Łatwo żądać od innych. Trudniej od siebie samego. Zwłaszcza gdy można coś stracić.
Piątek, 18 grudnia. Epidemii w Polsce dzień 290. Rząd wprowadza w kwarantannę narodową – usłyszeliśmy wczoraj. Kiedy to? Gdzieś chyba na początku listopada usłyszeliśmy o „progach etapów zasad bezpieczeństwa”. Coś co nazwano tam „kwarantanną narodową” miała być wprowadzane przy średniej dziennej zachorowań z ostatniego tygodnia wysokości 70-75 osób na 100 tysięcy. Otarliśmy się o ten wynik, ale teraz liczba zdiagnozowanych zachorowań mocno spadła. Wynosi 26,35 (piątek rano). Jeśli spadnie poniżej 25, miał być przywracany podział na strefy czerwone i żółte. Miały, ale rządzący zmienili zdanie. Dziś rano z kolei usłyszałem: trzeba wprowadzić obostrzenia, bo choć spada liczba zakażeń nie spada liczba zgonów. Hmm. Ostatnie siedem dni to 2715 zgonów. Poprzednie - 2802. Jeszcze wcześniej 3260, 3480. Nie spada? A potem będą się dziwić, że obywatele nie mają do nich zaufania. Mówią że szczepionka bezpieczna? Hahaha....
Ale dziś chciałem pisać właściwie o czymś innym. O niewłaściwej reakcji, jej braku albo milczeniu, gdy trzeba by coś powiedzieć czy zrobić. Sporo się o tym ostatnio mówiło, prawda? Wskazując kto winny. I wylewając wiadra oburzenia. A ja gorzko się uśmiecham i zastanawiam czy przypadkiem nie jest tak, że reagowanie na jakieś nieprawidłowości, zło, łatwe jest tylko dla tych, którzy szukając zaczepki są pewni, że z tej konfrontacji wyjdą zwycięsko? Bo zarówno ci, którzy zwyczajnie nie chcą zwady jak i ci, którzy nie są pewni swojej przewagi w konfrontacji, zazwyczaj znajdują dziesiątki powodów, by jednak nie zareagować. Nie mam racji?
Niedawno pewien kierowca mnie okrzyczał, że przechodząc przez pasy nie rozglądnąłem się. I że tylko sprawnym hamulcom jego samochodu zawdzięczam, że we mnie nie wjechał. Dżdżysty i mglisty wieczór. Na skrzyżowaniu. Byłem zmęczony i nie chciało mi się tłumaczyć, że owszem, rzuciłem okiem w lewo i nawet widziałem, że wjeżdża na skrzyżowanie, tylko się nie zatrzymałem. Uznałem, że szykując się do skrętu w prawo zza moich pleców od dobrej chwili też mnie widzi (co przecież potwierdził krzycząc, że się nie rozejrzałem), widzi też dobrze oświetlone i na biało-czerwono wymalowane pasy, a że skręcając i tak musiał mocno zwolnić, to z zatrzymaniem się nie powinien mieć najmniejszego kłopotu. Tyle że on chyba planował to inaczej: że się zatrzymam, odwrócę głowę, a on wtedy, jako ten, który niby nie zdążyłby już zahamować (hahaha) spokojnie sobie przejedzie. Nie chciało mi się jednak tego wszystkiego tłumaczyć, więc odkrzyknąłem tylko, że dobrze, że ma sprawne hamulce, bo z niesprawnymi jeździć nie wolno. Na tę moją odpowiedź, nie powiem, złośliwą, z tonu profesorskiego przeszedł w agresję i zaczął krzyczeć coś o tym, co może zrobić z moim ryjem (tak się wyraził). Odkrzyknąłem mu jak na mężczyznę w takich sytuacjach przystało. Gość nie podjął wyzwania. Choć żeby na mnie krzyczeć wcześniej specjalnie zjechał na pobocze i nie blokował drogi.
Norma, prawda? Z bezpiecznej odległości, a w razie czego czmychnąć. Jak napisałem, ludzie reagują, zwracają innym uwagę prawie zawsze tylko wtedy, gdy są pewni wyjścia z konfrontacji zwycięsko. Gdy widzą, że mogą coś stracić, szybko odpuszczają. A gdy jeszcze chodzi o krzywdę osób trzecich znajdą mnóstwo powodów, żeby milczeć i się nie mieszać. Widziałem to w życiu wiele razy. Widziałem, gdy jako jedyny reagowałem na bicie kogoś na ulicy. Widziałem, gdy będąc ofiarą czyjejś zupełnie nieuzasadnionej agresji też musiałem radzić sobie sam. Widziałem, gdy wobec ewidentnych krzywd jakie się komuś działy, otoczenie wolało odwrócić głowę i udawać że nie widzi. I zamiast choćby już tylko po fakcie wesprzeć jakoś ofiarę, kadziło sprawcy. I widziałem też, jak broniąc „swojego”, a bojąc się konfrontacji z silniejszym, wynajdowano słabszych, na których można było bezpiecznie wyładować swoje niezadowolenie. Więcej, pamiętam co najmniej dwie sytuacje ze spotkań „Kościoła otwartego”, które domagały się jakiejś reakcji na wypowiedzi mówców. Żadnej nie było. Widziałem. I nie wierzę, że mając naprawdę coś do stracenia, choćby była to tylko sympatia otoczenia, ludzie skłonni są nadstawiać karku dla prawdy, uczciwości czy przyzwoitości. Ci którzy się odważają to zdecydowana mniejszość.
Widzę to, wiem o tym. Ale zdaję też sobie sprawę, że odpuścić, nie stawiać sprawy na ostrzu noża, to nieraz najlepszy sposób na uniknięcie większych awantur. Przycichnie, rozejdzie się po kościach, nie ma co prowadzić wojenek. Dlatego nie dziwię się i nie potępiam. Za to gratuluję wszystkim, którzy w swoim mniemaniu zawsze szybko i bezbłędnie potrafię zdecydować, kiedy już trzeba zareagować, a kiedy jeszcze nie. Samozadowolenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.