Pomimo rosnącej sekularyzacji kraj ten wykazuje oznaki katolickiego przebudzenia.
Stolica Apostolska rozlicza się z otrzymanych pieniędzy. Właśnie opublikowano raport za rok 2024.
„Usiedliśmy do stołu z nadzieją, która zawieść nie może” – mówił prymas Polski, abp Wojciech Polak.
Jeśli ktoś chce w tej wspólnocie parafialnej być..to będzie..jeśli nie chce..nie ma co go zmuszać na siłę ;).
mamy kontakt z naszym proboszczem także.tez poza kościelny..więc też dobrze zna naszą rodzinę-problem jest w samym księdzu ;)..który owszem polakiem jest,polaków w kościele toleruje,ale naprzeciw im za bardzo ochoty nie ma wychodzić,i zdecydowanie woli społeczność angielską..wiec zdarza się nam zaprosić go na kawę,ale ważniejsze wydarzenia wolimy przeżywać w przyjaźniejszym gronie ;) -mi to odpowiada,jak i wiele innych rozwiązań których w Polsce nie ma (a może ..jeszcze nie ma )...nadal nie widzę powodu dla którego mam wpuszczać do domu kogoś,kogo nie chcę gościć ;);p
Renata, obawiam sie, ze rozumiesz "wizyte duszpasterska" nieco po swojemu.
Celem glownym nie jest "poswiecenie mieszkania", ale spotkanie z duzspasterzem, ktorym w normalnej sytuacji jest ksiadz pracujacy w twojej parafii.
On sobie parafian nie wybiera, a powinien ich znac (jako duszpasterz) - tak sa opisane cele owej wizyty.
Ty za to zawsze mozesz zamieszkac w innej parafii, jezeli uwazasz, ze ci proboszcz nie odpowiada i nie bedziesz go wpuszczac do domu ;-)
A na powaznie: nie chodzi o mile spotkanie towarzyskie, ale o jednosc wspolnoty parafialnej. Ktora to wspolnota powinna byc dla chrzescijanina (konkretnie katolika) druga po rodzinie najwazniejsza wspolnota.
Jak to wyglada w praktyce, to kazdy widzi, ale we wspolnocie Kosciola raczej nie chodzi o to, zeby to nam bylo przyjemnie.
HM--no dokładnie tak
- Nie przyszło ci nigdy do głowy, że to Jezus przychodzi do twojego domu?
Rozumiem że nie zawsze Jego wizyta jest nam na rękę, no i to co gada, co choć nie mówi, wiemy że chce, itp.
Niektórzy z takiego powodu zmieniają "wiarę" na bardziej "przyjazną".
- Ciężko z Jezusem?
- Wielu Go nie wpuszcza.
Błąd semantyczny i logiczny, gdy kojarzysz wejście księdza do domu jak samego Jezusa. Jezus był jeden i niepowtarzalny, ksiądz natomiast może, ale nie musi, w różnym stopniu naśladować Nauczyciela.
Naprowadzanie myślowe w/g Ciebie jest niestosowne i lekceważące, bo masz do czynienia z ludźmi dorosłymi a nie dziećmi.
Nie jesteś przykładem człowieka szanującego innych, jeśli znamy liczne Twoje wpisy, w których forumowiczów lekceważyłeś, naśmiewałeś się z nich.
Nie posiadłeś wszechwiedzy aby stroić się szaty osoby znającej wszystko i pouczającej innych.
Z tą wypowiedzią "renaty155" w pełni się zgadzam. Lecz nie wszyscy mają takie możliwości.
Mieszkam od 10 lat na obrzeżach dużej aglomeracji. Pamiętam przyjmowaną tu pierwszą kolędę jako koszmar. Przyszedł proboszcz, od razu w wejściu z pretensjami a że nie czekam przy bramie, że śnieg nie uprzątnięty. Sama kolęda trwała około 8 min. z czego polowa to wzajemne "pyskówki". Koniec kolędy doprowadził mnie do szalu. Otóż ks. kolędnik zażyczył sobie by koperta była podpisana."Taki tu zwyczaj" skwitował. Tego było już za dużo dla mnie.
Od tego czasu do mojej parafii wstępuje w dni powszednie a wszelkie msze zaliczam w mej starej parafii - 9 km. dalej. W ciągu tych 10 lat 3 razy z kolędą był u mnie brat kapłan który jednak stwierdził że powinien to robić miejscowy ksiądz by ........ były ślady w kartotece. Cóż robić, należało się zgodzić lecz co drugi rok mnie na kolędzie nie ma. Wiadomo, przychodzi proboszcz którego najchętniej bym wysłał ........ .!
Jest też dobra strona tej kolędy - co drugi rok nie daję koperty i on-proboszcz- wie dlaczego.
Opłata za kolędę nie istnieje. Żadne pieniądze nie są konieczne. Istotą jest błogosławieństwo rodziny i jej domu.
Wchodzi ksiądz do mieszkania na zaadoptowanym strychu, do niezamożnej studentki.
"Drzwi macie jak dla krasnoludków" żartuje sobie - pewnie dla rozluźnienia atmosfery (nic tak nie rozluźnia, jak robienie komuś przykrości). W przedpokoju stwierdza "zimno tu macie bardzo". A w pokoju parę pytań o zmiany w kartotece, "czemu nie należycie do jakiś grup, w parafii jest ich kilka". I do widzenia.
Scenka II
Ksiądz wpada do mieszkania, nie czeka aż właściciel zdąży wrócić za nim do pokoju, tylko rozpoczyna modlitwę. Potem siada. Informuje, "w parafii nie miałem jeszcze nawet okazji kazania mówić, choć jestem od 4 miesięcy - ciągle na wyjazdach, bo jestem misjonarzem". "A Pani czym się zajmuje?", "acha". "dziękuję za ofiarę, coś tam mają z tych pieniążków robić, nie pamiętam". "To do widzenia".
Normalnie aż się odechciewa takich wizyt - nawet jak nie przyjacielskich czy rodzinnych, to mogłyby być choć kulturalne. Moje ostatnie 6 lat to niestety porażka, zażenowany ksiądz,nie wie, co ma ze sobą począć i najchętniej by nawiał. A przy ambonie jakoś sobie radzi i nawet na mądrego wygląda...
Gdybym miala czekac na ksiedza przed drzwiami to bym chyba umarla. Wystarczy ze co roku kilka godzin (w tym roku to byly "tylko" cztery) siedze jak na szpilkach i czekam kiedy przyjdzie ksiadz. Moje mieszkanie jest pierwsze w klatce /klatek w bloku kilka/ i nigdy nie wiem czy ksiadz przyjdzie za 5 minut, czy za 5 godzin. Siedze, czekam, nic nie robie a czas leci. Wedlug ciebie powinnam siedziec na klatce /albo lepiej na schodach do kaltki/>
Nie przesadził wcale Panie Redaktorze, opisał stan faktyczny, który trwa nadal.
U mnie w Warszawie w mojej dzielnicy czasami chodzi ksiądz po kolędzie, przedtem są rozwieszane kartki z infomacją o wizycie. Wizyty są co raz rzadsze.
Jeśli Pan miał zamiar wywołać opinie antyklerykalne, to je ma. Anktyklerykalizm zapewne w Pana mniemaniu i innych to zwalczanie Kościoła, to taka utarta opinia. Antyklerykalizm to wykazywanie nadmiernej roli Kościołą w życiu publicznym i politycznym.
U mnie od lat ksiądz nie przychodzi, odmamwiam. Kilka lat temu był na tyle ciekawy, że spytał dlaczego. Odpowiedziałem, że nie wierzę w Kościół hierarchiczny, i kieruję się własnymi przemyśleniami o duchowości i na podstawie własnych przeżyć. Nie krzyczałem, nie ubliżałem, było grzecznie.
Przed wielu laty, kiedy księża chodzili regularnie po domach, przyszedł do nas wiekowy kapłan, od razu odczułem, że ta wizyta nie będzie miła, a mam dobre przeczucia. Zaczął mnie i żonie wyrzucać z góry, że nie intersujemy się sprawami parafii itp., zwyczajnie czepiał się. Miał to chyba zapisane w kapowniku. Żona ma cięty język i od razu mu odparowała, zwinął się i poszedł jak niepyszny. Na kilka lat mieliśmy wizyty z głowy. Potem w kościele zmienili się księża, znów były wizyty, ale już rzadzsze. Ponieważ lubię rozmawiać na wiele tematów i znam je, chciałem któregoś z nich pociągnąć za język i pogadać o Kościele, wierze i duchowości. Żaden z nich, ale to żaden, nie potrafił wejść w krótką dyskusję, nawet pytałem czy są gdzieś w w okolicy jakieś możliwości intelektulanej dyskusji na powyższe tematy, nie potrafili mi odpowiedzieć.
W czasie wielkiego bezrobocia w 2000 roku, gdy byłem bez pracy, przyszedł młody ksiądz, powiedziałem mu o moim problemie, chciał szybko zafiksować wizytę. Miałem przygotowaną kopertę z 20 zł. Podałem mu, zawahał się sekundę, po czym wziął datek. W Niedzielę Wielkanocną ok. południa poszedłem do parku na spacer i przy okazji chciałem zobaczyć czy kościół jest otwarty. Był zamknięty już, zaś z zaplecza od strony plebani wyjechał ten młody ksiądz wspaniałą bryką, zadowolony z życia, pogwizdujący, z ręką opartą na otwartym oknie, z piskiem opon skręcił w ulicę i szybko odjechał. Powiedziałem wtedy sobie - koniec z Kościołem katolickim, w nim nie ma nic twórczego, nic z duchowości. Jest tylko interes, dbanie o owieczki, aby regularnie wpłacały na jego utrzymanie. Reszta jest oprawą, tłem religijnym.
Obecnie media regularnie opisują jak faktycznie funkcjonuje Kościól w Polsce, mamy o nim pełną wiedzę. Oczywiście wśród kapłanów są jednostki, które swoją misję traktują poważnie, jest ich bardzo mało.
Ci najlepsi zmarli jak abp Życiński, ks. prof. Tischner, oraz żyjący, którzy z własnej woli opuścili szeregi Kościoła, bo nie widzieli miejsca w nim dla siebie, a to są ludzie z wyższej półki.
Dlatego Panie Redaktorze, proszę się nie dziwić, że co raz mniej księży chodzi po kolędzie. Wiedza o Kościele w Polsce jest już dostatecznie duża, aby ludzie mogli w nim szukać strawy duchowej i prawdziwej bezinteresowności.
Mój przypadek na pewno nie jest odosobniony, wiem to, bo rozmawiam z ludźmi. Kościół czeka przykra przyszłość... prawo domina ruszyło.
Mówienie mi, że jestem przemądrzały i kompromituję się, świadczy o Twojej niewiedzy i udawaniu, że nic się nie dzieje, że Kościół jest cacy. Nie jest.
Wiem, że wobec intelektualizmu infantylni ludzie tacy jak Ty są bezradni, zalecają modlitwy i katechizm. To bardzo mało.
Mnie nie muisz polecać co mam robić ze sobą, ja nie sugeruję nawet abyś przestał wierzyć, bo to Twój wybór. Ketechizm jest dla ludzi, którzy lubią być prowadzeni za rączkę. Przede wszystkim należysz do tej kategorii osób co wierzą w Kościół i jego kapłanów. Ja jestem samodzielny od dawna.
A co to przyszłości Kościoła w Polsce, wiem, że tak będzie jak napisałem wyżej. To nie jest moja wiara czy chciejstwo, ale przemyślenia oparte na obserwacji i wiedzy o Kościele. Ja myślę, Ty natomiast wierzysz, a to jest ogromna różnica w poznawaniu świata.
Informuję Cię więc, że ten młody ksiądz długo nie zagościł w parafii, niecały rok, przyczyny mogły być oczywiście różne.
Ale ja znam się na osobowości ludzi, ksiądz ten na pierwszy rzut oka wydawał mi się interesowny w zbieraniu kasy, czyjś los go zupełnie nie obchodził.
Jeśli Anko tak bardzo zwróciłaś na mało ważny szczegół jak pisk opon, to wiedza Twoja o człowieku, jego zachowaniach jest bardzo mała.
Natomiast nie poruszyło Cie to, że wtedy byłem w trudnej sytuacji materialne, o czym księdzu powiedziałem, a mimo to wziął kasę. Wybacz, ale taka postawa jest naganna.
Co Twojego infantylnego tłumaczenia, że na samochód księdza składa się rodzina jest półprawdą. Parafie z całej Polski aby mieć samochody z uzbieranych z tacy pieniędzy, aby nie płacić cła, kupowały za granicą na tzw. cele kultu religijnego. Te wytrych "cel kultu religijnego" pozwalał łatwym i tanim sposobem mieć samochody, kosztem ludzi, którzy ostatnią złotówkę dają księdzu, aby oni mogli żyć wygodnie i nie przejmować tymi ludźmi. Oczywiście, nie uogólniam, ale to jest fakt powszechny.
Więc zanim Anko coś powiesz na obronę księdza, dobrze zastanów się.
Moja wiedza o Kościele, jego historii jest na tyle duża, że mogę swobodnie rozmawiać na te tematy.
Jednak do koscioła chodzimy dla Chrystusa, który te nasze grzeszne zachowania pokrywa swoją świętoscią. Tak więc ten grzeszny kościół dzieki Niemu jest Świętym Kościołem.
Wizyta kolędowa może być fajna towarzysko jeśli kapłan ma taki talent i my go swoimi talentami wspomagamy. Ale...
Dlatego najważniejsza jest wspólna modlitwa (proszę, wsłuchaj się w jej treść) i kapłańskie błogosławieństwo dla domowników. Na to właśnie czekam cały rok.
Stowarzyszenia fajnych ludzi można znaleźć wszędzie, tam gdzie człowiek czuje się dobrze i ma wspólne zainteresowania. Kościół i wiara przez niego prezentowana takich towarzystwem nie jest, to inna materia, inna dziedzina kontaktów, odnosząca się do duchowości.
Mam dostecznie tyle lat, a więc doświadczenia życiowego, praktyki i wiele zainteresowań, bo bardzo lubię czytać, że mogę pozwolić sobie na różne przemyślenia, w tym o Kościele. To co przedstawiłem wyżej jest wycinkiem mojego życia, i już nie ma wpływu na moje postępowanie, nie jest kanwą. Co ważne, nie martwię się, ani też nie mam wyrzutów sumienia, mam pełny konfort psychiczny, że coś znaczę dla innych, najbliższych mi osobami i znajomymi, z którymi możemy się dzielić własnymi przeżyciami i pomagać wzajemnie. A są to osoby o różnych poglądach. Znany swoją wartość, która nie musi być wciąż podpierana wiarą, utwierdzającą nas na każdym kroku i bezustannie, że coś znaczymy.
Jeśli ludzie wierzący potrzebują potwierdzania swojej tożsamości - proszę bardzo, to ich sprawa. Każdy człowiek poszukuje siebie w różny sposób, chciałbym Ewo abyś to zrozumiała i zaakceptowała.
Mówienie komuś, że jest bardziej wartościowy, gdy wierzy, jest nieporozumieniem. Wartościowy jest ten, kto nie krzywdzi innego człowieka. Nie jesteśmy święci, grzeszymy i popełniamy błędy. Taka jest nasza ludzka natura. Punktem odniesienia do wartościowania siebie, do korekty swoich zachowań, jest dla jednych wiara, dla innych humanistyzne idee, wypracowane przez ludzkość.
Myślę, że jasno się wyraziłem Ewo :-)
Zwrócę Ci uwagę na sformułowanie jakie napisałaś: "Tak więc ten grzeszny kościół dzieki Niemu jest Świętym Kościołem."
Otóż albo Kościół jest grzeszny albo święty, jedno z dwojga. To twierdzenie z punktu widzenia logiki nie jest poprawne, to karkołomna konstrukcja myślowa. Tak jak nie może być dobrego zła, złego dobra, białej czerni, czarnej bieli etc.
Kościół jako zgromadzenie wiernych jest Kościołem ziemskim, składa się z różnych ludzi, w tym grzesznych, innymi słowy - niedoskonałych. Gdy piszesz o Kościele świętym, masz na myśli prawdopodobnie wizję Kościoła Niebiańskiego, w którym dosłownie wszyscy są święci, bez grzechu. To jest wizja idealistyczna. Mamy więc Kościół ziemski...
Mógłbym rozwinąć ten temat nieco filozoficznie, ale nie jest to miejsce na takie przemyślenia.
Co do modliwy, jeśli modlitwa indywidualna bądź zbiorowa jest Ci pomocna oraz błogosławieństwo kapłana, i po tym czujesz się wewnętrznie spełniona i ważna dla siebie to bardzo dobrze. Tak przy okazji, Jezus zalecał aby człowiek, chcąc mieć kontakt z Bogiem, aby wszedł do izdebki i własnymi słowami/myślami zwracał się do niego. Co to oznacza? Sugestię na indywidualność człowieka. Wiem, to jest trudne...
Ja natomiast po moich przeżyciach i doświadczeniach preferuję medytację, prawdopodobnie nie bardzo jesteś zorientowana czym jest medytacja. W niej to bowiem człowiek może znaleźć siebie, własną tożsamość, może docierać do najbardziej intymnych obszarów własnej osobowości, własnego ja, nazywanego ego. Dotyczy to umysłowości każdej osoby, niepowtarzalnej. W medytacji człowiek oczyszcza się wewnętrznie...
Ewo, każde z nas idzie swoją drogą przez życie i odpowiada za własne czyny, dobre i złe...
P.S. Jak widzę, swoim wpisem i następnymi wywołałem przemyślenia zarówno u Ciebie jak i innych. :-)
Czy to jeszcze w Opolu, czy tez jak juz mieszkalismy w Niemczech.
Choc, prawda, za moich dzieciecych czasow
(lata 60-70) ksiadz jezdzil po wiosce od domu do domu i zagrody mialy wyznaczone dni i godziny kiedy proboszcz bedzie we wsi.
Ale wtedy byly i sniegi i zimno a wioski w lubelskiem - biedne, domostwa rozsypane.
Wracajac do tematu: nigdy nie bylo czegos takiego jak "kopertowka" nie wiem nawet co to znaczy.
W czasach komuny- dzielilismy sie z ksiezmi i ministrantami tym, co mielismy: kawa, pomaranczami,czekolada.
Teraz tez kazdego roku umawiamy sie calymi rodzinami z naszym proboszczem i on odwiedza domy, blogoslawi, zostaje na posilku czy herbacie a pieniadze- "na benzyne wrzuccie mi prosze na tace".
Mieszkamy w duzych odleglosciach, ksiadz jezdzi po okolo 100 kilometrow co dzien.
Jest nas moze z 600, nie wiem, czy to duzo, czy nie, ksiadz zna nas wszystkich i nasze problemy niemalze ....codzienne.
Sama nie wiem, jak on to robi...
Bardzo go wszyscy szanujemy za jego posluge.
pierwsze mieszkanie
o jak dobrze, że ksiądz dziś do nas przyszedł. jeszcze ksiądz u nas nie był. opowiadają o dzieciach, wnukach, jutro będzie świętowanie dnia babci i dziadka, pokazują zdjęcia wnuków, opowiadają o ich sukcesach, proszą o modlitwę w ich intencji
drugie mieszkanie.
samotny pan po 60. ma łzy w oczach. mija miesiąc od nagłej śmierci żony. słucham tego płaczu, trzymając go za rękę. co mam jemu powiedzieć? odmawiamy w jej intencji dziesiątek różańca.
trzecie mieszkanie
dlaczego ksiądz postawił jedynkę na semestr mojemu synowi? próbuję spokojnie tłumaczyć. mówię, że prosiłem wychowawcę o kontakt z rodzicami. mama jest bezkrytyczna wobec swojego rozwydrzonego syna. podnosi głos. czekam dobry kwadrans aż skończy. pretensje do całego świata, już nawet nie wiem o co. pogubiłem się w tych wątkach wypowiedzi.
czwarte mieszkanie
zrobię księdzu herbatę z melisą. ta nasza sąsiadka to nawet księdza nie oszczędziła.
piąte mieszkanie.
tylko niech ksiądz nie mówi, że mamy brać ślub kościelny. nie mówię. pytam tylko kiedy ostatni raz przyjęli Komunię św. w intencji swoich najbliższych, swoich chorych rodziców czy dzieci. zapada milczenie. przecież nie możemy.... nie chcecie... nooo. wiedziałem, że jak ksiądz przyjdzie to nie będziemy już mieli żadnych argumentów.
szóste mieszkanie
my czarnej zarazy nie przyjmujemy. s... dziadu.
siódme mieszkanie
a to dzisiaj jest kolęda? sąsiedzi nic nie mówili. bałagan totalny. bieganina. ok, stójcie pomódlmy się, dobrze? stęskniłem się za wami. dlaczego już nie przychodzicie do kościoła? żona mnie zostawiła, znalazła sobie kogoś w anglii. pogubiłem się.
mogę tak o każdym opowiedzieć, tylko qui bono? dla jakiego dobra?
mamy się przerzucać obrazkami? bez sensu
a kolęda jest po prostu taka jacy my jesteśmy. my parafianie, my księża.
w każdym razie dobrze, że jest.
Kolęda jak widać jest ,,trudna ".Nie wyobrażam sobie jak bez uszczerbku na ,,psychice"można tak co chwila wchodzić w czyjąś prywatność.Jakie to musi byc deprymujące dla ,,wchodzącego",chyba dużo trudniejsze niz posługa ,,przy ołtarzu"
Przedstawione prze zksiedza przykładowe scenki-obrazki dobitnie to pokazują.Co mieszkanie to inny klimat,inny problem -często skrajne emocje i oczekiwania.Krotko mówiąc:stres
A przecież księża to normalni ludzie,mają swoje cechy osobowości.Każdy znich roznie sobie z tym stresem radzi.
Mogłabym rowniez opisać kilka wizyt ,ktore mnie oburzyły, czy zniesmaczyły,po latach jednak widze ze taka krytyka nie ma sensu.
Może sam pomysł kolędowania nie jest dobry?
Może zamiast tego jakies spotkania po mszy, dla chetnych w salce?
Częśc piszacych ma szczescie -mieszka na terenie parafii ,w kotrek mozna na kolede umowic sie indywidulanie.
Tu gdzie mieszkam realia sa inne.
Księża gonia wedlug grafiku,pożyczja nawet ksiedza z innej parafii(jakis sens-oprocz rzeczonego swiecenia?) byleby tylko wyrobic się do ferii ,bo cytuje,,urlop nam sie nalezy, jak każdemu"
Kolęda, to dla mnie trudny czas. Bo do 14.00 szkoła, katechezy, a od 15.00 lub trochę później "w ludzi" i najczęściej do 19.30 lub ósmej. Jak się przychodzi do domu, to myśli się tylko o tym, żeby odmówić nieszpory połączone z komletą, wleźć pod przysznic i do wyrka. Ale, chociaż po zakończeniu kolędy tak naprawdę w głowie zostaję mętlik, to jednak poznaje się parafię. Ogólny, bo ogólny, ale jakiś obraz parafii się ogląda. Szczęść Boże. ks. Tomasz
Myślę, że wszyscy powinniśmy dawać z siebie wszystko, by spotkanie kolędowe pozostawiło miłym wspomnieniem. Zarówno świeccy jak i księża. Przeliczyłam tylko, że aby przyjąć księdza, musiałam „przeorganizować” harmonogram dnia 9 osób… dla tych 4 minut. Wiem, wiem… najważniejsze jest błogosławieństwo… nawet to błyskawicznie udzielone. I dlatego za rok znów będę stawać na głowie, by przyjąć kolędę. Ale ile osób zrezygnuje??? Pozdrawiam z modlitwą;-)
Mam dokładnie takie same spostrzeżenia tylko nie śmiałam tak otwarcie tego napisać.
Ręce opadają.
Po kolędzie najstarszy syn pyta: "Tato, a czemu połowa gimnazjum współżyje?"...
Taki czujny ksiądz nam się trafił i jaki ma kontakt z rzeczywistością!
Nienawidzę kolędy!
Z drugiej strony znajomy ksiądz związany z ruchem Odnowy w Duchu Świętym, który w wielu domach modli się o słowo dla rodziny (w ten sposób wiele ran zostało uleczonych, wiele win/krzywd rodzinnych przebaczonych, jak i wyszło wiele problemów głównie związanych z okultyzmem) przez co dochodzi często w tych rodzinach do nawróceń.
Wydaje mi się, że wielu księży boi się mówić o Bogu poza parafią. A my parafianie tak bardzo potrzebujemy świadectwa, żywej wiary w Jezusa Zmartwychwstałego.
Teraz jest nowy proboszcz i wikary, ale i tak kolęda jest co drugi rok. Ostatnia trwała kilka minut i było milczenie. Ksiądz nie potrafił czy nie chciał rozpocząć rozmowy, więc po ogólnych uwagach, szybko skończył. Było 7 minut. A my czekaliśmy dwa lata.
Opisałem mój przypadek, do czego mam prawo w dyskusji i przyczynę odejścia od Kościoła, również ze zdobytej wiedzy, której zapewne nie masz w dostatecznym stopniu. A jeśli ją masz, to w sposób zafałszowany.
Twoja wiara jest Twoją sprawą, JA jej nie deprecjonuję. Więc proszę abyś też szanował innych poglądy i postawy. Jeśli nie, będziesz miał zdecydowaną odpowiedź, bez opluwania, ale na poziomie Twojej percepcji.
Czy to jest jasne Piotrze?
Wpis Twój: "roszczenia, żeby Kościół katolicki odszedł od zasad wiary katolickiej, pochodzących z Objawienia Bożego." jest insynuacją zwyczajną, manipulacją. Napisałęm dlaczego zrezygnowałem z kolędy, oraz moje przemyślenia. Koniec-kropka, i nic Ci do tego.
Mam też prawo do wypowiadania się o Kościele, jak i jego funkcjonowaniu w sferze publicznej, w kwestiach doktryn oraz dogmatów też. Nie masz prawa ograniczać mnie w tym, bo to pachnie cenzurą.
I na koniec Piotrze, jeśli komentujesz moje wypowiedzi, to zwracaj się bezpośrednio do MNIE, a nie w trzeciej osobie. Myślę, że wychowano Cię kultury zachowań w relacjach międzyludzkich.
Druga rzecz: kolęda wynika wprost z kanonu 529 Kodeksu Prawa Kanonicznego - "pragnąc dobrze wypełniać funkcje pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy". Zatem to obowiązek księdza jest dotrzeć do parafian, a nie obowiązkiem wiernych dostosować się do księdza. Oczywiście, że najlepiej by było, gdyby wszystko się pieknie poskładało razem, ale , jak już wielokrotnie podawano tutaj: czasem na prawdę nie ma jak zmieścić w życiu osób, nawet zaangażowanych w Kościele czasu, by spotkać się z księdzem ze swojej parafii AKURAT podczas kolędy!
Pukam do drzwi mieszkania. Otwiera znana mi kobieta - matka mojej uczennicy - kompletnie pijana. Oczywiście zaprasza na kolędę. Wchodzę do mieszkania. Na fotelu siedzi, a właściwie leży jej konkubent w pijackim śnie. Starsza córka na progu dorosłości również podchmielona wyjaśnia, że tata zmęczony po pracy...I ta mała dziewczynka czerwieniąca się ze wstydu....Oczywiście nie było nawet gdzie usiąść...Po wyjściu chciało mi się normalnie płakać.
Scenka druga. W mojej parafii jest wiele osób starszych, które mają uszkodzone dzwonki do drzwi i nie słyszą pukania. Ostatnio ministranci dosłownie dobijali się do drzwi, aż mi było głupio. Nikt nie otworzył. Następnego dnia przybiegła sąsiadka starszego pana z wielkimi pretensjami, że mam gdzieś starszych i chorych, i w ogóle. Dostało się siostrze zakrystiance..Takie są realia. A wystarczyło uprzedzić księdza o metodzie "dotarcia" do starszego schorowanego parafianina...
Scenka trzecia...Wchodzimy z ministrantami do mieszkania małżeństwa w średnim wieku. "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", modlitwa, poświęcenie mieszkania i zasiadamy do rozmowy. Pytam, czy uczęszczają na Mszę św, czy mają pracę, czy spędzili po Bożemu święta. Odpowiedzi typu "tak", "nie", czasami". Ręce opadają....W oczach widzę prośbę, żebym sobie już poszedł. Kilka scenek z życia.
Inna scenka.. Wchodzę do mieszkania, gdzie roi się od gości - jakiś znajomych. Jak tu rozmawiać z mieszkańcami lokalu o sprawach ich religijności?? Przecież to sprawa tą konkretną rodziną a duszpasterzem, który chce doradzić, czasami upomnieć, lub zachęcić...To tyle refleksji. Proszę Was - drodzy forumowicze - módlcie się za księży, zwłaszcza za tych, którzy Wam tak bardzo podpadli....Szczęść Boże!
http://areopag21.pl/livka
Zainteresowanych odsyłam.
A co do kolędowego rekordu "świata"?
Mój syn ministrant z Księdzem "obskoczył" 20 mieszkań w 60 minut. Czyli ok. 3 minuty na mieszkanie.
Odsyłam też do blogu krakowskiego rzecznika ks. Nęcka w temacie kolędy.
http://areopag21.pl/wawel2011
Myślę, że problemem polskiego Kościoła jest właśnie to, że księża i świeccy zupełnie inaczej widzą pewne zagadnienia... i jakoś jedna strona nie chce słuchać tego co myśli druga. A szkoda!!!
Pozytywne przykłady gwoli ścisłości też podam:
- Ksiądz wszystkim na kolędzie rozdawał cukierki! Starsze panie z rozrzewnieniem wspominały, że jako dzieci, też od księdza po kolędzie dostawały coś słodkiego. Pamięta kto takie czasy?
- Ksiądz (kilka lat temu) na kolędzie w ubogiej rodzinie zamiast zabrać kopertę, zostawił... Starsi ludzie w mojej rodzinie wspominają, że dawniej księża czasem tak właśnie postępowali.
Mąż ostatnio odradził mi generalne porządki:)
Pan Dziedzina może i chciał dobrze. Ale zachowuje się nadwymiar AROGANCKO i NONSZALANCKO. Patrzy z góry i za dużo nasłuchał się negatywów.
Życzę więcej słoneczka Jacuś
A jeśli chodzi o sama kolede, dlaczego nike nie zauwaza, że księza wogóle podejmują trud koledowania. To naprawde spory wysiłek, więc zamiast krytykowania (o dziwo publikacja takiej płycizny w katilickim zakątku internetu) warto samemu postarac się o to, zeby to spotkanie bło sympatyczne i żeby przynisoło błogosławione owoce. A autora proponuje wywalić!