Powiedział Łukasz Sobieraj. I stało się. Jeszcze niedawno wydawało się, że choroba zabrała mu wszystko. Dzisiaj z uśmiechem stwierdza, że przez chorobę Bóg obdarzył go największym szczęściem - żoną i synem.
Łukasz Sobieraj, chory na stwardnienie rozsiane, modli się o uzdrowienie, ale dzisiaj wie, że są sprawy ważniejsze. W szpitalu spotkał miłość swojego życia, która zmieniła jego świat o 180 stopni.
34-latek choruje na stwardnienie rozsiane od 19. roku życia. Jest jedynakiem, a trudna diagnoza sprzed lat tąpnęła życiem jego i jego rodziny. Choroba spowodowała spustoszenie w życiu towarzyskim chłopaka. Był otwarty i kontaktowy, lubił taniec i koszykówkę, miał sporo znajomych. Wielu patrzyło na niego z podziwem. I nagle wszystko się skończyło. Relacje koleżeńskie nie przetrwały. Przyszedł jednak moment przełomowy.
W sierpniu 2017 roku Łukasz pojawił się w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka na koniecznej rehabilitacji. - Nie miałem wtedy żadnych znajomych, dlatego przekraczając próg szpitala chciałem kogoś poznać, rozpocząć wszystko od nowa - opowiada. Jeden z kapłanów powiedział mu kiedyś, że wszystko w jego życiu dzieje się nie bez powodu, a każdy nosi swój krzyż, który jest odpowiednio wyważony do naszych sił. - Ja przez całą swoją chorobę nigdy nie miałem większych chwil załamania. Cieszyłem się wręcz, że to nieszczęście nie spotkało moich bliskich, bo Bóg wiedział, że ja mogę to udźwignąć. Starałem się utrzymywać z Nim żywą i bliską relację - mówi wrocławianin.
Podczas trzymiesięcznego pobytu w szpitalu codziennie uczestniczył we Mszy św. Namówił też cały swój oddział do regularnej modlitwy w kaplicy, którą on czasem prowadził. Nawiązał przyjacielską relację z księdzem kapelanem poprzez długie rozmowy na różne tematy. Jego współlokator z sali szpitalnej pewnego dnia stwierdził: "Łukasz, jesteś wartościowym człowiekiem, ale ciężko ci będzie znaleźć dziewczynę tak po prostu. Musisz dołączyć do jakiejś wspólnoty. Młodzi ludzie mają dzisiaj zupełnie inne ideały i priorytety niż ty".
Podczas terapii zajęciowej Łukasz spotkał Magdę, pracownicę szpitala, z którą nawiązał żywą relację. – W pewnym momencie powiedziała, że pracuje z nią Alina, rehabilitantka, która ma bardzo podobne do moich horyzonty myślowe i światopogląd. Okazało się, że jest pobożną, empatyczną, oddaną rodzinie i kochającą dzieci kobietą, która nie wstydzi się swojej wiary. Nie znałem jej jeszcze, a już bardzo mi imponowała. Jako jedna z nielicznych na swoim oddziale nie wstydziła się wyznawanych wartości - mówi Ł. Sobieraj.
Pewnego dnia zobaczył, jak Alina próbowała naprawić przy nim telefon jakiejś pielęgniarki, ale sobie z tym nie radziła. Łukasz zaproponował pomoc i szybko załatwił sprawę, a oddając telefon, wypowiedział słowa, które jego samego zaskoczyły, bo ich kompletnie nie planował: "Ja to w ogóle jestem fajnym kandydatem na męża".
- A to był nasz pierwszy kontakt! Na szczęście ona się zaśmiała, przyjęła to ciepło. Tego samego dnia poleciła mi modlitwę Nowenną Pompejańską. Nie znałem jej. Nazajutrz moja mama przyniosła mi książeczkę. Wkrótce zacząłem się tak modlić - przyznaje wrocławianin.
Jak złapał kontakt z rehabilitantką? - Wiedziałem, że prowadzi działalność - gabinet rehabilitacyjny, więc pomyślałem, że stworzę dla niej stronę internetową. Znalazłem pretekst do regularnej rozmowy. Najpierw wymienialiśmy spostrzeżenia mailowo, ale szybko zaczęliśmy rozmawiać regularnie po kilka godzin dziennie przez cały miesiąc. Nawet mój współlokator z sali wiedział, że wieczorem dzwonię do Aliny, więc wychodził na długi spacer - uśmiecha się Łukasz.
W końcu Łukasz wyszedł ze szpitala - 3 listopada, po trzech miesiącach. Cztery dni później wybrał się z Aliną na Jasną Górę, na zawierzenie Najświętszej Maryi Królowej Korony Polski w pierwszą sobotę miesiąca. Szybko nadszedł grudzień i… przyszedł czas na zaręczyny, które odbyły się w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w Godzinie Łaski, w archikatedrze wrocławskiej. To wszystko miało dla nich ogromne znaczenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).