Zbliża się koniec. Niebawem – to kwestia kilku miesięcy – padnie giełda nowojorska. Zobaczycie: poleje się krew!
Wróciłem właśnie z Grzechyni – słynnej pustelni ks. Piotra Natanka (tekst o wrażeniach z podróży w „Gościu Niedzielnym” 21 sierpnia). Zanim zostaliśmy wyrzuceni za bramy („Panowie są z Gościa? Ksiądz nie życzy tu sobie obecności panów!”) miałem okazję odbyć krotki spacer po przypominającym warownię rodzinnym sanktuarium zbuntowanego kapłana. Spacerowałem po mokrych od rosy polach i przypomniała mi się historia sprzed kilkunastu lat.
Katowicki zbór „Betania” pękał w szwach. Sala była nabita do ostatniego miejsca. Przemawiał słynny pastor David Wilkerson (ewangelizator zginął w wypadku kilka miesięcy temu).
Ceniony, znany, charyzmatyczny, rozpoznawalny. Autorytet. Autor bestsellera „Krzyż i sztylet” o nieprawdopodobnym działaniu Pana Boga wśród nowojorskich gangów. W pewnym momencie przemawiający w transie kaznodzieja zaczął opowiadać: Ostrzegam! Zbliża się koniec. Niebawem - to kwestia kilku miesięcy - padnie giełda nowojorska. To będzie krach większy niż słynny „czarny czwartek” z 1929 roku. Poleje się krew. Przerażeni ludzie zaczną szukać ratunku na Kubie.
Rozglądam się wokół i widzę narastające przerażenie w oczach słuchających. Nie jestem zielonoświątkowcem, przyszedłem jako zwykły obserwator, ale oni słowa pastora odbierają jako „odgórne” przesłanie. Zastanawiają się czy już zacząć kupować mąkę i cukier.
– To odpłata Boża za to co dzieje się wokół! Ile agresji w amerykańskich szkołach – grzmiał pastor – Nie widzicie, co się dzieje? Nie oglądacie telewizji?
Na koniec charyzmatyczny mówca rzucił coś, co stało się dla mnie papierkiem lakmusowym jego przesłania i nieocenioną pomocą w duchowym rozeznaniu: „Proroctwo, które otrzymałem pochodzi od samego Jezusa. Niestety inni pastorzy nie potwierdzają tego przekazu”.
Te słowa były kluczowe. Nawet raczkujący charyzmatycy wiedzą, że proroctwa zawsze „działają” na zasadzie naczyń połączonych: słowo, rozeznanie. Jedność. Pokój.
Czmychałem z „Betanii” w podskokach. Nie, nie ze strachu. Pastor, którego książki chłonąłem, stracił wiarygodność. Jak pokazało życie, wszystkie jego mrożące krew w żyłach opowieści okazały się wyssane z palca.
Dlaczego przywołuje tę historię? Bo moim zdaniem źródło konfliktu w Grzechyni (hmmm, co przypomina mi nazwa tego miejsca?) leży również w bezgranicznym zaufaniu we własne zdolności rozeznania. Jeśli ktoś ufa bardziej objawieniom nieznanej nikomu 33-letniej Agnieszki z Ostrołęki („do 33 roku żyła w grzechu ale od 2009 roku zaczęła rozmawiać z samym Jezusem”) niż intuicji prowadzonego przez Ducha Kościoła?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.