Młodzi odchodzą z Kościoła. W miastach jest lepiej, na wsi gorzej? Rzeczywistość jest bardziej złożona.
Od pewnego czasu chodzi mi po głowie stworzenie w parafii miejsca, gdzie będzie można spotkać się w tygodniu. Niekoniecznie na Mszy świętej. By po prostu ze sobą pobyć, podzielić się swoimi radościami i troskami, wypić kawę. Ale i bardziej ambitnie: pogłębić swoją wiarę. Znalazł się ktoś, kto zadeklarował wsparcie pomysłu. Miejsce jest. Wybudowana przed laty salka katechetyczna, po niewielkim remoncie i adaptacji, z pewnością do tego celu by się nadawała. Pomysł spotkał się z zainteresowaniem. Ale okazało się być przysłowiowym słomianym ogniem. Powód? Zaproponowałem, by każdy, kto widzi sens pomysłu, włączył się w pracę. Równocześnie zadeklarowałem materialne wsparcie na wyposażenie obiektu. Ale my nie mamy czasu…
Starsza, samotna osoba, z dnia na dzień zapadła na zdrowiu. Trzeba było reagować. Ugotować obiad, zrobić zakupy, sprzątnąć w domu, posiedzieć z nią i porozmawiać. Gdyby tak – pomyślałem – zebrać kilka osób. Niech każda z nich zadeklaruje choćby godzinę w tygodniu. Znalazł się jeden chętny. Z doświadczeniem wolontariatu w Stanach Zjednoczonych. Reszta wskazała na GOPS. „Od tego przecież są”. Owszem, jego pracownice stanęły na głowie, by obejść skostniałe przepisy. Choćby ten zmuszający do czekania czternaście dni na uprawomocnienie się decyzji. Żeby tak jeszcze schorowany organizm chciał poczekać…
Integrujmy się. Nie ma jak wspólny wyjazd. Góry. Zima. Prognoza pogody obiecująca. Wyprawy piesze, sanki, narty. Zaprzyjaźniony ośrodek daje duże upusty. Sponsor chce dofinansować nie mających środków. Na liście dwadzieścia osób. Komplet na busa. W dniu wyjazdu zjawiło się osiem. Pozostałym zmieniły się plany. Cóż, bywa. Szkoda, że o tym nie poinformowali. Z powodu braku miejsca w domu odwołano drugą grupę. Busa też można było zmienić na mniejszy. Ale nie za pięć dwunasta.
Trzy przykłady „z rękawa” przy okazji opublikowanego przez Kongres Katoliczek i Katolików raportu. „Jak Kościół katolicki w Polsce może odpowiedzieć na odchodzenie młodzieży”. Nie żebym nie zgadzał się z jego zasadniczymi tezami. Przeciwnie, o wielu z nich piszę tu od lat. Dostrzegam jednak w nim pewną jednostronność, obarczającą winą za zaistniałą sytuację wyłącznie Kościół instytucjonalny. Pomijam założenie, że lepiej jest w miastach, gorzej na wsi. Rzeczywistość jest bardziej złożona. Co, zapewne nieświadomie, wykazali autorzy raportu zauważając, że w miastach jest więcej ruchów, wspólnot, duszpasterstw, natomiast w małych, wiejskich parafiach, są relacje.
Dla przykładu. Odwiedził mnie kiedyś znajomy ksiądz z dużej śląskiej parafii. W pewnym momencie zjawił się ktoś w kancelarii parafialnej. Zostawiłem gościa. Wróciłem po kilkudziesięciu minutach. Ślub czy pogrzeb, zapytał. Nie, zaświadczenie dla chrzestnego. U nas, zauważył, załatwił bym to w dwie minuty. Ciśnienie. Kolejka oczekujących.
Rodzi się zatem oczywiste pytanie. Skierowane nie tylko do autorów raportu. Skoro w małych parafiach jest więcej możliwości budowania relacji i większość duszpasterzy z nich korzysta, dlaczego proces odchodzenia młodych z Kościoła jest w nich równie, a może nawet jeszcze bardziej widoczny, niż w miastach. Odpowiedzi na nie brakuje nie tylko w opublikowanym dokumencie. Wielu duszpasterzy, co zauważył kiedyś abp Grzegorz Ryś, stanęło pod ścianą, zastanawiając się co dalej. Raport wskazuje kierunek, ale wiele pytań, istotnych, pomija.
Dla przykładu zmiana priorytetów wychowawczych. Słynne być czy nie być. Bardziej być, czy bardziej mieć – pytał kiedyś młodych Jan Paweł II. Większość rodziców postawiła na awans społeczny swoich dzieci, podporządkowując mu wszystko inne. Stąd sygnalizowane w pierwszym akapicie nie mam czasu. Wielu młodych wzrasta w klimacie „to jest najmniej ważne”. Ilu z nich słyszało wiele razy od rodziców: masz ważniejsze sprawy na głowie. Oczywiście nie neguję sensu edukacji, troski o poprawę warunków materialnych. Chodzi o równowagę. A tej najwyraźniej brak. Raport słusznie wskazuje na rolę rodziny. Ale nie wskazuje na ewolucję priorytetów jako jedną z przyczyn odchodzenia młodych od Kościoła.
W zaprezentowanych na końcu raportu badaniach zabrakło jednego, ważnego pytania. O ilu negatywnych przykładach wiesz z mediów, a ilu doświadczasz w swoim środowisku. Nie chodzi o to, by doniesieniom medialnym zaprzeczyć. Znów chodzi o równowagę. O proporcje między nadużyciami a gorliwą, systematyczną i ofiarną pracą. Nie tylko księży. Także katechetów, animatorów, liderów świeckich. Pytanie o środowisko życia, parafię respondenta, prawdopodobnie ukazałoby Kościół w zupełnie innym świetle.
Wreszcie odniesienie do Ameryki Południowej. Zainicjowane tam procesy, co zauważają autorzy raportu, sięgają korzeniami początku lat siedemdziesiątych. Pięćdziesiąt lat to dużo. Ale i tamtejszy Kościół żył w innych niż polskie warunkach. Gdy tam diagnozę wymuszały bieda i sekty u nas budowano wspólnotę nie tylko na fundamencie wiary. Także na fundamencie sprzeciwu. Nieliczni widzący dalej i głębiej, nie byli rozumiani. Trzeba było przemian, zapoczątkowanych na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, by zmienić optykę. Na co Kościół chyba nie był przygotowany. Zmiany społeczne, nie ma co ukrywać, były zaskoczeniem także dla wielu jego ludzi. Zarówno z kręgów hierarchii, jak i wiernych. Czyli, w procesach inicjowania zmian, jesteśmy dwadzieścia lat do tyłu za Ameryką Południową. Tyle samo lat potrzebujemy, by przyniosły owoce..
Na koniec wątek ponadczasowy. Mark Twain kiedyś zauważył: gdy miałem lat siedemnaście mój ojciec wydawał mi się skończonym głupcem; gdy miałem dwadzieścia jeden odkryłem, że przez cztery lata w zadziwiającym tempie zmądrzał. Jedną z cech młodości jest bunt. Kontestacja wszystkiego i wszystkich. Także instytucji i wspólnot. Często pozbawiona racjonalnych podstaw. Jedni z tego wyrastają, innym bunt, jako sposób istnienia, pozostaje na całe życie. Kościołowi, a właściwie jego ludziom, bo Kościołem są wszyscy ochrzczeni, także ci buntujący się i odchodzący, pozostaje cierpliwie budować. Piszę o tym z podwójnej perspektywy, jaką daje obecność w mediach i bycie proboszczem w małej, wiejskiej parafii. Nie po to, by raport kontestować. By go uzupełnić o inny punkt widzenia. Co oczekujący pluralizmu w Kościele przyjmą chyba ze zrozumieniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).