Może to nie wszystkim mieści się w głowie, ale bez państw da się żyć. Sęk w tym, że pod pewnymi względami lepiej chronią człowieka i jego prawa niż inne, mniejsze i słabsze wspólnoty.
Okropne to państwo, prawda? Sporo na nie w ostatnich odcinkach cyklu o katolickiej nauce społecznej ponarzekałem. Że się wtrąca, ze paraliżuje obywateli i mniejsze ich wspólnoty. A jednak ma sens. Oczywiście jeśli dobrze wypełnia swoje zadanie. Tak przynajmniej uczy Kościół.
Po co istnieje? „Ze względu na cel, którego nie udałoby się osiągnąć w inny sposób. Jest nim najpełniejszy wzrost każdego z jej (wspólnoty politycznej, państwa) członków, powołanych do stałej współpracy w realizacji dobra wspólnego”. Mądrze powiedziane. A konkretniej?
Chodzi pewnie o to, że większy może więcej. Średniowieczna Europa była swego czasu podzielona na wiele małych organizmów. To było na pewno lepsze niż anarchia jaką wytworzył upadek Cesarstwa Rzymskiego i wędrówki ludów. Działało nawet nieźle. Ale pod warunkiem, że tym organizmom nie zagrażał większy i silniejszy. Niekoniecznie zresztą jakieś inne państwo. Czasem po prostu PROBLEM, którego stosunkowo mała wspólnota nie była w stanie sama rozwiązać. Państwo, jako wspólnota z natury większa, silniejsza i bardziej zróżnicowana bardzo się wtedy przydaje.
Katolicka nauka społeczna preferuje państwa narodowe. Takie rozwiązanie pozwala uniknąć wielu problemów jakie rodzi istnienie państw złożonych z różnych narodów, w których często jedni czują się krzywdzeni przez drugich. Owszem, mniejszości, których istnienia raczej nie da się uniknąć, w takim państwie też mają swoje prawa. W tym podstawowe, prawo do istnienia. Z drugiej jednak strony kiedy już dwa narody, mające za sobą siłę państwa wchodzą w konflikt....
Może wyjdzie że jestem złośliwy, ale w takich razach wzajemne pretensje narodów przypominają nieco kłótnie pseudokibiców. Tyle że bijatyka przy tym większa i bardziej krwawa., a i racje okraszone górnolotnymi, patriotycznymi hasłami. Państwa wielonarodowe zaś to wcześniej czy później zarzewie konfliktów wewnętrznych. Trudno ostatecznie rozstrzygnąć jak jest lepiej... Na szczęście katolicka nauka społeczna niczego nie dogmatyzuje :)
Jeśli celem państwa – jak to napisałem wcześniej - jest „możliwie najpełniejszy wzrost każdego z jej członków” jasnym jest, że jego zadaniem jest stworzenie każdemu obywatelowi takich warunków, w których będzie on mógł w pełni korzystać z praw jakie mu jako człowiekowi przysługują i jednocześnie będzie mógł wypełniać związane z tymi prawami obowiązki. Zbyt uczenie? To proste. Państwo jest dla swoich obywateli. Nie odwrotnie. To im ma się dzięki państwu lepiej żyć. Dopiero z tego celu wynika drugie: obowiązek troski każdego obywatela o dobro wspólne.
Zawsze musi być jednak zachowana ta kolejność. Kiedy się ją przestawia, kiedy to w pierwszym rzędzie obywatele mają służyć państwu, wtedy państwo się wynaturza. Bolesnym tego przykładem są systemy totalitarne XX wieku, w których dla mglistych idei państwa bez skrupułów poświęcano jednostki. Bo zapomniano, że celem państwa zawsze powinna być ochrona praw człowieka, a nie wdrażanie jakichś idei.
Jak takie państwo powinno być urządzone? To oczywiście znacznie szerszy problem, o którym będzie jeszcze mowa w kolejnych odcinkach cyklu. Teraz tylko o tym całkiem podstawowe. Wbrew mniemaniu niektórych nie chodzi o całkowitą równość wszystkich obywateli. No, może z wyjątkiem równości wobec prawa. Ani też o całkowitą wolność każdego obywatela. Chodzi o ułożenie wszystkich tych spraw sprawiedliwie i po bratersku. Tak to się w kns ujmuje. Dopiero w duchu sprawiedliwości i braterstwa ma sens mówić o wolności czy równości. A najlepiej, gdyby sprawiedliwość stopniowo wypiera coś, co można by nazwać cywilizacją miłości.
Można się oczywiście zastanawiać co znaczy sprawiedliwie. Odpowiedź na to pytanie w praktyce nie jest prosta. Chodzi np. o jednakowy dostęp do dóbr, które państwo, korzystając oczywiście z podatków czy podobnych składek, swoim obywatelom rozdziela. Nie może więc np. być tak, że policja praw jednych broni z całą starannością, a prawa innych lekceważy. Nie może być tak, że uczestnicząc w tym samym systemie jedni mają niczym nielimitowany dostęp do służby zdrowia, a inni czekają w kolejkach, których długość zagraża ich życiu. Trzeba też jasnych, uczciwych zasad dostępu do edukacji czy pomocy społecznej. Sprawiedliwie to znaczy po prostu bez nieuzasadnionych przywilejów dla niektórych grup. Wyjątek to można robić dla chorych czy niedołężnych...
Podobnie sprawiedliwie powinny być rozłożone ciężary. Przede wszystkim podatki czy opłaty na wszelkiego rodzaju ubezpieczenia społeczne. System, w którym jeden je musi płacić, a drugi nie, nie tylko jest niesprawiedliwy, ale siłą rzeczy generuje patologie. A wszelkie przywileje u tych, którzy z nich nie korzystają będą rodziły poczucie krzywdy. O braku poczucia braterstwa nie wspominając
Państwa się przydają. Zazwyczaj lepiej chronią interesy swoich obywateli niż wspólnoty niższego szczebla. Trzeba jednak zawsze pamiętać, że w pierwszym rzędzie to one mają służyć człowiekowi, nie odwrotnie. No i muszą być tak urządzone by sprawiedliwie rozdzielać w nich zarówno ciężary jak i przywileje.
Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).