... w której mieszka święty Bóg. Niestety, coraz częściej, niby w imię Boże, tę Bożą świątynię burzymy.
Świętego Franciszka z Asyżu, epidemii w Polsce dzień 215. Dziś papież Franciszek ogłosił nową encyklikę. Na pewno ciekawa, na pewno wnosząca wiele cennych uwag na temat współczesnego świata , ale... wolałbym, zanim o niej napiszę, jeszcze trochę odczekać. Nie zając, nie ucieknie :) Będzie się ją komentowało jeszcze dłuższy czas. Tymczasem chciałbym zauważyć coś innego. Też oczywiście nie zająca, który ucieknie, ale...
Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski wydała wczoraj komunikat, w którym przypomina rzecz wydawałoby się oczywistą: przyjmowanie Komunii na rękę nie jest jej profanowaniem. To odpowiedź na nasilające się ostatnimi czasy głosy, że jedynym godnym sposobem jej przyjmowania jest przyjmowanie jej z rąk kapłana wprost do ust. I oczywiście w postawie klęczącej. Nie miejsce tu na polemikę z tymi poglądami. Zwrócę tylko uwagę na rzecz dla mnie najsmutniejszą: oto część wierzących, swoich braci w wierze, pobożnie i zgodnie z zaleceniami Kościoła przyjmujących Komunię świętą, traktuje jak świętokradców. Oskarżenie straszne zwłaszcza w kontekście powodu, dla którego wielu, zawsze przyjmujących Komunię do ust, dziś robi to inaczej: epidemia i możliwość zakażenia.
To jakaś kosmiczna tragedia. Bo okazuje się, że to, co a nas łączyć – Komunia znaczy przecież Wspólnota – tak naprawdę nas podzieliło. Mocno, w imię prawdy i uczciwości trzeba zaznaczyć: te podziały generują nie ci, którzy słuchają Kościoła, ale ci, którym się wydaje, że są od biskupów i papieża i wszystkich innych lepsi i mądrzejsi. Ci, którzy przyjmują Komunię na rękę nie oskarżają przyjmujących Komunię do ust, że profanują Najświętszy Sakrament.
To, niestety, element szerszego zjawiska. Od lat różne środowiska próbują dzielić katolików na lepszych i gorszych. I to nie ze względu na miłość ku Chrystusowi czy obojętność wobec Niego (których oczywiście zmierzyć często się nie da), ale ze względu na tego rodzaju trzeciorzędne różnice. Jak nie widzieć w tym działania wręcz szatańskiego? No bo komu zależeć może na tym, byśmy zapominając o tym, co nas łączy, obrzucali się oskarżeniami z powodu tego rodzaju różnic?
Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie opamiętanie. I dziękuję Bogu, że dał mi przejść formację oazową, łącznie z jej III stopniem, który nauczył mnie widzieć w różnych wspólnotach ruchach i duchowościach bogactwo, nie zagrożenie dla czystości wiary i obyczajów. Ale problem jest poważny. I chyba, wraz ze spadkiem autorytetu biskupów i papieża wśród wierzących, będzie narastał.
Przejawem tego samego problemu, choć w innym wymiarze, jest sprawa ks. (dr. hab.) Alfreda Wierzbickiego, w którą teraz włączył się ks. prof. Andrzej Szostek. To nie pierwsza tego rodzaju sytuacja, gdy ten czy ów „otwarty” ksiądz albo to czy owo „otwarte” środowisko chce dialogu z inaczej myślącymi, a „zamknięci” protestują. Nie chcę rozsądzać tej konkretnej sprawy, bo wiem o niej tyle ile przeczytałem w mediach, ale widzę w tego typu sytuacjach (bo to nie pierwsza) dwa... no, właściwie jeden, tyle że dwubiegunowy problem. To zamknięcie części katolików na jakikolwiek dialog ze światem i braćmi w Kościele: ma być jak ja (nie zawsze mądrze) uważam, a reszta to herezja, apostazja albo świętokradztwo. Ci po drugiej stronie, „otwarci”, popełniają dokładnie ten sam błąd: ja znam Ewangelię lepiej, a kto nie uważa jak ja, zdradził ją. A z takimi – w przeciwieństwie do tych na których się otwieram – w ogóle nie warto rozmawiać.
Można oczywiście pytać o granicę między otwartością a rzucaniem pereł przed wieprze, ale tu nikt nie próbuje nawet tak sprawy ustawić. Są tylko wzajemne oskarżenia i potępienia. Podkreślmy: wobec braci w wierze. I co gorsze, okazuje się, że w oczach „otwartych” „zamknięci” są gorsi od niewierzących czy nawet kpiących ze spraw wiary. Bardzo to smutne.
Jeśli bratem jest mi niewierzący czy nawet szydzący z wiary, tym bardziej powinien nim być ten, który, choć w moich oczach błądzi, szczerze próbuje przecież być uczniem Chrystusa. Niestety.... Znam ten styl. W tych, którzy są daleko – szukanie każdej, najmniejszej nawet odrobiny dobra i chwalenie ich za to: w tych, którzy powinni być mi bliżsi – widzenie tylko grzechu, niewierności , niedoskonałości i ciągłe publiczne ich za to piętnowanie czy nawet nazywanie faryzeuszami... Trzeba się w końcu opamiętać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).