Zatrzaskiwali okiennice i odczytywali z ręcznie przepisanych zeszytów teksty Mszy świętej. Nie mieli księdza, więc Komunię św. przyjmowali duchowo. Kto? Niemcy z Syberii.
Przybywa Antonius
Nie rozstrzelali. Milicjanci byli tylko złośliwi. Inni wysiedlani mogli spakować sporą część dobytku. – A my wszystko zostawiliśmy, dobytek, kury, krowy. W domu została cała ściana obrazów. Mieliśmy bardzo dużo książek, wszystkie zostały na półkach – mówi Hilda Keiser. – Upakowali nas, ilu się dało, do wagonów. Jechaliśmy długo – dodaje. Na Syberii ludzie masowo umierali z głodu. Zszokowała ich pierwsza syberyjska zima. – Niektórzy uciekali piechotą z powrotem nad Wołgę, ale zamarzali po drodze. Na komendanturze my musieli meldować się tylko raz na tydzień, ale i tak my byli jak w więzieniu – mówi Hilda.
Ojciec został wcielony do Trudarmii, czyli wywieziony do ciężkiej pracy fizycznej. Matka i córki walczyły o przeżycie same. Trafiły na północno-zachodnią Syberię. Ida, Karolina i Emma pracowały przy wyrębie lasu i w tartaku. Dzięki temu dostawały kartki na 800 gramów chleba dziennie. Niepracującym członkom rodziny przysługiwało tylko 340 gramów chleba. Najmłodsza Hilda z początku nie pracowała jako robotnik. Chodziła jednak niańczyć cudze dzieci. Jedyne wynagrodzenie, jakie za to dostawała, polegało na tym, że mogła coś na miejscu zjeść. Dzięki temu rodzina zaoszczędzała jej kartkę na chleb. Po wojnie do rodziny wrócił ojciec. Zasadzili własne „kartoszki”. Władze nie pozwoliły im wracać nad Wołgę, więc urządzili się, jak mogli, na Syberii. W 1954 r. Hilda wyszła za Iwana, też Niemca. Urodziło im się dwoje dzieci. Przez cały ten czas byli odcięci od praktyk religijnych.
To się zmieniło pod koniec lat 60. zeszłego wieku. Do Chanty-Mansyjska przyjechał wtedy katolicki ksiądz. Ludzie do dziś nie znają jego nazwiska; pamiętają tylko, że miał na imię Antonius. Może był Litwinem? Mówił jednak po niemiecku. Późnym wieczorem, już po ciemku, do domku, w którym się zatrzymał, zeszli się zaaferowani rosyjscy Niemcy. Ks. Antonius ochrzcił ich dzieci. Hilda po raz pierwszy w życiu wyspowiadała się i przyjęła Komunię świętą. – Kiedy przyjechał, ja nie miałam świadomości, kto to taki „ksiądz”. Dopiero za drugim razem to już było święto – mówi.
A biskup to ksiądz?
Ten drugi raz nastąpił w 1971 roku. Z Kazachstanu przyjechał wtedy ksiądz Albinius. Ci księża wiele ryzykowali, prowadząc wędrowne duszpasterstwo w Związku Sowieckim. Było niewielu takich bohaterów. Władze sowieckie skazywały ich na zsyłkę albo zamykały w zakładach dla chorych psychicznie. Czy ryzykowała też pani Hilda i jej rodacy, którzy przychodzili na tajne Msze święte? – Komuniści przecież i tak Niemców prześladowali. Może by nam już nie zrobili nic gorszego – mówi. Po odjeździe księży Niemcy przez lata spotykali się sami na tajnych nabożeństwach, podobnych do Mszy świętej. Ktoś odczytywał zdania, które zwykle wypowiada ksiądz, a pozostali odpowiadali. Nie było tylko Przeistoczenia.
Choć komunizm się skończył, do Chanty- Mansyjska wcale nie zaczęli docierać księża. To pani Hilda sama odnalazła kapłana kilka lat temu. Żona jej wnuka pochodzi spod Tobolska, prawie tysiąc kilometrów od Chanty-Mansyjska. W Tobolsku stoi katolicki kościół, który wnuk zauważył w czasie wizyty u rodziny żony. Następnym razem zawiózł tam babcię. Po raz pierwszy od wielu lat znów przystąpiła do sakramentów. Jakaś kobieta, później okazało się, że to siostra Lidia, pomogła Hildzie podejść do Komunii świętej. – Bardzo to przeżywałam. Cała się trzęsłam – wspomina. W Tobolsku proboszczem był polski kapłan Jarosław Mitrzak. – A teraz wy mnie zaproście – zaproponował ksiądz.
Hilda przyjęła bierzmowanie z rąk biskupa Josepha Wertha, który też jest Niemcem Wołżańskim. Wiedziała, że przyjeżdża biskup, ale nie wiedziała, kto to taki. Już po bierzmowaniu i wspólnym obiedzie niespodziewanie go zapytała: „A wy jesteście katolickim księdzem?”. Dziś z tego się śmieje. Dla ludzi, którzy przechowali tu wiarę, nowością bywa nawet informacja, że biskup też jest katolickim księdzem.
Dzisiaj polski ksiądz Jarosław Mitrzak regularnie odprawia Msze św. w Chanty-Mansyjsku, często u Hildy i jej córki. Msza jest w języku rosyjskim, bo wśród obecnych są też Rosjanie. Jednak starsze Niemki zwykle śpiewają też w czasie Mszy jakąś pieśń po niemiecku. Ich niemiecki różni się od języka używanego dzisiaj nad Renem i Łabą. To niemiecki pochodzący z XVIII wieku. Starsze pokolenie Niemców Wołżańskich przechowało go przez ponad 200 lat w formie niemal niezmienionej. Podobnie jak przechowało wiarę katolicką przez lata terroru.
A młode pokolenie? Dzisiaj już mało kto z młodych Niemców Wołżańskich mówi po niemiecku, choć w rubryce „narodowość” wciąż wpisują: „Niemiec”. Czy zachwycą się Chrystusem podobnie jak ich dziadkowie? Wiele zależy od tego, czy dotrze do nich więcej księży. Dzisiaj w parafii Hildy, terytorialnie trzy razy większej od Polski, pracuje tylko jeden katolicki ksiądz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.