Oczekuję, że. Ale czy ktoś mi coś obiecał, czy to tylko moje pragnienie?
Mają ludzie czasem ciekawe powiedzonka. Ot, „Jak pragnę zakwitnąć” zastępujące nadużywane „Jak Boga kocham”, „Patelni z tobą po bruku nie ciągałem” zamiast bardziej aroganckiego „Świń z tobą nie pasałem” czy „I wtedy zadzwonił ci budzik” podsumowujące opowieść kogoś, kto opowiada niestworzone historie. Jeden z moich znajomych, gdy pojawiały się jakieś trudności, zamiast narzekać na nie albo mówiąc o kłodach pod nogami pokazywać palcem kto winny, zwykł mawiać „nikt nie obiecywał, że będzie łatwo”. Zaskakująco często pasuje do różnych życiowych sytuacji, prawda?
***
Ostatnio na jednym z portali przeczytał informację o zakonniku, który nie tylko opuścił swój zakon, ale zmienił wyznanie. Odszedł z Kościoła katolickiego. Powód? Sam w młodości molestowany uznał za niesatysfakcjonującą go reakcję Kościoła (czytaj: hierarchii, przełożonych) na fakty seksualnego molestowania przez duchownych. Hmm... Trudno powiedzieć, jak często zdarzają się podobne reakcje. Domniemywam, że częściej niż na przejście do innej wspólnoty wyznaniowej kontestujący decydują się na dystansowanie się czy apostazję. Tak czy siak grzechy niektórych duchownych i niewłaściwa, zdaniem owych ludzi, reakcja na nie kościelnych przełożonych sprawiają, że rozluźniają więź z Kościołem albo całkiem odchodzą.
***
Łaska Boża jest do zbawiania koniecznie potrzebna, prawda? To jedna z podstawowych prawd wiary. „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem” – mówił Jezus do swoich uczniów (J 15,16). Temat zresztą co najmniej dwa razy wywołał w Kościół wielkie teologiczne dyskusje: w czasach starożytnych, w dobie sporów z pelagianami i u progu nowożytności, w dobie reformacji. Tak, wiara jest łaską. Jest odpowiedzią na Boże wezwanie, ale bez tego uprzedzającego wezwania człowiek nie miałby na co Bogu odpowiadać. Dziś o tej prawdzie wiary przypominają modlitwy Kościoła. Ot, w II Modlitwie Eucharystycznej padają słowa „(…) i dziękujemy, że nas wybrałeś, abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli”. Czy w trzeciej: „Wysłuchaj łaskawie modlitwy zgromadzonych tutaj wiernych, którzy z Twojej łaski stoją przed Tobą”. Albo to bardziej wpadające podczas Mszy w ucho , a powtórzone za Apokalipsą „Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego (Baranka) ucztę”. Wiara jest łaską. Bez żadnych naszych zasług zostaliśmy zaproszeni przez Boga do wspólnoty ze świętymi. Wielki zaszczyt. Ale skoro Bóg jest tym, który zaprasza do wspólnoty Kościoła… Czy gdyby zaproszeni wraz ze mną np. na wesele zachowywali się skandalicznie, haniebnie, to obraziłbym się na gospodarza? Czy miałbym do niego pretensje po co łachudry zaprosił? Wyjść, odciąć się od reszty gości, oznaczałoby obrazić się też na niego, prawda? Czy raczej nie starałbym się mu pomoc jakoś problem rozwiązać?
Czemu zatem reakcją tak wielu, i to także, jak wspomniałem, ludzi niby znających nauczanie Kościoła, odpowiedzią na grzechy innych wierzących jest obrażanie się na Boga? Tak, na Boga. Powiedzieć „wierzę w Boga, ale odcinam się od Kościoła” to fałsz. Kościół to wspólnota wezwanych przez Boga. Skoro kwestionuję słuszność powołania do tej wspólnoty tego czy innego człowieka, to znaczy, że nie bardzo w Boga wierzę. Raczej oceniam Go i osądzam. Pogardzić zaproszeniem do wspólnoty tworzonej przez Boga, a jednocześnie twierdzić, że jest się z Nim w przyjaznych relacjach to sprzeczność. Powinienem raczej robić wszystko, co w mojej mocy, aby złu wśród współzaproszonych zaradzić, prawda? Nie, nie przede wszystkim wskazać palcem, kto jak powinien zareagować. Jest modlitwa. Jest jałmużna. Jest post. Niczego to nie zmienia? A co mówi się ludziom przez lata proszących Boga np. o zdrowie czy nawrócenie kogoś w rodzinie? Tu jest inaczej?
***
Nie mamy nic przeciwko temu, że do Kościoła przychodzą (powoływani są) „celnicy i cudzołożnice”. Tak, to dobrze. Bóg jest miłosierny, Bóg skruszonemu (wedle niektórych i nieskruszonemu) wybacza. Trzeba „pochylać się z troską”, trzeba „rozeznawać”. Kościół ma być szpitalem polowym. Gorszymy się jednak, kiedy grzech dotyczy kapłanów. Słusznie? W pewnej mierze tak. Ale czy w dużej nie jest to wynik nieadekwatności naszych oczekiwań w stosunku do tego, jak widzi sprawy Bóg? Konkretnie: czy to oczekiwanie od kapłanów, że będą świętsi niż wszyscy inni – bo przecież nie da się zaprzeczyć, że grzechy przeciwko 6 przykazaniu, w tym także wykorzystywanie małoletnich, popełniają także świeccy – nie jest przejawem myślenia klerykalnego? Dlaczego oni niby mieliby być święci, a my z dążenia do świętości możemy się dyspensować? Jesteśmy od „średniej kapłańskiej grzeszności” faktycznie lepsi? Uwodzący i porzucający, dopuszczający się małżeńskich zdrad, rozwodzący się, o innych grzechach już nie wspominając… Nie jesteśmy Kościołem? Możemy się o naszą świętość troszczyć mniej?
***
Nikt nie obiecywał, że w Kościele nie będzie grzeszników. To przyjmujemy. Nikt jednak nie obiecywał też, że grzech nie dotknie tych, którzy przyjmą kapłańskie święcenia czy złożą zakonne śluby. Dlaczego tu czujemy się oszukani, zawiedzeni czy wręcz zwiedzeni?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.