Zreformujmy Kościół! OK. Tylko w jakim kierunku?
Nie lubię pisania czy mówienia o Kościele czy Kościele w Polsce. Zwłaszcza gdy chodzi o negatywy. To trochę tak, jakby chcieć mówić jaka jest Polska albo jacy Polacy. Zawsze sięga się wtedy po uogólnienia. A w nich pierwsze skrzypce gra nie trzeźwy osąd, a to, co się komu wydaje. Wszak rzeczywistości to na tyle szerokie, że wybrać można z nich przykłady na poparcie każdej tezy. Ale rozumiem, coś takiego ma sens o tyle, że bez uogólnień nie dałoby się w ogóle mówić o kondycji Kościoła. Zgryźliwie zauważam tylko, że dla niektórych publicystów Kościół cudowny i wspaniały z dnia na dzień staje się Kościołem do niczego. To ewidentne, że sposób patrzenia się zmienił, nie sam Kościół, prawda? Bo Kościół tak szybko zmienić się nie mógł. I teraz tylko pytanie czy chodzi o to, że ktoś założył właściwe okulary, dzięki którym widzi lepiej, czy niewłaściwie, przez które widzi niewiele...
Jest jednak coś, co wprawia mnie zdecydowanie w zażenowanie: głosy różnych „kościelnych reformatorów”, którzy tym co piszą czy mówią pokazują, że nie tylko nie rozumieją czym jest Kościół, ale że i niewiele zrozumieli z Ewangelii. Mam na myśli to częste podkreślanie znaczenia świeckich, zwłaszcza kobiet, w odniesieniu do władzy, jaką niby powinni mieć w Kościele. Większa możliwość wpływania na różnorakie decyzje – to zdaniem owych komentatorów sposób na dowartościowanie świeckich. Ha: wedle Ewangelii prawdziwa wielkość chrześcijanina leży w służbie. Im bardziej służę, tym w oczach Boga jestem większy. Czy posiadanie wpływu na decyzje – i to w zasadzie bez ponoszenia za nie odpowiedzialności – to faktycznie służba? Mam poważne wątpliwości.
Do prawdziwej służby natomiast owi reformatorzy Kościoła niespecjalnie się garną. A pola ku niej w Kościele ogromne. Aż dziw, że można ich nie zauważać. Ot, cała działalność charytatywna Kościoła. W tym także nadzwyczajnych szafarzy Komunii, którzy poświęcają swój wolny czas odwiedzając z Panem Jezusem chorych. Albo całe niezwykle odpowiedzialne pole pracy katechetycznej, zwłaszcza religii w szkole. Ta dziedzina działalności Kościoła jest przez owych reformatorów wręcz kontestowana. A przecież mogliby pokazać, jak zrobić to lepiej, jak porwać młodych dla Chrystusa, prawda? Kościół potrzebuje służby, nie wielkiego grona rządzących. Zwłaszcza jeśli miałaby to być „służba władzy” jedynie z nazwy.
Pamiętacie obraz Kościoła jako Ciała Chrystusa? Z 12 rozdziału pierwszego listu św. Pawła do Koryntian? O różnych członkach Kościoła nawzajem się w swojej służbie uzupełniających? Nie jest zadaniem nas, świeckich zastępowanie księży. Każdy ma dobrze wypełniać tę misję, jaka mu została w Kościele powierzona. Często będzie to dobre wypełnienie obowiązków wynikających z życia w rodzinie, także wychowanie dzieci. A zawsze życie Ewangelią tak, by ludzie patrząc na nas mogli chwalić Ojca Niebieskiego. To prawdziwa chrześcijańska wielkość; powód do dumy w Chrystusie. O ileż Kościół byłby lepszy i lepszy byłby świat, gdybyśmy poważnie do tej swojej misji podeszli....
Z reformy Kościoła, która za normę uważa to, co dziś modne i nie tylko nie rozumie jego istoty, ale też nie zna Ewangelii, nic dobrego wyjść nie może.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.