Czy w tym roku to adwentowe wołanie nie brzmi jakoś inaczej?
29 listopada, 190 rocznica wybuchu Powstania Listopadowego, epidemii w Polsce dzień 271. Pod względem liczby nowych zakażeń robi się spokojniej, choć było ich dziś ponad 11 tysięcy...O paradoksie! Gdzie te czasy, kiedy poważne obawy budziła sytuacja, gdy ta liczba przekraczała 500?
Coraz bliżej dnia, w którym epidemia zacznie zwalniać. Nie, nie z powodu obostrzeń, ale liczby tych, którzy przechorowali. Oficjalnie to na tę chwilę tylko 2,61 procent mieszkańców Polski. Jeśli jednak rację mają ci, którzy szacują, że zakażeń jest 5 razy więcej, to mamy koło 13 procent. A jeszcze wiosną, gdy ludzie chyba chętniej się badali, mówiono, że to może być 5-10 razy więcej. W „optymistycznym” wariancie mielibyśmy już 26 procent „przechorowanych”. W moim mieście jeszcze lepiej: oficjalna liczba zakażonych zbliża się do 4 procent (z jednego dnia danych nigdzie nie podano), to gdyby to było 10 razy więcej....Próg odporności stadnej to być może już nawet 60 procent!
Jest już też szczepionka, ale do rozpoczęcia szczepień pozostało z jakieś dwa miesiące. Do tego czasu wielu z nas jeszcze zachoruje, sporo umrze. A potem też przecież nie zaszczepią wszystkich jednego dnia. Parę miesięcy temu napisałem - złośliwie - że szczepionki doczekamy się, gdy zbliżymy się do odporności stadnej. Nic nie znaczący zbieg okoliczności? Być może. Ale warto tę zbieżność zauważyć. Choćby po to, by za pięć lat nie gadać, jak to przed tą epidemią uratowały nas tylko i wyłącznie szczepienia....
Zresztą: co tak naprawdę nas ratuje?
W Wielkiej Brytanii i Francji, gdzie restrykcje dotyczące nabożeństw w kościołach szczególnie dotkliwe, wierzący zaczęli się buntować. U nas w kościołach też jakby trochę ludzi przybyło. Na pewno w mojej parafii. Już się stęskniliśmy za Eucharystią? Już dostrzegamy, że modlitwa w domu to nie to samo? Nie wiem. Może po prostu strach przed zakażeniem już nie tak wielki. Niekoniecznie zresztą z powodu nadziei, że przejdzie się to choróbsko bezobjawowo, ale też na zasadzie „raz kozie śmierć: co będzie to będzie”. Bo jak długo chroniąc się przed chorobą czy nawet śmiercią można tracić to wszystko, co piękne tu i teraz? Jak długo można nie przychodzić do Jedynego, od którego nasze życie zależy? Zwłaszcza że od Niego zależy też nasze życie wieczne.
Wielu z tych, którzy w ostatnich miesiącach zmarli też bardzo się chroniło, też robiło co mogło, by się nie zakazić. Nic nie pomogło. Odprowadziliśmy ich na cmentarze, a oni stanęli już przed Bożym trybunałem. Nas wcześniej czy później czeka to samo. Może nie warto tak strasznie drżeć o tę nędzną resztkę życie, która nam tu na ziemi została? Nie tracąc z oczu doczesności pomyśleć o życiu wiecznym to najmądrzejsze, co można w takiej sytuacji zrobić.
Taki mamy w tym roku Adwent. Adwent, w którym na nasze „Marana tha, Przyjdź Panie, Jezu”, Bóg wyjątkowo dobitnie odpowiada: „Zaiste, przyjdę niebawem” (Ap 22, 20).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.