Czy wolno walczyć o swoje? Tak. Byle zachować umiar. Bo przecież ostatecznie nie sprawa się liczy, a człowiek.
Kolejny odcinek cyklu o społecznym nauczaniu Kościoła "Dla dobra naprawdę wspólnego".
Byle moje było na wierzchu. Skąd to znamy? Właściwie gdzie się człowiek nie obróci widzi taką postawę. Ba, widzi ją nawet, gdy zajrzy w głąb swojego serca. Ale jednak tylko w niewielu wypadkach przeradza się ona w potępiany przez Kościół terroryzm. Jego istotą jest to, że po to, by wymóc na decydentach jakieś ustępstwa uderza się w Bogu ducha winnych, szarych obywateli. Bo o ile owi decydenci są zazwyczaj lepiej czy gorzej chronieni, ci zwyczajni obywatele są bardzo łatwym celem.
To jedna z „najbardziej brutalnych form przemocy, która wstrząsa dziś międzynarodową wspólnotą: sieje nienawiść, śmierć, pragnienie zemsty i odwetu” – napisano w Katechizmie Kościoła katolickiego. A święty Jan Paweł II w jednym ze swoich orędzi na Światowy Dzień Pokoju (z 2002 roku) pisał: „Terroryzm rodzi się z nienawiści i powoduje izolację, nieufność, zamknięcie. Przemoc wyzwala przemoc w tragicznej spirali, wciągającej także nowe pokolenia, które w ten sposób dziedziczą nienawiść, jaka dzieliła poprzednie generacje. Terroryzm bazuje na pogardzie dla ludzkiego życia. Właśnie dlatego jest nie tylko motorem niewybaczalnych zbrodni, lecz on sam - używając terroru jako strategii politycznej i ekonomicznej - stanowi prawdziwe przestępstwo przeciw ludzkości”.
Szczególnie odrażającym jest, gdy terroryści ogłaszają, że działają w imię Boga. „To profanacja i bluźnierstwo” – głosi Kościół. Tym sposobem traktuje się instrumentalnie nie tylko człowieka, poświęcając go dla idei, ale także samego Boga. Bo używa się Go dla realizacji swoich planów, zamiast Mu się z miłością poddać. Także nazywanie tych, którzy giną w samobójczych atakach terrorystycznych „męczennikami” jest wypaczeniem tego pojęcia – przypomina Kościół Przecież męczennikiem jest ktoś, kto pozwala, w imię wierności Bogu i Jego miłości, zabić samego siebie, a nie ktoś, kto zabija innych.
A jednak, choć Kościół potępia terroryzm i uznaje prawo społeczeństwa do obrony przed nim, przestrzega: „prawo to nie może być (...) stosowane w próżni pozbawionej reguł moralnych i prawnych, ponieważ walka z terrorystami powinna być prowadzona z poszanowaniem praw człowieka i zasad państwa prawa”. I zwraca uwagę, że uznanie kogoś za terrorystę powinno być zawsze poparte należytymi dowodami. Bo odpowiedzialność karna jest odpowiedzialnością osobistą i nie można winy za terroryzm przypisywać całym narodom albo grupom narodowym czy etnicznym. Jakże by się chciało przypomnieć tę prawdę także w sprawach mniejszej wagi: nie każdy przestępca jest zaraz zwyrodnialcem, nie każdy kibic bezwzględnym oprychem...
Kościół zwraca też uwagę na jeszcze jedną rzecz: na konieczność zwalczania przyczyn, dla których terroryzm wydaje się niektórym metodą na rozwiązywanie problemów: łamanie prawa i niesprawiedliwość. Zwłaszcza długotrwałe. Ciągła konieczność znoszenia uciemiężenia i upokorzeń sprawia, że człowiek w końcu ma dość. A nadzieja na lepsze jutro przyćmiewa mu rozsądek...
Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).