Ciągle działają ideolodzy, którzy są odpowiedzialni za morderstwa księży i do dzisiaj próbują być władcami dusz – podkreśla abp Józef Michalik polemizując z teza o upolitycznieniu części Kościoła w naszym kraju. W rozmowie z KAI ubolewa, że czołowe polskie media często stają się centrami rozsiewania relatywizmu religijnego, moralnego, społecznego, narodowego.
KAI: Kto jest Księdzu Arcybiskupowi najbliższy wśród dawnych i współczesnych mistrzów życia duchowego?
– Poczytuję sobie za szczęście, że spotkałem w życiu wielu niezwykłych ludzi. Dzisiaj widzę, że Pan Bóg tak mnie prowadził, abym widząc ich budował się świadomością, że dobro, świętość są i dziś możliwe, mimo że mnie daleko do niej. Wychowywałem się w środowisku, w którym ksiądz był pozytywnym wzorcem i był potrzebny ludziom, nie dlatego, żeby rozdawał jakieś dobra materialne, ale dlatego, że budził godność, dawał motywy do życia, do przezwyciężania przeszkód w niezmiernie trudnym okresie powojennym. Później, w seminarium, spotkałem wybitnych profesorów. To byli ludzie bardzo autentyczni. Choćby bp Mikołaj Sasinowski, który podczas II wojny światowej był kapelanem polskich wojsk lotniczych we Francji, Afryce Północnej oraz Wielkiej Brytanii, wychowany w harcerstwie człowiek silnej wolni i niezwykle gorliwy pasterz. Kolejnym autorytetem Innym był bp Czesław Falkowski, były rektor Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, wielki humanista, wybitny orator, o którym kiedyś Ojciec Święty i abp Ablewicz powiedzieli, że takich ludzi już dzisiaj nie ma. Następnie kard. Stefan Wyszyński – przecież to gigant duchowy i święty. Wszyscy jesteśmy wychowani na jego wzorcu! Umieliśmy powtórzyć z pamięci fragmenty jego kazań, bo utożsamialiśmy się z tym, co on mówił. Wraz z nim przeżyliśmy ataki na Kościół w latach sześćdziesiątych. Niezwykłe wrażenie wywierał kard. Wojtyła jako metropolita krakowski, a następnie jako papież. Był tak niezwykle prosty i bezpośredni, skoncentrowany na Bogu i drugim człowieku, że chłonęliśmy go całym sercem. Kiedyś spytał: „Jak ty sobie radzisz?”. Początkowo byłem zastępcą przewodniczącego, prymasa kard. Józefa Glempa i powiedziałem, że trafiłem na miejsce, które kiedyś w episkopacie Polski zajmował Ojciec Święty oraz, że często zastanawiam się jakby na moim miejscu zachował się kard. Wojtyła. Kiedy dzieliłem się swoimi doświadczeniami, mówił: „Ja też to nieraz przeżywałem i, wiesz, nieraz to lepiej przeczekać”. Nie chodziło o przeczekanie, żeby unikać podejmowania decyzji, ale poprzez cierpliwość wyłowić ludzi, którzy pomogą rozwiązać trudny problem.
Mam świadomość, że darem było spotkanie świętych naszych czasów. Znałem osobiście i wiele razy spotykałem się z bł. Matką Teresą. Była bezpośrednim interlokutorem Papieskiej Rady ds. Świeckich. Inną ważną dla nas i dla mnie postacią była Chiara Lubich – założycielka i przywódczyni ruchu Focolari, której uznanie świętości jest pewnie tylko kwestią czasu. Współpracowałem przy realizacji różnych programów z Bratem Rogerem, mam zresztą wiele osobistych listów od niego. Wspomnę też ks. Luigi Giussani, założyciela międzynarodowego ruchu katolickiego Comunione e Liberazione (Komunia i Wyzwolenie) czy żyjącego nadal Jean Vanier, organizatora wspólnot L'Arche i Wiara i Światło, w których wspólnie żyją osoby niepełnosprawne intelektualnie i dzielący z nimi życie pełnosprawni.
Miałem okazję obserwować bogactwo ruchów i wspólnot katolickich, ale także pewne wynaturzenia innych. Dlatego mam dzisiaj odwagę, by radykalnie oceniać lub określać pewne niebezpieczne tendencje, bo wiem do czego to prowadzi. Stawianie wymagań i posłuszeństwo Kościołowi jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Kiedyś po podróży Jana Pawła II do Stanów Zjednoczonych zapytałem go o ocenę Ameryki jako takiej. Papież po chwili namysłu powiedział: „Sądzę, że Amerykę trzeba bronić przed nią samą”. Ta uwaga pochodzi sprzed dwudziestu lat...
Wracając do mistrzów, wyznam, że bardzo lubię lekturę średniowiecznych i nowszych anonimowych mistrzów duchowości, dlatego, że tam, niknie człowiek a bardziej jawi się Pan Bóg. Staram się śledzić literaturę współczesną, ratować swoje myślenie rozważaniami innych, ale kiedy przyjdzie zabrać głos, ciągle odczuwam niedosyt, wiem, że to nie jest to, czego szukam i co chciałbym przekazać innym.
KAI: Czy Ksiądz Arcybiskup prowadzi dziennik?
– Czasami robię jakieś notatki dotyczące bieżących wydarzeń, z myślą, że kiedyś może mi się to przyda, ale, niestety, nieregularnie. Zapisuję też niekiedy wrażenia z lektur i żałuję, że nie pisałem systematycznie i w jednym kluczu bo dzięki temu mógłbym dziś zrekonstruować i ocenić swój własny proces oceny wartości, a może i coś więcej.
Rozmawiali: Tomasz Królak i o. Stanisław Tasiemski OP / Warszawa
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).