Przez ten przykrótki luty czuję się jakoś dziwnie niezręcznie.
Niby mniej czasu do „finansowej obsługi” powinno człowiekowi dobrze zrobić, ale i tak jakoś łatwiej skupić się na marcowych rachunkach do zapłacenia niż na ewentualnych korzyściach z faktu, że to 28, a nie 31 dni. Zresztą te dodatkowe dni (jeden nawet!) tak jak i cztery ręce czasem tak bardzo by się nam przydały! Czy nie tak właśnie przywykliśmy myśleć, decydując o sobie w obliczu rozmaitych terminów i deadline’ów? Poczucie, że za krótko, za wcześnie czy za późno – o, całe tomiszcza moglibyśmy rozpisać na ten temat! Dziwny stosunek do czasu mamy czasem. Tak jakby był on swego rodzaju elastyczną masą, którą może nie dowolnie, ale jednak możemy urabiać. Bo jak inaczej nazwać te wszystkie wysiłki, aby tu i tam upchać jeszcze jeden obowiązek, serial (te zaoszczędzające ileś sekund „pomiń czołówkę”!), wypad za miasto?
Czterdzieści dni dostaliśmy, ani dnia dłużej. Powinniśmy być przyzwyczajeni. Postrzeganie postu, czasu pustyni czy rozmaitych prozaicznych ciemności, które są naszym udziałem w kategoriach profitu nie jest jednak tak proste, jakby się wydawało. Oczywiście, może być to kwestia duchowej dojrzałości (nie mówię, że nie) i być może nie jesteśmy po prostu na tyle wewnętrznie gotowi, na ile nam się wydaje, że jesteśmy. Jednak korzyść, zysk, przywilej, które daje nam post, są związane nie tylko z dobrze poukładaną głową, ale i z doświadczeniem tego na własnej skórze.
Niestety (albo i stety), dobre przygotowanie nie zwalnia z przeżywania (zresztą można dużo wiedzieć, a – jak to mówią – pozostać głupcem). Rozmyślanie nad dobrymi uczynkami, Bogiem, który nas kocha, stopniami duchowego rozwoju i sposobami pobożnej modlitwy – słuszne to i sprawiedliwe, ale nie wystarcza. I niekiedy to właśnie od nas zależy, kiedy zrobimy krok w stronę działania, zaufania, udziału.
Nasze parafialne kościoły (czy, bądźmy szczerzy, pustki w naszych parafialnych kościołach) są niekiedy najlepszym świadectwem tego skupienia na – jak to nazwać? – własnym teoretycznym rozwoju, są świadectwem naszej skłonności do teoretyzowania. Puste – nie tylko dlatego, że nie ma tam tych, co wiarę porzucili, ale puste, bo nie ma tam i tych, którzy tak chętnie sobie o wierze podyskutują, wyjawią swoje wątpliwości przed duchowym przewodnikiem, zwierzą się z duchowych odkryć, ale… nie zrobią nic więcej. Nie przyjdą, nie będą uczestniczyć. Przemyślenia na temat jakości śpiewu, homilii, sposobu modlitwy, działania caritasu, oazy czy czegokolwiek innego są wskazane czy konieczne, ale przecież nie usprawiedliwiają nieobecności, odwracania się od wspólnoty.Racja: nie każdy musi zawsze i wszędzie, godnych zaangażowania przestrzeni mamy aż nadto – ale czy na pewno nie jesteśmy tu, bo pełno nas tam? Może i tu, i tammoglibyśmy być, a nas nie ma?
Teoretycznie – to my tak dużo wiemy przecież, do tylu wartości mamy dostęp, spoglądamy na tyle dróg. Czterdzieści dni dostaliśmy – najlepszy czas, żeby w końcu coś zrobić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.