Matka Scynśliwyk Powrotów

– To takie zawierzenie, jakby pani dziecku zrobiła krzyżyk na czole – mówi Adam Szafraniec, który od lat przyjeżdża do Matki Bożej od Szczęśliwych Powrotów. – Ona też mi go kreśli, kiedy idę w Tatry.

Wojtyła i Frassati

„Matko Scynśliwyk Powrotów, dziś błagamy Ciebie, ratuj nos w każdej potrzebie” – pieśń zaczynającą się od tych słów skomponował Piotr Pałka, kiedy Anula zaprosiła go nad Morskie Oko po raz pierwszy. – Żeby nadać pieśni charakter tego miejsca, skonsultowałem tekst z góralem, który poił konie w Morskim Oku – mówi. Odtąd każde spotkanie rozwija się w rytmie podniosłej muzycznej modlitwy. – Szczęśliwe powroty mogą być różne – zamyśla się Anula. – Matka Boża pomaga powracać do Boga i do drugiego człowieka. Obraziłeś Pana Boga, ale idziesz do spowiedzi, bo zawsze przed Mszą św. księża czekają w pokojach schroniska. Ktoś cię obraził, a ty mimo wszystko podajesz mu rękę – dodaje. – Wezwanie „Matko Boża od szczęśliwych powrotów…” towarzyszy mi w chodzeniu po górach, szczególnie jednak – kiedy pogubię się w życiu – mówi Piotr Pałka. – W 2003 r., podczas gdy tutaj odbywało się spotkanie, na świat przychodził jako wcześniak mój synek. Walczył o życie, a tu wszyscy modlili się w jego intencji i dziś jest z nami.

Adam Szafraniec, poeta i pisarz z Jury Krakowsko-Częstochowskiej, utożsamia się z tą wspólnotą od kilkunastu lat. Uważa, że nikt tu nie jest sobie obojętny. – Mój kult Matki Bożej nie wziął się ot, tak sobie. Uniknąłem spowodowanej brawurą śmierci pod Rysami. To był czerwiec, a ja wymyśliłem, że będę zjeżdżać po płatach śniegu, by szybciej zejść. Ostatni zwężający się język był tak stromy, że zacząłem bezwładnie spadać. Dzięki kamieniowi na drodze w ostatnim momencie się zatrzymałem. O świcie, gdy wychodziłem na szlak, zaszedłem pod kapliczkę i powierzyłem drogę Matce Bożej, a wracając, dziękowałem za ocalone życie. Ufam, że poranna modlitwa przez Jej ręce trafiła do Boga.

Anula przypomina, że zawsze są tu obecne duch i przesłanie Karola Wojtyły, który w latach 50. i 60. XX w. bez koloratki, wychodząc z młodymi na szlaki, pokazywał w praktyce, na czym polega nowa ewangelizacja.

Na ołtarzu w trakcie Eucharystii sprawowanej podczas tegorocznego spotkania nad Morskim Okiem zwracały uwagę obrazek i relikwie drugiego, też zakochanego w górach, świętego alpinisty – Piera Giorgia Frassatiego, patrona Ciemnych Typów. Przywiózł je ks. Krzysztof Nowrot, orędownik kultu błogosławionego, który przyjechał z grupą ze Śląska. Należąca do Ciemnych Typów Ania Marek, uczestnicząca w spotkaniu pierwszy raz, jest pewna, że Pier Giorgio czułby się tu szczęśliwy.

Na granicy

– Przyjeżdżają tu ludzie, którzy są na co dzień blisko Pana Boga, albo przychodzą Go szukać w górach – mówi o. Pac. Anula, która od młodości ma kontakt z górami, wie, że tutaj wszystko jest bardziej na serio, bo odbywa się na granicy życia i śmierci. Kiedy jako studentka pracowała sezonowo w bufecie schroniska, nieraz widziała, że ktoś, kto rano wyruszył na szlak, nie wracał żywy. – Rano sprzedawałam mu butelkę wody, a wieczorem widziałam, że zwożą jego ciało z gór.

Kilka dramatycznych godzin przeżył na Rysach uczestniczący w spotkaniach Pavel Cebulak z Czech. – Miałem wtedy 29 lat, byłem na szczycie, kiedy zaczęło się ściemniać. Na dodatek przyszedł śnieg. Nie było widać oznaczeń szlaku. Widziałem w dole jezioro, wiedziałem, że trzeba iść w lewo, ale tam było stromo – opowiada. Nagle, kiedy zrobił krok, zjechał kilkanaście metrów po skałach. Zatrzymał się na wąskiej półce skalnej – na skraju głębokiej przepaści. Po wezwaniu pomocy siedział tam przykurczony ponad pięć godzin. – Lubię malować, ale wtedy pomyślałem, że moje obrazy nie mają żadnego znaczenia. Była ładna pogoda, widać było gwiazdy. Czułem wobec nich swoją małość i winę – kontynuuje. Gdy wreszcie dotarli do niego ratownicy, był przemarznięty, miał na oku sopel, zdołał im tylko powiedzieć: „Przepraszam i dziękuję”. – Kiedy zeszliśmy do schroniska, poznałem Anulę, która przygotowała mi jedzenie – mówi. – Jestem tu, bo lubię śpiewać religijne piosenki, chcę być częścią tej wspólnoty. Ale w Boga nie wierzę – dodaje.

– Jesteśmy tu po raz dwudziesty pierwszy – opowiada małżeństwo Wróblów. – Na początku było tak, że jednego dnia modliliśmy się za tych, którzy zginęli w górach, a następnego przy kapliczce była Msza św. Teraz jednego i drugiego dnia są sprawowane Msze św. Kiedy idzie się w góry, przestrzeń oczywista zostaje w dole, a tu zaczyna się nieoczywistość – dodaje. Zastanawiamy się razem z Anulą nad urodą litanii i pieśni do Matki Bożej znad Morskiego Oka. Pojawiają się w nich słowa: droga, ścieżka, szczęśliwy powrót. Wszystkie mają metaforyczne znaczenie. Tak jak te spotkania. 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11