Seminaria. Liczba powołań kapłańskich w Polsce utrzymała się na prawie identycznym poziomie jak w zeszłym roku. Nowy rok akademicki rozpocznie w tym roku co najmniej 6427 kleryków.
Najwięcej kleryków kształci się w tarnowskim seminarium duchownym – 242. W dalszej kolejności pod względem liczby alumnów są seminaria w Katowicach, gdzie do kapłaństwa przygotowuje się 190 młodych mężczyzn, w Przemyślu, gdzie są 173 osoby, w Lublinie – 156 i w Warszawie – 152.
Wśród seminariów zakonnych najwięcej osób, bo aż 126, kształci się u ojców dominikanów w Krakowie, a także u misjonarzy oblatów w Obrze – 100, franciszkanów konwentualnych w Krakowie – 99 i kapucynów w Lublinie – 98. Po 88 kleryków mają krakowskie seminarium ojców salezjanów oraz seminarium Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej w Poznaniu.
Ksiądz Jerzy Paliński, rektor seminarium z Katowic, zauważa, że młodzi ludzie, którzy dzisiaj zgłaszają się do seminariów, prawie zawsze zachwycili się chrześcijaństwem dzięki jakiejś wspólnocie. – Większość z nich była zaangażowana na przykład w ruchu oazowym. Na 43 kandydatów na pierwszy rok 39 było ministrantami – zdradza.
Czym się różnią dzisiejsi klerycy od tych sprzed lat? – Pokolenie, które przychodzi dziś do seminariów, to ludzie ciekawi, bardzo ambitni, bez kompleksów, wykształceni, często już rozbudzeni w życiu duchowym, bo wywodzą się z różnych ruchów religijnych – ocenia ks. Krzysztof Pawlina, przewodniczący konferencji rektorów seminariów. – Ale z drugiej strony są to ludzie krusi, którym brak wytrwałości. Cechuje ich to, co produkuje nasza cywilizacja, a więc brak relacji w domu, w społeczeństwie – zauważa.
– Oni nie są ani gorsi, ani lepsi od poprzednich kleryckich roczników. Są po prostu inni – dodaje ks. rektor Paliński. – Tamci byli otwarci, pobożni i szczerzy, i ci też są, choć w inny sposób. Tak jest, bo czasy są inne – mówi.
Ksiądz Pawlina nie zgadza się z opinią, że polscy klerycy w czasie trwających sześć lat studiów seminaryjnych są wychowywani w izolacji od świata zewnętrznego. – My żyjemy światem, modlimy się za ten świat za seminaryjną furtą. I my wiemy, jakie są jego problemy – mówi. – Ale chcemy też odejść od biegu normalnego życia po to, żeby wejść w inny świat. Ludzi przychodzących do seminarium chcemy wprowadzić w świat Boga, w świat ciszy, żeby człowiek usłyszał siebie, mógł siebie lepiej zrozumieć i skonfrontować, czy to jego wewnętrzne wołanie jest powołaniem, czy tylko mu się tak wydaje. A w tym bałaganie świata i w tym zagłuszaniu tego się nie da rozwiązać – dodaje.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.