Obowiązki nie odlecą i ktoś musi je przejąć.
Można zaobserwować pewną prawidłowość. Pojawia się gdzieś osobnik A (kobieta lub mężczyzna). Poznaje środowisko i poznają jego, zaczyna pracować, angażować się, służyć. Z czasem robi to coraz lepiej. Proponuje mu się więc dodatkową aktywność, potem drugą. Warto też wziąć na siebie to albo i tamto, to dołożyć, na owamto znaleźć czas. Bierze, dokłada, znajduje. I tak stopniowo nasz osobnik A: utalentowany, twórczy, przykładający się ma na głowie tych aktywności, spraw coraz więcej… I co się dzieje? I zaczyna znikać. Nie był na spotkaniu. Przesunął termin. Przestał być dostępny. O życiu osobistym czy brakach w odpoczynku nie wspomnę.
Dzieje się tak, dodajmy, przy najlepszych chęciach po obu stronach: i on chce, i chcą jego. Dzieje się tak w różnych społecznych przestrzeniach, w szkołach i w rozmaitych instytucjach, w miejscach pracy i na wielu parafiach w Polsce. Możemy być świadkami, jak jakiś zaangażowany nauczyciel staje się nauczycielem nieobecnym; jak jakiś ksiądz po roku ma zamiast dwóch osiemnaście rozmaitych grup do prowadzenia; jak komuś obowiązki puchną, rosną, potężnieją, bo okazał się na tak wielu płaszczyznach świetny.
Oczywiście możemy to zwalić na braki kadrowe. Albo w ogóle – najłatwiej – pożalić się na brak rozsądku przełożonych. Czy poradzić owym nieszczęśnikom, by nie ujawniali tak nieostrożnie swoich talentów. Ale cóż, jak to się mówi: na razie jest jak jest, Wisły kijem nie zawrócisz.
Kiedy ogarnia nas złość na takie sytuacje, kiedy zaczynamy mówić o kimś, że „pojawił się” w jakimś miejscu (gdy inni zwyczajnie, byli tam przez dwie, trzy godziny), kiedy znów oglądamy puste krzesło – może czas pomyśleć, jaki my mamy w tym udział. Bo jakiś mamy przecież.
Czasem za dużo wymagamy od tych onych. Czasem to nas nie ma w miejscu, gdzie być powinniśmy – a obowiązki nie odlecą i ktoś musi je przejąć. Czasem fałszywa skromność nas wstrzymuje, by zrobić coś dla drugich. Albo odwrotnie – wiecznie zajęci, przeskakujemy z kwiatka na kwiatek, błyszcząc tu i ówdzie, a całą nudną robotę odwala za nas ktoś inny. Albo wciąż tłumaczymy kogoś brakiem czasu, zamiast szczerze zwrócić mu uwagę i wspólnie rozważyć, co można lepiej zorganizować. Albo jako zwierzchnicy obarczamy kogoś ponad siły, pomijając innych. Albo – dużo jest tych możliwych „albo”, niestety.
*
Następnym razem, jak będę chciała mieć dobrze posprzątaną kuchnię, nie zlecę tego osobnikowi A, który nie marudzi (!) i zrobi to najlepiej. Poproszę osobnika B. Wówczas oczywiście i ja się utrudzę, i on. Ale przynajmniej podszkolimy się w wymianie argumentów. A i to ma jakąś wartość – poza nie do końca dobrze sprzątniętą kuchnią – nieprawdaż?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.