S. Maria Assunta Porcu, 63-letnia Mała Apostołka Jezusa, jechała na rowerze po jednym z mediolańskich mostów, wracając od swojego bezdomnego podopiecznego. Na światłach uderzył w nią samochód. Gdy przyjechało pogotowie, była już w stanie krytycznym...
Tam, gdzie mieszkała - w dzielnicy Quarto Oggiaro w Mediolanie - wszyscy nazywali ją "siostrzyczką". W sobotę, jak każdego wieczoru, jechała mostem na ul. Giana Battisty Grassiego, wracając od mieszkającego tam od lat bezdomnego Albańczyka, któremu woziła jedzenie, a tym razem także koc do okrycia.
"Wygląda na to, że samochód uderzył w rower na wysokości sygnalizacji świetlnej" - piszą Ilaria Solarni i Davide Parozzi w "Avvenire", największym katolickim dzienniku we Włoszech. "Gdy przyjechało pogotowie, jej stan już był krytyczny". Ratownicy podjęli desperacką decyzję o przewiezieniu siostry do szpitala Sacco di Milano, gdzie lekarzom, niestety, nie pozostało już nic innego, jak stwierdzić zgon zakonnicy.
Siostra Maria Assunta i jej rodzina przybyli na kontynent z Sardynii. Już w młodzieńczym wieku dziewczyna zbliżyła się do Zgromadzenia Małych Apostołek Jezusa w Appiano Gentile w prowincji Como i tam rozpoczęła swoją drogę zakonną. Związała się także z organizacją pozarządową "Vispe", wspierającą najuboższych, a osiemnaście lat w 80. i 90. latach ub. wieku spędziła na misjach w Burundi. W mediolańskiej dzielnicy Quarto Oggiaro, w skromnym mieszkanku przy ul. Zoagli, mieszkała ze współsiostrą, nadal służąc biednym. Aby się utrzymać, wykonywała proste prace w prasowalni lub jako pomoc domowa. Chodziła także na miejscowe targi, by zdobywać resztki jedzenia, żeby potem przekazać je biednym albo przyrządzić z nich posiłek dla podopiecznych.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.