Pokora i poczucie winy

Dziś mówi się: Ależ właściwie to nie jest żaden grzech… Dotyczy to także, jak mi się wydaje, wszelkich trudności w dziedzinie moralności małżeńskiej.

Reklama

Jeśli wprowadziliśmy jakiekolwiek innowacje, to przeważnie myślimy: stare było nonsensem, czegoś takiego już się dziś nie robi, tego już nie można wymagać. Poddajemy zatem w wątpliwość to, co działo się dawniej, podczas gdy właściwie musielibyśmy powiedzieć: Dziś już tego nie potrafimy. Powinniśmy stanąć przy naszej słabości, Bóg w swoim miłosierdziu nawiąże do naszego wyznania. Ale to naturalnie wymaga innej mentalności.

Wszystko to utrudnia nam dziś w szczególnym stopniu mówienie o pokorze i zrozumienie, gdzie tkwią jej możliwości, gdzie wdziera się Duch Święty. Używam tu słowa „wdzierać”, bo sądzę, że ukazuje ono w jakimś stopniu jak działa w nas Duch Święty. Musi On rzeczywiście odsłonić w nas gwałtownie coś bardzo głębokiego, ten punkt styczności, w którym łaska Boga przenika naszą słabość, naszą niemoc – wolę jeszcze nie mówić o grzechu – i staje się siłą Ducha. Duch Święty może to sprawić tylko wdzierając się siłą. Musi obrócić w gruzy mury, umocnienia, zamki. Musi skruszyć nasze serce na miał, "conterere cor". Istnieje piękne wyrażenie o nieskruszonym sercu, "cor contritum". Musi nas wysadzić z siodła, jak to dosłownie uczynił z Pawłem na drodze do Damaszku. Czyni to od zewnątrz przez rzeczy, które nas spotykają, przez wydarzenia, ale czyni to także od wewnątrz.

Może dobrze byłoby przy tym trochę jeszcze pozostać. Życie Ducha zostało w nas głęboko wsiane przy naszym chrzcie. Na samym dnie naszej istoty, by użyć powiedzenia Ruysbroec’a. To życie musi w nas zapuścić korzenie i powoli się rozwijać. Gdzie jest to życie? Można by powiedzieć, że w naszym sercu, w naszej najtajniejszej głębi, gdzieś bardzo głęboko w organie duchowym, który czyni nas podatnymi na łaskę Bożą. Ale też nie można go w myśli wykluczyć z naszego ciała, z naszej psyche i z wszystkich tych mniej lub więcej opacznie wyrosłych struktur psychicznych. Łaska będzie torować sobie drogę poprzez wszystkie te struktury. Przez tę glebę, przez tę materię przenikać będą korzenie łaski. Życie duchowe to coś innego, niż warstwa powierzchniowa naszego bycia, swego rodzaju płaszcz rozpostarty na wszystkim, aby okryć, osłonić, i trzymać w ryzach podświadomości psyche. Jest raczej odwrotnie, jeśli mi wolno będzie tak się wyrazić: Łaska sięga głębiej od naszej podświadomości. Jest ona w nas czymś najgłębszym i musi wzrastać przenikając duszę i ciało. I to prawdziwie przekopie i wstrząśnie naszą duszę, zburzy i odbuduje, zrani i uleczy, wyprostuje, co krzywe.

Całego człowieka trzeba uleczyć i uratować w taki sposób. A to przebicie się łaski jest też rozpadem struktur. Zawsze jest ono bolesne. Wprowadza człowieka w jego najgłębszą słabość, do najniższego poziomu, do jego punktu zerowego, a sądzę, że i do punktu jego najdotkliwszej słabości psychicznej. Decydująca próba duchowa w życiu mnicha doprowadza go na skraj rozpaczy, na skraj możliwości utraty rozumu. Tak daleko mogą zajść sprawy, jeśli z jego najgłębszej słabości nie uratuje go Łaska. Nie dziwi nas to; jeśli padną w gruzy mury fałszywej pokory i fałszywej doskonałości, wtedy nagle wszystko na nowo staje się możliwe. Człowiek jest totalnie wydany na pastwę swego strachu. Wtedy żaden ideał nie może już pomóc – ale tam pojawia się nowe: Bóg. Tam Bóg może się pokazać jako Miłosierdzie: w naszej najgłębszej słabości, jak mówi św. Paweł, jego Łaska staje się siłą. To trwanie we własnej słabości, aby dać się wciągnąć przez ratującą Miłość, to właśnie jest łaska pokory. To cud. Jest to po prostu cud, który przynosi człowiekowi pokój i równowagę, scala wewnętrzne rozdwojenie, jednoczy go z Bogiem, ludźmi i samym sobą. To naprawdę cud.

Znany jest tekst Izaaka z Niniwy:

"Kto zna swoje grzechy, jest o wiele większy niż ów, który wskrzesza umarłego. Kto przez godzinę potrafi naprawdę płakać nad samym sobą, jest większy od tego, który naucza cały świat; kto zna własną słabość, jest większy niż ten, kto ogląda Anioły".

*

Fragment książki „Pokora i posłuszeństwo”.

O. André Louf OCSO, ur. w Lovanium w 1929 r., studiował na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzy­mie w Instytucie Biblijnym, opat klasztoru tra­pistów Mont-des-Cats (Katsberg) w latach 1963–1997 we Flandrii, północna Belgia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama