Komunikat biskupa gliwickiego w sprawie sytuacji w Miasteczku Śląskim :.Czerwiec, Miasteczko Śląskie. Przy furtce i na schodach probostwa czuwają kobiety i mężczyźni, głównie w starszym wieku. Wewnątrz przebywa od wielu dni ksiądz Grzegorz. Biskup kazał mu opuścić parafię, ale on nie posłuchał. Został więc ukarany suspensą, czyli zawieszeniem w prawie wykonywania funkcji kapłańskich.
Wejścia nie ma
Na płocie wiszą transparenty. Na jednym z nich napis: „Gdzie jest słowo biskupa?”. Wśród zebranych wrze. – Biskup powiedział, że ksiądz Grzegorz tu zostanie, a potem wydał dekret, że ma się wyprowadzić! – wyrzuca z siebie ciemnowłosa starsza kobieta. Wtórują jej inne. Dołączają się mężczyźni. Tłum pod plebanią gęstnieje.
Wszystko wzięło się z nieprawdziwej informacji podanej w „Gazecie Wyborczej”, jakoby biskup gliwicki wycofał się z decyzji przeniesienia księdza administratora. Prawda jest taka, że biskup się z niczego nie wycofywał, ale dziennikarz „Wyborczej” w ogóle go o to nie pytał. Do swojej informacji wykorzystał za to „wieść gminną” i podał ją wielkimi literami we wstępie. Ponieważ po pewnym czasie okazało się, że ksiądz Grzegorz jednak z parafii odchodzi, parafianie z Miasteczka poczuli się oszukani. To kamień obrazy. Dlatego zablokowali wejście na probostwo i nie wpuszczają mianowanych na miejsce poprzednika księży. Chcą przywrócenia księdzu Grzegorzowi rzekomo odebranego mu dobrego imienia i pozostawienia go na miejscu w charakterze proboszcza. – Wszystko tu zrobił! Wyremontował, naprawił, długu nie zostawił! – zebrani pokazują palcami zabudowania przykościelne. – To, co mu zrobili, to jest gorzej niż z Popiełuszką! – emocjonuje się siwy mężczyzna.
Mit księdza rośnie. W Miasteczku zaczyna kursować opowieść, jak to były już administrator podarował kiedyś nerkę choremu dziecku. – No i nic dziwnego, że z jedną nerką musi się piwa napić – litują się parafianie. Ksiądz rzeczywiście nie ma nerki. Była chora. Gdyby mu jej nie wycięto, nie żyłby już. Podobnych nieprawd w parafii funkcjonuje wiele. To zwykłe zjawisko, gdy miejsce rozwagi zajmują emocje.
Ktoś powołuje się na Jana Pawła II. – Ale właśnie on powołał waszego biskupa – zwracam uwagę. – I to był jego największy błąd! – krzyczy jeden z mężczyzn.
– Niezależnie od tego, co o tym sądzicie, biskup ma prawo przenosić księdza – przekonuję. Takie słowa budzą tylko większą agresję. Widzę nad sobą coraz więcej gniewnych twarzy. Miesiąc wcześniej ci sami ludzie na pewno przyjęliby dziennikarza „Gościa” z sympatią. Teraz jestem dla nich wrogiem, choć przecież nic się we mnie nie zmieniło. – Nie godejcie z nim, to ni mo sensu! – wołają. – Jak pan coś przekręci z tego, co tu mówimy, to ja pana znajdę – grozi mi starsza pani z nienawistnym błyskiem w oku.
Więcej na następnej stronie