Tak nie

Katarzyna Solecka Katarzyna Solecka

publikacja 07.09.2021 13:41

Znów ta sama śpiewka: kochające matki wychowujące maminsynków, przyklejone do nich dzieci nieumiejące przeciąć pępowiny, kobiety odpowiedzialne za wszystkich obiboków i piotrusiów, te, które nie nauczyły ich obowiązkowości i sprzątania po sobie.

Słyszałam to już tyle razy, w rozmaitych odsłonach: od ludzi niemądrych i mądrych, od autorytetów rzeczywistych i pozorowanych, z kościelnych i świeckich ambon. Ta matka-zmora, czarna kropka unosząca się nad nami jak nieodłączny cień. Och, nie da się jej uniknąć, od niej uciec, przed nią się zasłonić!

Ktoś powie: skrót myślowy. Tylko że ten skrót przedstawia rzeczywistość w tak wykrzywionej formie, że przestaje ona odpowiadać rzeczywistości. Rola matek jest nie do przecenienia, sama miałam jedną (dziękuję, mamo!). Jednak nawet matka nie determinuje rzeczywistości, nie jest ponad okolicznościami życia, naszymi osobistymi wyborami, Bogiem.

Oczywiście, my, matki, mamy wiele na sumieniu, błędy i różnorakie słabości – wiem doskonale, wystarczy mi spojrzeć w lustro. Tylko czy ten dwudziestoletni czy czterdziestoletni dzieciak nie jest w końcu sam za siebie odpowiedzialny? Czy takie stawianie spraw nie jest wodą na młyn takich właśnie naszych córek i synów, którym wciąż się wmawia, że winę (!) ponosi ktoś inny? Robię to i to, jestem jaki/jaka jestem, bo moja mama… – bardzo wygodne, naprawdę, bardzo wygodne!

Póki co jakichś egzaminów na matkę nie wymyślono, żadna z nas kursów nie kończyła, referencjami też trudno by się było pochwalić. A jednak ciągle z rozmaitych stron dobiega ten osąd: twoje dziecko nie dojrzało, cierpi, błądzi, bo jako matka zawiodłaś…Stronimy od uproszczonych sądów w tak wielu sprawach – a tu bach. Znam takie, którym ten osąd łamie serce.

Nasze dzieci mają być idealne? Spod jednej sztancy? I punktualne, i odkładające rzeczy na miejsce, i przykładające się do pracy, i solidne, i milczące, gdy trzeba, i mówiące, gdy powinny się wypowiedzieć, i silne, i miłe, i uczynne, i odpowiedzialne… Są w ogóle tacy ludzie? Chętnie poznam.

Ostatecznie nie o relację matka–dziecko tu przecież chodzi, ani nawet, szerzej, o relację rodzice–dzieci. Raczej o taki właśnie, charakterystyczny sposób stawiania sprawy, tę spychologię, tę jednoznaczną, punktową odpowiedź na trudne pytania, która zwalnia z odpowiedzialności za własne i wspólne życie.

Wiele życiowych ról podejmujemy, wiedząc niewiele. W rubryce „Doświadczenie” nawet po głębokim namyśle możemy wpisać tylko „Brak”. A jednak jesteśmy, trwamy, próbujemy.

Potrzebujemy wsparcia.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..