Ojciec Roberto Pasolini zadebiutuje w nowej funkcji głosząc kazania w czasie Adwentu dla papieża i Kurii Rzymskiej.
„Wielka radość, ale i pewien lęk przed tak wielkim zadaniem” – tak swą nominację skomentował ojciec Roberto Pasolini, którego papież Franciszek mianował kaznodzieją domu papieskiego. Zastąpi on ojca Raniero Cantalamessę, słynnego kapucyna, który piastował tę funkcję od 1980 roku, służąc trzem papieżom. „Przejęcie po nim pałeczki przyprawia mnie o zawrót głowy” – wyznał nowy papieski kaznodzieja, który zadebiutuje w nowej funkcji głosząc kazania w czasie Adwentu dla papieża i Kurii Rzymskiej.
W rozmowie z Andreą Mondą, dyrektorem watykańskiego dziennika L’Osservatore Romano, mówi o emocjach jakie towarzyszyły przyjęciu nowej funkcji, o sile słuchania oraz swych pasjach – naukowej i duszpasterskiej. 53-letni ojciec Roberto Pasolini jest nie tylko cenionym biblistą, egzegetą i wykładowcą akademickim, od lat angażuje się też w pracę z młodzieżą i w pomoc potrzebującym oraz bezdomnym, a także w duszpasterstwo więźniów i osób niepełnosprawnych.
Andrea Monda: To wielkie wyzwanie także ze względu na wagę wcześniejszego dziedzictwa…
Roberto Pasolini OFMCap: Dla nas, braci kapucynów, ojciec Raniero Cantalamessa był przez wiele lat jak gwiazda, którą wszyscy obserwowaliśmy i słuchaliśmy z podziwem dla jego zdolności teologicznych i komunikacyjnych. Kiedy byłem młodym bratem studentem, słuchałem jego katechez i kazań w tawernie z innymi studentami, jedząc kasztany i popijając wino, i byliśmy szczęśliwi, że jeden z nas był tam, w sercu Kościoła, aby głosić Ewangelię, i nigdy bym nie przypuszczał, że pewnego dnia ten zaszczyt, ten ciężar, może dotknąć mojego życia.
Bóg Biblii, jak często przypomina papież Franciszek jest Bogiem niespodzianek. Ojciec zna Biblię doskonale zajmując się jej egzegezą. Jak z tej biblijnej perspektywy patrzy Ojciec na swoją nominację?
- Słowo Pana było dla mnie wielkim przewodnikiem, przez który moje serce zostało przeniknięte Bożym objawieniem. Od tego właśnie zaczynam podejmując się tego zadania: od bycia słuchaczem, który pozwolił się sprowokować Słowu Bożemu i który codziennie umieszcza je w centrum swojego dnia. Następnie oczywiście mam bogactwo wiedzy i studiów, które mi pomogą, ale czuję, że największą siłą, która daje mi spokój, jest bycie słuchaczem Słowa Bożego, a zatem zostałem poproszony o pełnienie służby, która jest jak najbardziej naturalna dla tego kim jestem i kim się stałem z biegiem czasu.
Kaznodzieja, który przede wszystkim jest słuchaczem. Postawa bardzo zgodna z synodalnym wymiarem Kościoła, do którego od lat zachęca papież.
- Dokładnie. Czuję, że wyzwaniem są dla mnie czasy, w których żyjemy, kroki, które Kościół podejmuje w tym okresie historii i dynamika jego wewnętrznego nawrócenia, taka jak synodalność. Mam nadzieję, że będę mógł zaoferować inteligencję Słowa Bożego, która pomoże w odważnej i żmudnej drodze, do której Kościół jest powołany, aby być znakiem i narzędziem zbawienia w świecie. Synodalność, a zatem komunia i dialog, to bardzo silna zmiana rejestru, której doświadcza Kościół: próba czytania tekstów biblijnych, a następnie oferowania medytacji, które inteligentnie zagłębiają się w ten kierunek, będzie nas oświecać i pomagać nam w podjęciu tych kroków.
Papież wydał ostatnio kolejną encyklikę dla Kościoła, poświęconą Najświętszemu Sercu Jezusa, „Dilexit nos”. W jednym z wywiadów mówił Ojciec o tym, że czytając Ewangelię Mateusza w metrze, jego serce zostało przeszyte aż do łez, więc dopytam: czy tekst taki jak ta encyklika jest dziś już przestarzały, czy też jest w nim jeszcze głębsza mądrość, którą trzeba nam odkryć?
Z jednej strony może się wydawać, że jest to tekst, który przywołuje duchowość i pobożność z minionych czasów, z drugiej strony uważam go za bardzo proroczy, ponieważ temat serca, nawet w tym jego wymiarze jako siedziby naszych uczuć, jest bardzo współczesnym tematem, który teologia biblijna i duchowości musi pilnie włączyć do swojej propozycji wiary. W rozwoju naszej ludzkiej drogi, a zatem także jako Kościoła, ważne jest, aby wiedzieć, jak dobrze zintegrować naszą emocjonalną stronę. To oczywiste, że potrzeba inteligencji, aby móc czytać w naszych uczuciach i wchodzić w coraz bardziej precyzyjną relację między nami a Bogiem, w której wszystko, czym jesteśmy, jest zaangażowane w Jego wezwanie nas i misję, którą nam powierza.
Pamiętam Ojca artykuł, napisany tuż po wydaniu „Fratelli tutti”, o braterstwie, którego należy strzec, ponieważ nasze relacje są kruche i muszą być strzeżone…
Braterstwo jest oczekiwaniem, które Bóg ma wobec ludzkości i Kościoła. Wiemy jednak, że relacje braterskie są być może najbardziej delikatną częścią ludzkiej historii, historii każdego z nas. Świadczy o tym również kontekst historyczny, w którym żyjemy, gdzie widzimy, jak trudno jest żyć w pokoju i komunii ze sobą nawzajem, więc jest to rzeczywiście największe wyzwanie, jakie mamy, ale także dar, który w rzeczywistości już jest nam dany. W rzeczywistości już jesteśmy dziećmi Bożymi, już jesteśmy braćmi i siostrami dla siebie nawzajem, chodzi o to, by tego strzec. W obliczu tego daru, jak napisałem we wspomnianym artykule, musimy przyjąć postawę bardzo pokorną jako przeznaczenie, którego nie możemy się wyrzec, które jest zapisane i już się realizuje. Naszą odpowiedzialnością jest towarzyszenie temu procesowi, aby stawał się coraz bardziej autentyczny i jaśniejszy, aby stał się więzią, która również usuwa fałszywe podziały między Kościołem a światem, i wspiera wszystkich tych, którzy z dobrą wolą starają się budować, każdy na swój sposób, Królestwo Boże w historii i w czasie.
W Rzymie zakończył się Międzynarodowy Kongres na temat teologii.