Bogu modlitwa niepotrzebna

To nie grzechy ludzi Kościoła są przyczyną laicyzacji. Ona rozstrzyga się w tobie – gdy się modlisz albo się nie modlisz.

Co zrobić, gdy szef zastanie cię na drzemce w pracy? Zachować spokój i podnosząc głowę znad blatu biurka, na którym spoczywała, powiedzieć z namaszczeniem: „…i Ducha Świętego. Amen”. To jedna z dostępnych w sieci rad na różne okazje.

Czy fałszywa modlitwa zadziała na szefa, nie ma pewności, jest natomiast pewność, że prawdziwa modlitwa zawsze działa – na modlącego się. Bo, wbrew powszechnemu przekonaniu, modlitwa nie jest potrzebna Panu Bogu, tylko człowiekowi. „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia” – modli się kapłan podczas prefacji. Zasadniczo o to chodzi w modlitwie – o nasze zbawienie.

Modlitwa jest przywilejem, jakiego poza nami nie ma nikt w świecie materii. Możliwość nawiązywania bezpośredniego kontaktu z Bogiem jest czymś absolutnie niezwykłym i tak przemieniającym, że czasem widać to nawet gołym okiem. Gdy Mojżesz schodził z góry Synaj, „skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem” (Wj 34,29). Modlitwa była u niego normą, stylem życia. Trudno bez wzruszenia czytać świadczący o tym fragment z Księgi Wyjścia: „A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” (33,11).

Specjalną strefą kontaktu Mojżesza z Bogiem był Namiot Spotkania, który rozbił poza obozem. „A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem” (Wj 33,7). Dlaczego poza obozem? Bo życie modlitwą osobistą wymaga regularności i jakiejś formy odosobnienia. Odkrywa to każdy, kto przeżywa bliskość Boga.

Czas żelazny

– Poruszyło mnie zdanie z Ewangelii, że Jezus „nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił” – mówił uczestnik rekolekcji ewangelizacyjnych. – Pomyślałem, że jeśli chcę utrzymać kontakt z Bogiem, muszę coś z siebie dać, choćby kosztem snu – powtarzał. Podobne było doświadczenie Barbary Sikory z Cieszyna, związanej z tamtejszą wspólnotą Zacheusz. Przez całe lata wydawało jej się, że nie ma czasu na modlitwę. – Choć czułam się wezwana do modlitwy, to często dziwiłam się: jak to się stało, że dziś nie znalazłam czasu? – wspomina. O tym, że tkwi w błędzie, przekonała się, gdy wzięła udział w prowadzonym przez wspólnotę kursie modlitwy osobistej (dziś z mężem angażuje się w prowadzenie tego kursu). – Tam poczułam, że potrzebuję tej modlitwy i to od dawna. Poczułam się zmotywowana, żeby wyznaczyć na modlitwę czas, i to rano. Że to będzie czas żelazny i nie do naruszenia – opowiada. Odtąd modlitwa otwiera każdy jej dzień. To, owszem, wymaga przeorganizowania porządku zajęć. – Kiedy wiem, że rano mam wyznaczone spotkanie z Panem Jezusem, to wieczorem chcę dzień szybciej skończyć, żeby nazajutrz wstać i być przytomna. Nie robię wtedy rzeczy, które nie są niezbędne. Zmieniły się priorytety. Modlitwa jest pierwszym zajęciem dnia – mówi stanowczo Barbara.

Upadek na życzenie

Wszelkie duchowe, a w konsekwencji życiowe upadki mają korzenie w tym, że człowiek się nie modli. Powie to każdy ojciec duchowny seminarium, każdy mistrz życia duchowego: od tego się zawsze zaczyna.

A jak może się skończyć? Boleśnie otarł się o katastrofę ojciec Ireneusz, franciszkanin, który kilkanaście lat temu – duszpasterzując w Austrii – wpadł w pułapkę aktywizmu. Z początku było miło – został proboszczem jednej parafii, potem drugiej. Szło mu nieźle, więc przyszły kolejne zadania. – Zauważyłem, że dobrze się realizuję w tym wszystkim – wspomina dzisiaj. Nie zauważył jednak, że się wyjaławia i „jedzie na rezerwie”. Zamiast zadbać o paliwo, uznał, że nie ma czasu tankować. – Pojawiły się nieuporządkowane przyjaźnie z kobietami, zwłaszcza z jedną – opowiada.

Pętla podwójnego życia zaczęła się zaciskać na gardle zakonnika. Czuł, jak go ta sytuacja rozrywa, ale zamiast szukać ratunku w Bogu, zupełnie przestał się modlić. Zapadł na nerwicę lękową, pojawiła się depresja, zaczęły go trapić myśli samobójcze i poczucie samotności głębokiej jak studnia. Dziś ocenia to tak, że to Bóg nie dawał mu spokoju.

Czując, że jest w matni, wykonał wreszcie prawidłowy ruch – poprosił o pomoc współbraci z Polski. Natychmiast pomogli. Rekolekcje, terapia w ośrodku dla duchownych. Duuużo modlitwy, zwłaszcza przed Najświętszym Sakramentem.

Teraz dopiero zorientował się, jaką wyrwę w duszy zrobił czas bez „ładowania”. W czasie zajęć terapeutycznych i klęcząc godzinami przed Jezusem, był jak ktoś, kto po wypadku na nowo zaczyna uczyć się chodzić. Od nowa odkrywał łaskę, jaką jest jego powołanie kapłańskie i zakonne. Teraz już wiedział, co znaczy modlitwa i jak tragicznie może się skończyć jej brak. Kto jak kto, ale on dziś wie, że można nie mieć czasu na wszystko – z wyjątkiem modlitwy.

Kwestia kultury

Ale nie tylko duchowni muszą się modlić. „Czy modliłem się rano i wieczorem?” – to pytanie ze standardowego rachunku sumienia przed spowiedzią dla dzieci. Zobowiązanie do regularnej modlitwy, choć słuszne i uzasadnione troską Kościoła o zbawienie wiernych, prowadzi niektórych do wniosku, że to przykra konieczność, świadczenie, na którym z niewiadomych względów Bogu zależy. – Ludzie spowiadają się dość często z tego, że opuszczają modlitwę, ale chyba coraz rzadziej. Nie ma za bardzo zrozumienia potrzeby wejścia w dzień przez modlitwę – zauważa ks. Stefan Czermiński, proboszcz z Katowic, doświadczony spowiednik i kierownik duchowy. – Myślę, że człowiek wierzący wykazuje się pewnym brakiem kultury, gdy nie chce się rano przywitać z Panem Jezusem, a wieczorem powiedzieć Mu „dobranoc” – stwierdza. Zwraca uwagę na wartość choćby krótkiej medytacji porannej. – Kiedy rozmawiam z kimś na te tematy, radzę mieć pod ręką jakąś zwykłą książkę o tematyce duchowej, żeby parę zdań rano przeczytać i nad tym trochę pomedytować. Żeby kontakt z Panem Jezusem był żywy. Nakarmić się tym rano – to byłoby cudowne – mówi kapłan, dodając, że diabeł boi się modlitwy i dlatego zniechęca nas do niej.

Każdy musi

Doświadczenia mistyków potwierdzają, że Nieprzyjaciel podsyca w człowieku poczucie zniechęcenia do modlitwy, jednym sugerując, że to strata czasu, a innych dręcząc podpowiedziami, że modlitwa jest tylko dla „godnych” – że człowiek musi być jakoby w „odpowiednim stanie” – a ty jesteś, oczywiście, w stanie niewłaściwym.

Takie kłamliwe teorie stanowczo ucina w „Dzienniczku” św. Faustyna. „W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swą piękność; modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę” (Dz. 146).

Te słowa chrześcijanie powinni sobie powiesić nad łóżkiem. I wstawać z tego łóżka bez marudzenia, gdy przychodzi czas spotkania z Jezusem. Bo taki czas każdy powinien sobie wyznaczyć i trzymać się go mocno. Barbara Sikora podkreśla słowo „łaska”. Bo modlitwa jest przede wszystkim łaską dla nas. – Dla mnie ważny jest cytat z Psalmu 85: „Łaska i wierność spotkają się z sobą”. Myślę, że wierność jest potrzebna, czasami wbrew sobie. Dostaję łaskę, jeśli potwierdzam moją wierność – przekonuje.

Ryszard Sikora, mąż Barbary, informatyk, ma podobne doświadczenie: systematyczność modlitwy porannej ustawiła mu codzienność. I zaowocowała… dalszą modlitwą, także w ciągu dnia. – Przed ważną rozmową modlę się. Jak mi się coś udaje, też się modlę – mówi. Zauważa, że relacje związane z pracą przebiegają od tego czasu spokojniej. – Nawet w czasie rozmowy, która idzie nie po mojej myśli, nawet jeśli się nie zgadzam, potrafię błogosławić zamiast złorzeczyć – opowiada.

Dzięki modlitwie także słowo Boże mocniej do niego przemawia. Kiedyś Ryszard, gdy natrafiał na problem techniczny, był niecierpliwy, musiał usterkę naprawić jak najszybciej, choćby miał nad tym siedzieć długie godziny. Teraz jest inaczej, znacznie spokojniej. – Niedawno miałem taką sytuację, że coś w elektronice nie działało, rozgrzebałem to, ale było już późno. Wtedy przypomniałem sobie słowa psalmu: „Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje” (Ps 127). Więc poszedłem spać. Rano najpierw się pomodliłem. A potem siadłem: pół godziny i gotowe – śmieje się.

Decyduj

– Gdy się modlę, Bóg rozmnaża mój czas – przekonują osoby z doświadczeniem regularnej modlitwy. Tak działa paradoks Ewangelii: czego się człowiek w imię woli Boga wyrzeka, to wraca do niego zwielokrotnione. W środowiskach osób z takim doświadczeniem nie ma mowy o laicyzacji. Bo laicyzacja jest indywidualną decyzją każdego człowieka – tak samo, jak indywidualną decyzją jest modlitwa. Jedno albo drugie.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11