Czy nie wydaje się nam, że ludzie dzisiaj osiągnęli mistrzostwo w unikach?
Chcąc, nie chcąc, stajemy się czasem świadkami cudzego nieszczęścia. Ot, nawet przy zwyczajnym rozpytaniu co u kogo słychać otrzymujemy czasem nie do końca spodziewany wgląd w życie innych. Nasze prywatne sprawy zdają się przy tym maleć, możemy zyskać nową perspektywę – to po pierwsze. Po drugie nie wiemy, co powiedzieć – albo raczej zdajemy sobie sprawę, że nie o nasze słowa tu chodzi. Po trzecie – z tej bezpośredniej sytuacji nie da się już zawrócić, owszem, możemy za jakiś czas poudawać, że nic nie wiemy, że nic się nie stało. Tyle że dostęp do pewnej wiedzy, to, co zdołaliśmy usłyszeć i zobaczyć, już się dokonały.
Na ekranach komórek i telewizorów, podczas naszych burzliwych dyskusji, kiedy za siłą argumentów stoi też nasza pozycja i osobowość – przestrzeń jest jakby bezpieczniejsza, obła, bez wyraźnych kształtów. Łatwo się więc wymykamy, wracamy do własnych spraw – krótkie pip, przewinięcie dalej i sprawa wyłączona; wystarczy wzruszenie ramion, odpowiedni grymas, spojrzenie na zegarek, by zamknąć komuś usta. Patrzenie czy komentarz nic nas w gruncie rzeczy nie kosztują, niczego nie wymagają.
Czy nie wydaje się nam, że ludzie dzisiaj osiągnęli mistrzostwo w unikach? Tak jakbyśmy sobie postawili za punkt honoru odpowiedź na pytanie: jak się angażować tak, aby się nie zaangażować? Wolontariat odtąd-dotąd, akcje wymagające jedynie uniesionego w górę kciuka, potakiwanie i narzekanie, energia wydatkowana na wymyślanie metafor, zgodne wskazywanie palcem winnych, bezczynność. Życie na zasadzie kopiuj-wklej, tak jakby więzi między ludźmi nie były tak do końca prawdziwe.
Samotność wielu zdaje się polegać na tym, że mając poparcie wszystkich, zdają się nikogo nie obchodzić. A przynajmniej nie aż tak, żeby zmusić nas do wspólnego działania. Wiem, nie jestem obiektywna, ale kiedy słyszę ten chór potakiwaczy na świadectwa ludzi, którzy na przykład dziękują świętym za wstawiennictwo w tej czy innej sprawie, czasem zwykła złość mnie ogarnia. Bo gdzie byli ci wyrażający teraz zgodny aplauz? Czy naprawdę potrzebujący muszą prosić aż o niebieskie pośrednictwo?! Gdzie myśmy się wszyscy podziali?
Jest taka historia o przewróconych na grzbiet żółwiach, bezradnych wobec zmywającej je fali przypływu. Czułe człowiecze serce wzdryga się wobec surowości natury i tego, że przewracając jedno stworzenie po drugim, i tak nie ocalimy wszystkich et cetera, et cetera. Potraktujmy ten obrazek symbolicznie i przenieśmy go w przestrzeń relacji międzyludzkich: czy nie nazbyt łatwo stawiamy na piedestale ową wrażliwość, zwalniając się tym samym z obowiązku pomocy choćby niektórym? Skąd w ludziach ta idiotyczna ambicja, która każe chcieć sprawiedliwości dla wszystkich i nie pozwala uznać, że pomóc jednemu – to przywilej?
Stajemy się czasem mimowolnymi świadkami cudzego nieszczęścia. Pytanie otwarte: co z tym dalej?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.