Każdy wybiera formułę, która najbardziej mu odpowiada.
Sprawia ona, że człowiek będzie dostrzegał, iż Bóg jest miłością. Jeżeli On pragnie naszej obecności, bycia z nami, to jest to przejawem Jego troski o nas. Jemu zależy na nas, ja napisał św. Piotr. Zdaniem Jana Berezy OSB ten rodzaj modlitwy jest środkiem do realizacji przykazania miłości Boga i bliźniego, gdyż pozwala zobaczyć, że jest Ktoś, kto mnie miłuje i pragnie ze mną przebywać. Dodaje, że jej celem jest skupienie umysłu na Bogu w każdym miejscu i czasie, które to skupienie może prowadzić człowieka do pogłębienia osobowej relacji z Chrystusem. On jest w nas i obok nas bez względu na to, czy Go doświadczamy, czy nie. Przychodzi do nas, aby obdarzyć nas swoją obecnością.
Podczas praktykowania modlitwy Jezusowej należy pamiętać o trzech elementach: niczego nie rozważać, o niczym nie myśleć, niczego sobie nie wyobrażać. Wystarczy samo brzmienie formuły modlitewnej. Ważne jest, aby wymawiać je powoli, w skupieniu, będąc świadomym przebywania w Bożej obecności. O tym, aby niczego sobie nie wyobrażać ani nie zwracać uwagi na pojawiające się obrazy, mówił Grzegorz z Synaju: „Jeżeli w swym umyśle dostrzegasz nieczyste myśli lub obrazy, które pochodzą od złych duchów, nie przerażaj się. Jeśli ukażą ci się dobre pojęcia, nie zważaj także na nie”. Podobnie sugeruje John Main OSB, radząc, aby recytować słowo od początku do końca medytacji, pozwalając odejść myślom, pomysłom, wyobrażeniom. Nie należy myśleć i nie wypowiadać innych słów prócz tego jednego, powtarzając je w głębi ducha, przysłuchując mu się uważnie. Nie należy także wyobrażać sobie zapisu modlitwy ani dokonywać żadnych wizualizacji. Wyobraźnia musi pozostać w stanie spoczynku, należy tylko wsłuchiwać się w słowa modlitwy.
Na początku dobrze jest zacząć od odmawiania modlitwy na głos, przez wypowiadanie formuły. Później można przejść do modlitwy myślnej. Kolejnym etapem jest zamieszkanie tej formuły we wnętrzu człowieka. Dlatego możemy mówić o tej modlitwie jako o modlitwie serca.
Modlitwę Jezusową można także nazywać medytacją chrześcijańską. Drugi człon jej nazwy dopowiada to, że jest ona wezwaniem skierowanym do Chrystusa. Natomiast pierwszy może sprawiać pewne kłopoty. Jednak tylko pozornie. Słowo medytacja pochodzi od łacińskiego meditatio, a to z kolei od greckiego wyrażenia melete. Szymon Hiżycki OSB wyjaśnia, że w łacinie klasycznej praktyka meditatio wiązała się z rozmyślaniem, ale także z przygotowaniem się do podjęcia jakiegoś zadania oraz z ćwiczeniem, przede wszystkim pamięci. Studenci retoryki mieli obowiązek opanować pamięciowo różne figury retoryczne w stopniu, który potem pozwalał na biegłe posługiwanie się nimi w praktyce. Używając analogii z nauką języka obcego, powiemy, że oznaczałoby to stopniowe opanowywanie struktur gramatycznych wraz ze słownictwem, co krok po kroku przekłada się na coraz swobodniejsze czytanie, mówienie i pisanie w danym języku. Dlatego medytacja wymaga czasu i cierpliwości oraz jest jedynie pierwszym krokiem, który podejmujemy celem wykonania jakiegoś zadania. Zatem nie jest sama w sobie celem. To jedynie środek, którym się posługujemy. Natomiast melete może oznaczać też po grecku ‘praktyka, częste powtarzanie’. Zatem „medytować” to w tym rozumieniu często powtarzać, wręcz nieustannie, a ponieważ w Modlitwie Jezusowej powtarzamy często jedno wezwanie, dlatego można powiedzieć, że medytujemy. O modlitwie nieustannej będzie jeszcze mowa dalej.
Tu natomiast warto podjąć inną kwestię. Jeżeli w Modlitwie Jezusowej powtarzamy cały czas jedno i niezmienne wezwanie, to czy nie jest to trochę bezmyślne lub bezsensowne? Czy nie jest to praktyka jałowa i nużąca?
Jeżeli popatrzymy na nią od strony zewnętrznej, powierzchownie, to można dojść do takiego wniosku. Jednak zupełnie inaczej ona wygląda, kiedy uzna się ją za wyraz nigdy nieznużonej miłości, która ciągle powraca do ukochanej osoby. Powtarzanie jednej formuły pozwala ponadto zobaczyć, co się dzieje w ludzkim umyśle. W nim nie ma stanu bez-myślności. Zawsze jest jakaś myśl, ponieważ dopóki człowiek żyje, zawsze w jego umyśle są obecne myśl. Dotyczą one różnych rzeczy. Mogą być bardziej lub mniej intensywne, mieć na człowieka większy albo mniejszy wpływ, być bardziej lub mniej kontrolowane. Należy pamiętać, że istotą modlitwy Jezusowej nie jest samo powtarzanie formuły. Tu chodzi o coś innego. Z pomocą słowa Bożego myśl ludzka jest porządkowana, zaś powtarzanie wezwania do Jezusa ma na celu skierowanie nas na Boga, na Jego Osobę. Powtarzając formułę, zwracamy się ku Temu, do kogo kierujemy werset. Człowiek więc skupia się na obecności Boga, a wezwanie pomaga w nią wejść. Dalej jest już tylko przebywanie, bycie. I nic więcej nie jest potrzebne.
Aby zobaczyć, że w Modlitwie Jezusowej nie chodzi o samo powtarzanie formuły, pomocny jest oddech. On jest pierwotniejszy niż formuła. On prowadzi. Natomiast jeśli zaczyna się od formuły, to wtedy ona może prowadzić i modelować oddech, czyli go skracać lub wydłużać. To zaś będzie na dłuższą metę nie do wytrzymania. Skupienie na oddechu jest łatwiejsze, dlatego to słowa wezwania dopasowuje się do jego rytmu. To pozwala wejść w siebie, przebywać w środku, aby słuchać formuły, słuchać jej do końca. To pokazuje, że w Modlitwie Jezusowej nie chodzi o samo powtarzanie wezwania, ale o przebywanie i słuchanie go, o pozwolenie, by ono w pełni wybrzmiało. Mamy słuchać, jak brzmią słowa formuły w naszym wnętrzu. To prowadzi do wejścia w doświadczenie obecności, a w konsekwencji myśli kierują się ku Chrystusowi, a wypowiadanie Jego Imienia pozwala być w tym doświadczeniu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).