Chrześcijański świat nie zapomina o dramatycznej sytuacji w Syrii. „Pilnie potrzeba, aby armia oraz rządowe siły bezpieczeństwa zaprzestały używania siły względem demonstrantów, zapewniając wszystkim obywatelom bezpieczeństwo, godność, prawa człowieka i podstawowe swobody”
Oświadczenie takie wydał sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów. „Dosyć przemocy i zabijania. Potrzeba sprawiedliwego pokoju dla wszystkich” – dodał pastor Olav Fykse Tveit, cytując manifest Międzynarodowego Ekumenicznego Zgromadzenia Pokojowego zorganizowanego właśnie przez Radę w maju tego roku.
Tymczasem w Syrii nadal trwa krwawe tłumienie społecznych buntów. Z jednej strony prezydent Baszar al-Assad idzie co prawda na pewne ustępstwa, obiecując zmiany w konstytucji oraz „wolne i uczciwe wybory”. Z drugiej jednak zapowiedział, że nie zaprzestanie zwalczać „grup terrorystycznych”, za jakie uznaje protestujących. Mieszane uczucia wywołało także mianowanie prawosławnego chrześcijanina, gen. Dauda Radżihę, na ministra obrony. Wyznawcy Chrystusa, trzymający się raczej na boku obecnego konfliktu, w normalnych warunkach uznaliby to za historyczny zwrot. Teraz jednak, gdy to właśnie wojsko krwawo pacyfikuje zbuntowane miasta, a konflikt zaczyna przybierać formę rywalizacji między odłamami islamu, nominacja ta może przybrać całkiem inne znaczenie, niekoniecznie pozytywne dla chrześcijańskiej mniejszości.
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.