– Rok temu Bóg uratował mi życie. Wszystko nabrało kolorów  – słyszę od Karoliny w jej zakładzie fryzjerskim.
– Rok temu Bóg uratował mi życie. Wszystko nabrało kolorów – słyszę od Karoliny w jej zakładzie fryzjerskim.
Henryk Przondziono /foto gość

Przejmujemy to miasto

Brak komentarzy: 0

Marcin Jakimowicz

publikacja 07.07.2016 04:30

W imieniu Jezusa przejmujemy tę ziemię – słyszę pod sklepikiem z dopalaczami. Ciarki na plecach. Wariaci. Albo chrześcijanie.

Sami jesteście modele

Budka z dopalaczami na Brackiej. Przychodzę tu, bo wierzę w cud opowiada mi ks. Misiak. Tu wyrastał o. Kolbe. Jego rodzina była uboga, nie było jej stać na posłanie syna do szkoły. I wówczas zdarzył się niezwykły epizod. Ponieważ mały Rajmund Kolbe często służył do Mszy, oswajał się z łaciną. A miał bystry umysł. Gdy jego chora mama miała wykupić w aptece leki, posłała syna. Recepta zapisana była łacińskimi nazwami, a chłopak nauczył się ich na pamięć w drodze do apteki. Gdy wyrecytował jak z nut trudne słówka, zdumiony aptekarz zapytał: „Skąd znasz te nazwy?”. „Nauczyłem się ich po drodze”. Farmaceuta zawołał jego matkę i powiedział: „Chciałbym opłacić edukację tego chłopca”.

Dorosły Kolbe oddał życie za grzeszników opowiada ks. Michał. Jego przykład uczy mnie, by wyrzucić z serca osądy, pozbyć się złości. Jezus mnie upomina. Miałem jechać kiedyś do domu właściciela sklepu z dopalaczami i modliłem się o światło. Dostałem wówczas słowo: „Nie uciskaj w bramie biedaka dlatego, że jest biedakiem”. Zrozumiałem, że to oni są biedni i ubodzy, a ja nie mogę im jeszcze dokładać. Zawsze wychodzę do takich ludzi z miłością. Ale też z prawdą. Nie boję się wymieniać konkretnych nazwisk ludzi, którzy robią ciemne interesy. Nie boję się procesu sądowego.

Opowiem o jednej akcji. Wchodzę w sutannie do sklepiku z dopalaczami. Sprzedawca, student, zbaraniał. „O co księdzu chodzi? W czym problem?” „Przyszedłem się z wami spotkać, pogadać”. „Mamy tu jedynie modele do sklejania”. „Wiecie, że się za was modlę?” „Tak, wiemy”. „Ale wiecie, że modlę się, żeby w końcu zamknęli wam ten sklep i cały interes?” „Wiemy”. Nagle wychodzi ochroniarz. „Szczęść Boże – podałem mu rękę. Za pana też się modlę”. „Tak?” zgłupiał. „Tak. Żeby był pan dobrym ojcem i mężem. I by pan dawał innym szczęście, a nie śmierć”. „Ależ księże, ja śmierci nie daję!”

Na to wychodzi jeszcze dwóch ochroniarzy. A potem kolejni chłopcy. „Pięciu chłopaków i trzech ochroniarzy sprzedaje modele do sklejania? Po to ta ściema” – rzuciłem. Chłopcy, sami jesteście modelami i trzeba was posklejać. Pan Bóg sobie z tym poradzi, tylko zaufajcie Mu”. I zacząłem im opowiadać o tym, że Bóg ich kocha. Pospuszczali głowy. Słuchali w napięciu tego kazanka. „Wrócę tu jeszcze do was. Jesteście głodni? Mogę wam przynieść jakieś jedzenie”. „Nie, dzisiaj nie jesteśmy głodni ”

Kończy się modlitwa pod sklepikiem. „Panie, wołamy do Ciebie, aby Pabianice nie były miastem śmierci. By demony nie panoszyły się na ulicach. Ogłaszam zwycięstwo Jezusa Chrystusa w Pabianicach” woła ks. Misiak. „Dzięki Ci, Jezu, za wszystkich, którzy zostają teraz uwolnieni. Za tych chłopaków, którzy przestali brać dopalacze: za Sebastiana, za Adama Dzięki, że teraz, w czasie naszej modlitwy, nikt nie kupił tego świństwa. Że to było pół godziny bez śmierci!”

Czarne chmury, które nadciągały nad miasto, rozmyły się, rozpierzchły. Burza przeszła bokiem.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..