Nadzieja to nie udawanie, że jakoś to będzie. Nadzieja to wielkie trwanie przy człowieku, który jest rozdarty pomiędzy obawą a nadzieją.
Przemijający obraz wieczności – to czas który biegnie drogami niewidocznymi dla oka, a przecie realnymi. Wieczność czeka, a czas jest osnową naszego życia, historii świata, a nawet trwania kosmosu. Jednak to nie kosmos nas ogarnia i porywa. To świat nas ogarnia, porywa, budzi nadzieje, ale nieraz przeraża. Dlatego raz trudno się wpisać w ten przemijający obraz wieczności, innym razem zaś wołamy „chwilo, trwaj!” A chwila trwać nie chce. Taka jest jej natura. Z tej dwoistości wyrasta inna. Po jednej stronie nadzieja, po drugiej obawa. Jedna i druga osiągają różne momenty intensywności.
W tym przemijającym obrazie naszej rzeczywistości w skali maksymalnej zaznaczają się i trwają w pamięci pokoleń kolejne wojny. „To było przed drugą wojną. To było jeszcze przed powstaniem”. Znamy to. Czasem tylko wojny i ich daty się plączą – ale to efekt naszej niedoskonałej pamięci bądź nie przykładania się do nauki historii (co jest sporym błędem).W takiej naszej, maleńkiej skali życia mamy inne znaczniki przemijania. Niebagatelnym przerywnikiem, nieraz trwającym bardzo długo, są choroby. „A, to jeszcze przed zawałem” – ktoś datuje w ten sposób jakieś wydarzenie. Swoi wiedzą, inni taktownie milczą, bo czy to ważne? Noo… dla kogoś nawet bardzo. Bo w każdym z tych przypadków – osobistych, bądź powszechnych – kryje się albo nadzieja, albo obawa.
Nie jest łatwo stanąć wobec wyzwania trudnego i nieodwracalnego. Choroba – taka dziś częsta, coraz częstsza – nowotwór, popularnie zwany rakiem. I choćby to była jakaś łagodniejsza i łatwiej poddająca się terapii odmiana, rak jest rakiem i samo słowo brzmi złowrogo. A walka – tak w warstwie terapeutycznej, jak i psychologicznej jest trudna, długotrwała… Albo wręcz błyskawiczna. Nadzieja bynajmniej nie jest odwróceniem czasu. Przeciwnie – nadzieja często staje się wyjściem naprzeciw chorobie. Potrzebna jest wtedy pomoc innych. Z tej potrzeby już wiele lat temu zrodził się w świecie, w Polsce także ruch hospicyjny. Bo hospicjum onkologiczne to nie tylko specjalistyczny oddział medyczny. Hospicjum w sensie lecznicy szybko zyskuje otoczkę w postaci wielu ludzi gotowych na różne sposoby pomagać tak chorym, jak i personelowi. Także zdobywać pieniądze, bo w tej dziedzinie możliwości wciąż nie nadążają za potrzebami.
Nadzieja i obawa… Obawa w tym kontekście to zrozumiałe, ale nadzieja? Tak, nadzieja także. Nadzieja, że w tej walce, że na tej „ostatniej prostej” nie zostanę sam. Stąd hasła: „Hospicjum to też życie”, albo: „i zostanę z tobą aż do wieczora, potem też”. Jestem blisko jednego z hospicjów, właściwie od czasu jego tworzenia się; to już prawie 30 lat. Lekarze, pielęgniarki, pozostały personel – także administracyjny. No i ksiądz kapelan… To on zapoczątkował istnienie tego hospicjum. Od niedawna emeryt. Towarzyszył chorym i był z odchodzącymi. „Wiesz, byłem więcej niż z pięciu tysiącami odchodzących. I z rodzinami. Sił mi już brakuje”. To była jego obawa – że sił mu braknie. A nadzieja? Pozbierał swoje doświadczenia, poddał rygorom naukowej metodologii, ubogacił literaturą i… I obronił na uniwersytecie doktorat na ten temat. Jego wersja książkowa jest już gotowa. Powinna się znaleźć w bibliotekach medycznych, teologicznych, psychologicznych. Jest owocem zmagania się konkretnych ludzi przez długie lata z obawą jaką niesie w sobie choroba. Aby nadzieja wciąż trwała. Wraz z Autorem książki wypada pokłonić się wszystkim, którzy w tym i wszystkich hospicjach świata zostają z chorymi „aż do wieczora, potem też”.
Bo nadzieja to nie udawanie, że jakoś to będzie. Nadzieja to wielkie trwanie przy człowieku, który jest rozdarty pomiędzy obawą a nadzieją.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.