Kościół nie zna Mszy świętej dla dzieci. Zna Mszę świętą z udziałem dzieci.
Papieska decyzja dopuszczenia kobiet do posługi lektora i akolity została wyjaśniona, mam nadzieję, w sposób wystarczająco jasny. Jest jednak powód, by do niej wrócić. Bowiem, jak zwykle w takich sytuacjach, okazało się, że mówiąc o tych samych rzeczywistościach, często mamy na myśli coś zupełnie innego. Klasycznym przykładem może być ilustracja informacji o motu proprio w wielu mediach. Także katolickich. Widzimy na nich niosące krzyż i świece, czyli tak zwane akolity, dziewczęta. Gdzie tkwi błąd?
Otóż krzyż i świece niosą ministranci światła. Mający w liturgii, jak czytamy we Wprowadzeniu Ogólnym, swoje własne funkcje. Ale posługa akolity nie jest związana z akolitą, lecz z towarzyszeniem celebransowi w składaniu darów. Ze światłem związana jest funkcja (kiedyś posługa) ceroferariusza. Niby drobiazg, a zamieszanie spore.
Nie mniejsze niż z funkcją ministranta Słowa Bożego. Jednym z kryteriów, decydujących o dopuszczeniu do posługi lektora jest wiek. Dlaczego?
W jednej z parafii toczono długą i burzliwą dyskusję. Dzieci powinny czytać na Mszy świętej czy nie powinny. Wreszcie zdecydowano się na dwumiesięczny eksperyment. Głoszący homilie przygotowywał dwie wersje. Do czytań i do Ewangelii. W pierwszym miesiącu czytania wykonywały dzieci, w drugim ich rodzice. Homilię zaczynał dialog z dziećmi. Efekt był szokujący. W pierwszym miesiącu dzieci nic nie zapamiętały z pierwszego czytania, w drugim nie zapamiętały nic z Ewangelii. Komentujący eksperyment psycholog wyjaśnił, że to kwestia autorytetu. Dla dzieci nie jest nim rówieśnik. Jest nim dorosły. Ale najbliższym autorytetem dziecka jest jego rodzic. Stąd w przypadku braku rodzica uwaga skupiła się na księdzu. Ale gdy przy ołtarzu pojawił się rodzic, niejako w sposób naturalny stał się centrum uwagi.
Już słychać głosy sprzeciwu. Przecież to jest Msza święta dla dzieci! I tak, i nie. Kościół nie zna Mszy świętej dla dzieci. Zna Mszę świętą z udziałem dzieci. W Dyrektorium o Mszach z udziałem dzieci, w rozdziale trzecim, zatytułowanym „Msza święta dla dzieci z udziałem tylko nielicznych dorosłych”, czytamy:
„Zawsze trzeba mieć na uwadze to, że takie sprawowanie Eucharystii powinno prowadzić dzieci do Mszy z udziałem dorosłych, zwłaszcza do Mszy niedzielnych, na których gromadzi się obowiązkowo chrześcijańska wspólnota. Z tego względu, z wyjątkiem adaptacji niezbędnych z racji wieku, nie należy dążyć do obrzędów zupełnie odrębnych, które by zanadto różniły się od obrzędów mszalnych z udziałem ludu” (21).
Dlatego Dyrektorium proponuje „dla dzieci liturgię słowa wraz z homilią w jakimś miejscu osobnym, ale niezbyt odległym”, uznając za pożyteczne „powierzenie dzieciom pewnych funkcji (nie posług) w tych Mszach świętych, na przykład mogą przynosić dary, wykonać jeden czy drugi śpiew mszalny” (17).
Pod linkiem do komentarza o posługach dla kobiet (nie funkcjach), w jednym z portali społecznościowych, ktoś zamieścił wpis: „marzy mi się dzień, w którym przy ołtarzu posługiwać będą dorośli”. Podpisuję się obydwoma rękami. Ksiądz Stanisław Szczepaniec, współautor wielu podręczników formacyjnych dla służby liturgicznej, często powtarzał: „Niedzielna Eucharystia jest najważniejszym wydarzeniem w życiu wspólnoty parafialnej; a o najważniejszych wydarzeniach w życiu nigdy nie decydują dzieci”. Od siebie dodam, że powierzenie wszystkich funkcji w liturgii dzieciom nie ma nic wspólnego z dziecięctwem Bożym. Za to może mieć wiele wspólnego z infantylizacją liturgii. Oczywiście można dyskutować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.