Pod znakiem budowania porozumienia i dialogu w Kamerunie przebiega wizyta kard. Pietro Parolina w tym afrykańskim kraju. Mediacja watykańskiego Sekretarza Stanu ma pomóc w ukróceniu szerzącej się przemocy i doprowadzeniu do rozmów z ambazońskimi separatystami, dążącymi do ustanowienia oddzielnego państwa.
Kard. Parolin wyznał, że jego tygodniowa wizyta jest wyrazem troski Papieża Franciszka o Afrykę. W czasie licznych spotkań, zarówno ze stroną kościelną, jak i rządową, watykański hierarcha wiele mówił o konieczności budowania mostów i przypominał o potrzebie respektowania fundamentalnych praw człowieka. Wskazywał zarazem, że nie wystarczy wołać o pokój, ale należy go solidnie i cierpliwie budować, bazując na fundamencie dialogu i sprawiedliwości.
Kard. Parolin odwiedził m.in. Bamendę, która leży w anglojęzycznej części Kamerunu, będącej polem krwawych działań ambazońskich separatystów. Niechętnie zgodzili się oni na wizytę przedstawiciela Watykanu. Oskarżając Kościół o to, że nie słucha ich roszczeń i stanął jedynie po stronie prezydenta Paula Biyi, wezwali miejscową ludność do bojkotu wszelkich wydarzeń z udziałem watykańskiego Sekretarza Stanu. Na trzy godziny zatrzymali również na drodze emerytowanego arcybiskupa Douali, 90-letniego kard. Christiana Tumi, który jechał na uroczystości do Bamendy. Ten incydent ujawnił delikatność sytuacji, w której znalazł się kameruński Kościół.
„Separatyści oskarżają nas, że jesteśmy zbyt blisko rządu, a rząd oskarża nas o bycie zbyt blisko separatystów” – podkreśla nowy arcybiskup Bamendy, Andrew Nkea Fuanyi, któremu najbliższy współpracownik Ojca Świętego w czasie wizyty nałożył paliusz. Z kolei przewodniczący kameruńskiego episkopatu poinformował kard. Parolina, że wszelkie próby mediacji ze strony Kościoła zostały odrzucone przez obie strony konfliktu, a próby nawoływania do rozmów i dialogu pozostały martwą literą. „Trwające masakry są dowodem na to, że wciąż wiele zostało do zrobienia na drodze budowania pokoju” – podkreślił przewodniczący kameruńskiego episkopatu bp Abraham Kome.
Sytuacja na północnym-zachodzie Kamerunu pogorszyła się pod koniec 2016 r., kiedy to separatyści z tzw. Republiki Ambazonii ogłosili niepodległość i chwycili za broń, by walczyć o uniezależnienie się od wschodniej, uboższej, części kraju. Kościół od początku ujawniał przypadki łamania praw człowieka po obu stronach konfliktu i, nie opowiadając się po żadnej ze stron, dążył do budowania porozumienia i pokoju.
Sporny region nazywany jest spichlerzem Kamerunu. Właśnie tam znajdują się bogate złoża ropy naftowej i oleju opałowego, a także wielkie plantacje bananów, kauczuku, kawy i kakao. Miejscowi mieszkańcy korzystają na tym jednak w minimalnym stopniu. Władze centralne nie inwestują w rozwój regionu, brakuje zakładów przetwórczych i odpowiedniej infrastruktury. Separatyści chcą zmienić te realia. Rząd centralny zadeklarował wprawdzie chęć rozmów, ale mimo upływu lat nigdy nie przeszedł do konkretów.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.