„Rosyjscy agresorzy nie mają żadnej taryfy ulgowej nawet dla pomocy humanitarnej. Przez udręczenie ludności cywilnej chcą wpłynąć na losy wojny”. W rozmowie z Radiem Watykańskim wskazuje na to biskup Zaporoża. To miasto leżące na wschodniej Ukrainie stało się ostatnio ogromnym szpitalem wojennym, gdzie przywożeni są ranni żołnierze z linii frontu. Jednocześnie stamtąd wysyła się pomoc na tereny zalane w wyniku wysadzenia zapory w Nowej Kachowce.
Bp Jan Sobiło przyznaje, że sytuacja pozostaje bardzo trudna. Wysadzenie zapory spowodowało opróżnienie tzw. rozlewiska kachowskiego, z którego woda chłodzi pobliską elektrownię atomową. „Jesteśmy świadkami ogromnej katastrofy ekologicznej, która nie wiadomo, czym się skończy” – mówi hierarcha. Podkreśla, że ostrzeliwanie ludzi niosących pomoc humanitarną oraz mieszkańców próbujących się ewakuować jest wpisane w barbarzyńską praktykę zastraszania, celowo stosowaną przez rosyjskiego agresora.
„Ostrzeliwują pomoc humanitarną, by uniemożliwić jej niesienie. Po drugie chcą zastraszyć, żeby ludność cywilna nie wspierała żołnierzy i żeby u samych żołnierzy nie było pragnienia obrony tych miejscowości. Pamiętam, jak na początku wojny wojskowi, którzy zobaczyli, że z niektórych miejscowości wszyscy się ewakuują mówili: «po co my walczymy?». Dlatego Rosja ma bardzo sprytny plan, aby przez udręczenie ludności cywilnej, przez ataki rakietowe na domy mieszkalne, na infrastrukturę, na supermarkety, na bazary, na szpitale przestraszyć ludność cywilną. Chcą, by kto tylko może, uciekł; a po drugie, żeby ci, co zostaną, byli przekonani, iż lepiej się poddać i móc żyć spokojnie, aniżeli w takim udręczeniu jak teraz, kiedy kładziesz się spać i nie wiesz, czy rano wstaniesz. To, czego jesteśmy świadkami, stanowi bardzo perfidny i jednocześnie sprytny plan Rosjan, którzy przez dręczenie ludności cywilnej chcą wpłynąć na losy tej wojny, a więc zniechęcić również dowództwo i żołnierzy do kontynuowania walk.“
Biskup Zaporoża podkreśla, że w celu zapobieżenia wybuchu epidemii pilnym wyzwaniem pozostaje dostarczanie ludziom wody pitnej. „Paradoksalnie siedzą po szyję w wodzie i nie mogą się jej napić, bo grozi to poważnymi chorobami” – mówi bp Sobiło. W rozlewiskach pływają zwłoki padniętego bydła, czy resztki wypłukane z zalanych cmentarzy. Odnotowano już pierwsze przypadki cholery. Hierarcha wskazuje na niesamowitą mobilizację społeczeństwa ukraińskiego w obliczu kolejnej tragedii. „Ta wojna nauczyła nas być bardzo solidarnymi. Każdy się rozgląda, co można innym dać i jak pomóc. Jedni dowożą wsparcie, inni gotują ciepłe posiłki, a jeszcze inni to wszystko przekazują dalej. Cała sieć działa tak, ażeby jak najszybciej dostarczyć najpotrzebniejszą pomoc” – mówi bp Sobiło.
„Ludzie najbardziej potrzebują teraz czystej pitnej wody. Wspominam słowa Ojca Świętego Franciszka, który kiedyś powiedział, że największe wojny będą się toczyć w przyszłości o dostęp do pitnej wody. Jak patrzę teraz na te zalane tereny, na to, że ludzie siedzą w wodzie, ale nie mogą się napić, bo jest brudna i jej picie grozi chorobami, to u nas rzeczywiście teraz zaczyna się taka sytuacja – mówi papieskiej rozgłośni bp Sobiło. – Dlatego obecnie najbardziej potrzebujemy wody. W dalszym ciągu żywność będzie potrzebna, dlatego że te miejscowości pozostają odcięte, tam nie może być sklepu. Stąd też proszą o chleb. No to my tu staramy się – nawet bracia albertyni pieką chleb i ponad tysiąc chlebów rozdają za jednym razem. Ale dzięki Bogu, jeszcze od czasu do czasu docierają do nas jakieś transporty. Jest ich już o wiele mniej aniżeli na początku wojny czy w ubiegłym roku, ale jeszcze nie wygasły te ogniska pomocy humanitarnej.“
Caritas Spes pomaga wśród tragicznych okoliczności zalanych terenów
„Tragedia w tragedii, ponieważ przeżywamy wojnę, ale w tej wojnie może być jeszcze coś gorszego, może nastąpić kilka takich wydarzeń, które znów wracają cię do pierwszych tygodni wojny, kiedy musisz szybko reagować” – mówi ks. Władysław Gryniewicz. Dyrektor Caritas Spes na Ukrainie odnosi się tak zwłaszcza do sytuacji w obwodzie chersońskim poszkodowanym w wyniku wysadzenia zapory w Nowej Kachowce. Wczoraj Rosjanie ostrzelali tam kolejną wioskę, zabijając prawosławnego kapłana.
Sytuacja sanitarna na zalanych terenach pozostaje niebezpieczna. Jak podają władze państwowe, pojawiają się już np. przypadki cholery. Woda w regionie jest zanieczyszczona. 6 czerwca od wczesnego rana po zniszczeniu zapory organizacja, w której posługuje ks. Gryniewicz, działała usilnie na rzecz miejscowej ludności. W wywiadzie dla Radia Watykańskiego pallotyn wskazuje, iż osoby z innych części Ukrainy z własnej inicjatywy szukały sposobów, jak pomóc zatopionym terenom, nawet jeśli często same również znajdują się w sytuacji wymagającej wsparcia. Dyrektor Caritas Spes mówi również o potrzebach na miejscu w tydzień po tej katastrofie.
„Pierwszą i główną potrzebą była i jest, i raczej niestety będzie woda. Ale widzimy też, że państwo bardzo aktywnie się zaangażowało w to i generalnie ludzie [ją] otrzymują. Druga [sprawa] to, no wiadomo, kwestia żywności, ale my też przechodzimy do tego, żeby ludzie otrzymywali pomoc finansową. Później też już widzimy na przykład, że woda schodzi w wielu rejonach i ludzie powracają, próbują oczyścić budynki, podtopione piwnice, więc potrzeba pomp, które by mogły pompować [wodę] właśnie z brudem – wskazuje ks. Gryniewicz. – No i też [potrzeba] środków, żeby np. problemy grzybów różnego typu nie pojawiały się na ścianach. I później np. takie rzeczy, które by pomogły ludziom [inaczej] jak gumowce itd., pościel, kołdry, poduszki, produkty higieniczne. Tego typu są potrzeby. Teraz paralelnie też działamy, żeby to [wszystko] zabezpieczyć. Ale chciałbym również się podzielić, że od pierwszych chwil Caritas Polska wyraziła gotowość pomocy nam i też kilkaset tirów ze wsparciem humanitarnym od Caritas Polska było skierowanych do nas. Między innymi też otrzymaliśmy środki na to, żeby móc zakupić tutaj w Ukrainie rzeczy, które są potrzebne do likwidacji tych strasznych konsekwencji.“
Dziękując za wsparcie, zwłaszcza od Polaków, ks. Gryniewicz zwrócił uwagę na jeszcze jedną trudność. Chodzi o to, że, jakkolwiek niezwykle trudna, sytuacja na ziemiach kontrolowanych przez Ukrainę jest znana, ale na terytoriach okupowanych nie wiadomo, co się dokładnie dzieje, i nie ma jak pomóc.
„Np. kilka dni temu otrzymałem wiadomość, że jedna Pani prosi o modlitwę, ponieważ właśnie pozostają zablokowani w budynku na terenie, który jest pod kontrolą Rosji, i nie mogą wyjść, ponieważ zamknięto wszystkie drogi i [władze okupacyjne] nie wypuszczają, więc [ci ludzie] proszą tylko o modlitwę – mówi dyrektor Caritas Spes Ukraina. – Tak ze [swojej] strony chciałoby się pomóc i od razu by się chciało jakoś dzwonić do kogoś, a nie ma do kogo. Istnieje tylko jedna możliwość: dzwonić do Pana Boga i prosić Go o sposobność do uratowania tych osób, ponieważ konsekwencje są ogromne… I najgorzej, że niektórych procesów nie możesz kontrolować, nie wiesz, jak pomóc, i wtedy troszkę w sercu odczuwasz ból.“
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.