu, nie myśląc o chłodzie. – Przy dużych mrozach ogrzewanie jest kosztowne, ale dzięki Bożej Opatrzności i życzliwości ludzi nie mamy problemów z opłaceniem rachunków – podkreśla ojciec przeor.
– Myślę, że trzeba zaufać Bogu i iść za tym, co pomaga ludziom. Jeśli z lęku nie podejmie się odważnych działań, może być tak, że wierni przestaną przychodzić do lodowatego kościoła i jeszcze trudniej będzie go utrzymać. Ludzie dziś są przyzwyczajeni do pewnego komfortu. W supermarketach czy galeriach – których niedzielny obchód dla niektórych stał się niemal liturgicznym obrzędem – jest miło, estetycznie i ciepło. Jeśli w kościele czy w salach duszpasterskich służących do różnych spotkań czeka na nich ekstremalnie zimna temperatura, nie przyjdą. Remont to przede wszystkim gorąca modlitwa, bo „jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się ci, którzy go wznoszą”.
A jeśli nie mamy żadnej możliwości, by pomodlić się w ciepłym kościele? Pozostaje pewnie okazja do – choćby drobnego – wyrzeczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.