Co cesarskie, a co Boga?

Słynne powiedzenie Jezusa, co oddać Cezarowi, a co Bogu, bywa używane dla uzasadnienie istnienia dwóch różnych porządków. A przecież wszystko, co Cezara, jest ostatecznie też Boże.

Reklama

W naszym przypominaniu katolickiej nauki społecznej doszliśmy do zagadnienia relacji władzy, prawa i sumienia. Teoria? Wyjątkowo często mająca przełożenie na praktykę.

Dość często, powołując się na Jezusową sentencję, by co cesarskie oddać Cezarowi, a Bogu, co należy do Boga, próbuje się mówić o autonomii porządku religijnego i politycznego.  Autonomii rozumianej jako odrębności tak zasadniczej, że przekraczanie granicy miedzy nimi traktowane jest nieomal jak zbrodnia. Niewierzący są przy tym w komfortowej sytuacji. Oni Boga nie uznają, więc i oddawaniem Mu tego co boskie wcale się nie przejmują. Za to wierzących stawia to w dość trudnym położeniu. Nie tylko wymusza trwanie w jakimś dualizmie myślenia inaczej w kościele, inaczej w urzędzie. W konsekwencji nie pozwala katolikowi mieć żadnych poglądów niezgodnych z tym, co akurat obowiązuje w danym państwie. Bo jeśli juz je ma natychmiast jest oskarżany o to, że miesza porządki.

Jak temu zaradzić? Chrześcijanie wierząc, że cały świat jest Bożym stworzeniem znajdują prostsze rozwiązanie tego dylematu.

Władza to służba

Po co w ogóle jakąś władza? Anarchia nie byłaby lepsza? Jest potrzebna – jak to mądrze mówi się w katolickiej nauce społecznej – ze względu na zadania jakie się przed nią stawia. Czyli dokładnie z tego samego powodu, z jakiego społeczeństwo potrzebuje sprzątających ulice, piekarzy, sprzedawców, lekarzy i mechaników samochodowych. Tyle że zadaniem władzy politycznej nie jest sprzątanie czy naprawa samochodów, a zapewnienie uporządkowanego i uczciwego życia wspólnoty narodowej (państwowej). Nie ma przy tym zastępować wolnego działania jednostek i grup, lecz je normować i ukierunkowywać na dobro wspólne.

Bo władza powinna służyć dobru wspólnemu. I dlatego też powinna zawsze być sprawowana w granicach porządku moralnego. Powinna chronić prawa, które ów porządek moralny wspierają, a zmieniać na lepsze te, które będąc niesprawiedliwe nie służą dobru wspólnemu. Takiej władzy chrześcijanie zobowiązani są okazywać posłuszeństwo. Zawsze jednak – co ważne – w zgodzie z własnym sumieniem. Bo podmiotem władzy zawsze jest naród. I to on, ze względu na dobro wspólne,  przekazuje rozporządzanie swoją suwerennością różnym osobom. Ciągle jednak zachowuje prawo do kontroli. Nie tylko może rozliczać władców, ale także ich zmieniać zastępując kimś innym.

Wedle prawa, nie zachcianek

Podstawą tych działań powinno więc być prawo moralne. Ma ono szanować i popierać istotne wartości ludzkie i moralne. Nie może być tymczasowe i zmienne, zależne od opinii społecznej. No dobrze, powie ktoś, ale jak pogodzić różne wizje tego co dobre, do sprawiedliwe i godziwe?

Inspirując się nauka Pisma Świętego w ciągu wieków chrześcijaństwo wypracowało koncepcję praw naturalnego. To pochodzące od Boga prawo – uczy Kościół – wypisane jest w sercu każdego człowieka. I każdy człowiek – uważają chrześcijanie –  jeśli tylko kieruje się dobrze ukształtowanym sumieniem wie, co jest dobre, a co złe.

Święty Tomasz tak o tym pisał: „O tyle prawo ludzkie ma istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z należycie ustawionym rozumem. I wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś odchodzi od rozumu, zwie się prawem niegodziwym. W takim bowiem razie nie ma istotnych znamion prawa, ale raczej znamiona jakieś przemocy lub gwałtu”.

Przykłady? Trudno uznać za dobra i sprawiedliwa aborcję. Jasne, w tej sytuacji ma miejsce ścieranie się różnych interesów: ci., którzy chcą się pozbyć dziecka mówią o swojej wolności wyboru. Ale zabijane dzieci, gdyby miały głos, mogłyby postawić na przeciwnej szali prawo znacznie bardziej podstawowe niż wolność: prawo do życia. Życie jest chyba ważniejsze niż możliwość wyboru, prawda? Trudno więc uznać, że ci, którzy tego prawa dzieci do życia nie chcą widzieć kierują się naprawdę rozumem, a nie swoim chciejstwem. Podobnie z różnymi przywilejami, jakie te czy inne grupy wywalczyły sobie w społeczeństwie. „Mnie się należy, bo ja ciężko pracuję”, wypowiadane przez tego czy owego uprzywilejowanego to nieuczciwe deprecjonowanie pracy pozostałych. Jeśli jesteśmy obywatelami jednego państwa. Zarówno ciężary jak i przywileje powinniśmy mieć rozłożone tak samo. Inaczej jeden żyje kosztem drugiego. I nie zmieni tej prawdy święty gniew ani robienie burd na ulicach.

Widać z tego, ze dobre prawo stawia człowieka w sytuacji podległości Bożemu prawu. Kto by takie prawo odrzucał, odrzucałby Boga. Jeśli jednak jakaś władza nie stara się realizować dobra wspólnego zaprzecza celowi, do którego została powołana. I tym samym się delegalizuje.

Sprzeciw, który jest obowiązkiem

Jeśli cesarz domaga się tego, co należy się Bogu, chrześcijanin ma prawo a nawet obowiązek się sprzeciwić – uczy Kościół. „Obywatel nie jest zobowiązany w sumieniu do przestrzegania zarządzeń władz cywilnych, jeśli są one sprzeczne z wymaganiami porządku moralnego, z podstawowymi prawami osób lub wskazaniami Ewangelii” (KKK 2242).

Kościół podkreśla, że taka odmowa jest z jednej strony obowiązkiem, ale z drugiej także prawem człowieka. Dlatego nikt nie powinien być za nią karany. Powinna być dla stanowiących prawo swoistym wyrzutem sumienia. Pisał Jan Paweł II w Evangelium vitae (74): „Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może  być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne konsekwencje prawne,  dyscyplinarne, materialne czy zawodowe”. Jak to wygląda w polskich realiach, niedawno mogliśmy zobaczyć...

Istnienie niemoralnego prawa nikogo nie usprawiedliwia popełnionych niegodziwości. Chyba że człowiek uczestniczy w nich wbrew swojej woli i zgadza się na uczestnictwo w tym złu dla obrony większego dobra. Na przykład adwokat zmuszany do prowadzenia sprawy rozwodowej. Ale tak czy inaczej każdy kiedyś odpowie za swoje czyny przed Bogiem. I to, że prawo coś tam nakazywało nie będzie żadnym usprawiedliwieniem. Zwłaszcza jeśli człowiek wypełnia to prawo gorliwie czy z własnej inicjatywy, gdy mógłby się od jego stosowania wykpić.

Warto dodać, że w świetle katolickiej nauki społecznej człowiek ma prawo przeciwstawiać się władzy. Nawet w niektórych wypadkach zbrojnie *, choć Kościół pamiętając jak wiele to przynosi nieszczęść zdecydowanie preferuje tzw. bierny opór. Człowiek ma prawo sprzeciwić władzy, gdy „poważnie i często łamie ona zasady prawa naturalnego”. To prawo natury jest właśnie podstawa prawa do oporu.

Troszcząc się o dobro wspólne ma też oczywiście prawo wymierzać kary. Ale  o tym już może w jednym z następnych odcinków.

Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.

* Zbrojny opór przeciwko uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki:

  1.  W przypadkach pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw
  2. Po wyczerpaniu wszystkich innych środków
  3. Jeśli nie spowoduje  to większego zamętu
  4. Jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia
  5. Jeśli nie można rozumnie przewidzieć innych rozwiązań (KKK 2243)                                                                                
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama