Przypuszczalnie nigdy by się nie spotkali. Jeden był żołnierzem, drugi złożył śluby zakonne. Pewnego dnia Rajmund i Franciszek jeden jedyny raz spojrzeli sobie w oczy. Dla tego pierwszego to były ostatnie minuty życia.
Archiwum Franciszkanów, Niepokalanów. Reprodukcja Henryk Przondziono Franciszek Gajowniczek przed Janem Pawłem II w czasie jego wizyty w Niepokalanowie 18 czerwca 1983 r. Na skromność Franciszka Gajowniczka zwraca także uwagę o. dr Marek Augustyn OFMConv, obecnie proboszcz wrocławskiej parafii pw. św. Karola Boromeusza. – Spotkałem się z nim jako kleryk. Działałem wówczas w grupie powołaniowej, grałem na gitarze w zespole Fioretti i zostałem zaproszony w czasie wakacji na spotkanie z młodzieżą. W tym samym czasie proboszcz sąsiedniej parafii zorganizował spotkanie pana Franciszka z Rycerstwem Niepokalanej. Patrzyliśmy na niego jak na bohatera, kogoś, kto znał o. Maksymiliana. On jednak nie chciał być bohaterem. Zrobił na mnie wrażenie człowieka niezwykle skromnego, prostego. Nie był wylewnym mówcą. Raczej odpowiadał na pytania – wspomina.
Nikogo nie dziwi, że do domu przy ul. Lwowskiej w Brzegu, gdzie mieszkał F. Gajowniczek, często przyjeżdżały różne grupy, prosząc o spotkanie z nim. – Pamiętam pielgrzymkę przełożonych zakonnych z Japonii oraz częste wyjazdy pana Franciszka do Włoch czy Stanów Zjednoczonych – mówi ks. B. Robaczek. To zaczęło rodzić plotki o jego rzekomym bogactwie. – Bogactwa materialnego u niego nie widziałem, ale bogactwo ducha tak. Żył skromnie i do końca był wierny Bogu i Kościołowi. Kiedy umarła jego żona, miał ponad 80 lat. Był schorowany i słaby. Opiekowała się nim jego sąsiadka – wdowa. Jednak ludzie natychmiast zaczęli szemrać, że niby taki święty, a żyje z kobietą bez ślubu. Przyszedł do mnie i powiedział: „Proszę księdza proboszcza, będę się żenił, żeby nie było zgorszenia, żeby uciąć wszelkie plotki i żeby ksiądz nie miał z mojego powodu nieprzyjemności”. Kilka lat przeżyli razem.
Franciszek dożył 94 lat – wspomina proboszcz z Brzegu. Kiedy był na tyle schorowany, że nie mógł być na Mszy św., kapłani odwiedzali go, przynosząc Najświętszy Sakrament, a przed śmiercią przyjął sakrament chorych. Został pochowany na cmentarzu zakonnym w Niepokalanowie. Na jego pogrzeb przyjechali ludzie z całego świata. – Był żywą relikwią, jaka pozostała po o. Maksymilianie – mówił bp Marian Błażej Kruszyłowicz, który przewodniczył żałobnym obrzędom.
Dziś już coraz mniej ludzi pamięta, że w Brzegu żył ktoś taki jak Franciszek Gajowniczek. Pamiątki, które po nim pozostały, ks. B. Robaczek przekazał do Zduńskiej Woli. – Nie chciałem ich zatrzymywać tylko dla siebie. Tam jest dom o. Maksymiliana – tłumaczy. Jedynie pomnik świętego męczennika z Auschwitz wraz ze znajdującą się pod nim tablicą przypomina o jednym jedynym spotkaniu Franciszka i Rajmunda.
Pracował na niebo
O. dr Marek Augustyn OFMConv, proboszcz parafii pw. św. Karola Boromeusza we Wrocławiu
– Większość chrześcijan patrzy na św. Maksymiliana Kolbego przez pryzmat jego męczeńskiej śmierci i ofiary z życia, którą złożył za ojca rodziny Franciszka Gajowniczka. Ten aspekt najczęściej się podkreśla. Natomiast my patrzyliśmy na o. Maksymiliana od samego początku naszej formacji zakonnej, zwracając także uwagę na wszystkie dzieła, których dokonał, na jego zaangażowanie w działalność misyjną, duszpasterską, wydawniczą. Wiele razy rodziło się we mnie pytanie, czy chwałę nieba osiągnął za ten heroiczny akt, który dokonał się jednorazowo w bunkrze głodowym w Oświęcimiu, czy też przez całkowite poświęcenie się Matce Bożej. Męczeńska śmierć była ukoronowaniem całego jego życia; on na to niebo pracował przez swoją codzienność. Pan Jezus powiedział, że oddanie życia za drugiego człowieka to szczyt miłości. Oczywiście, nie wszystkich na taki czyn stać i nie od wszystkich Bóg wymaga takiej ofiary. Jak bliskie może być każdemu z nas męczeństwo, uświadomiłem sobie nie tyle przez ofiarę o. Maksymiliana, co przez ofiarę moich współbraci – kolegów z seminarium, którzy zostali zamordowani w Peru. Męczeństwo jest szczególną łaską Bożą i jestem przekonany, że kiedy przychodzi taka sytuacja, Bóg udziela tej łaski, że człowiek się nie cofa i decyduje się do końca naśladować Chrystusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).