Na Mikołaja będzie czekał ksiądz, któremu w duszy gra polska nuta. Daniel i Marcin spotkają ok. 30 ministrantów, czyli większość krajowej służby ołtarza. A Piotra czeka 900 km podróży w głąb buszu.
Dziewięciu kleryków z Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach podczas wakacji wyjeżdża na staże. Kierunki wyjazdów są trzy. – W tym roku jedziemy po raz 10. do Mołdawii. Natomiast Piotrek i Marcin reaktywują po przerwie wyjazdy do Zambii i Wielkiej Brytanii – wyjaśnia kl. Marcin Głąbek, szef koła misyjnego w WSSD.
Rano słonie
Do wyjazdów przygotowują się od roku. – Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak medycyna podróży. Poszedłem do takiego lekarza. Powiedziałem, gdzie chcę lecieć, a pani doktor na pierwszej wizycie mi powiedziała: „Wie ksiądz, lepiej tam nie lecieć. Ale jak ksiądz chce zginąć, to proszę bardzo”. Lista chorób, które przeczytała, była dłuższa niż lista leków, których potrzebuję. Mnie takie rzeczy nie przerażają – śmieje się kl. Piotr Literski, który przez prawie dwa miesiące będzie pracował na misji w Zambii. Jego opiekunem będzie ks. Waldemar Potrapeluk.
– Byłem na Camino Français, po maturze pracowałem w Anglii, generalnie mnie nosi. Chcę poznać trochę inny Kościół. We wszystkich krajach, do których jedziemy, katolicy nie stanowią większości, także w Zambii. Tam większość stanowią różne denominacje protestanckie. Chcę się dowiedzieć, co przyciąga mieszkańców do tych wspólnot, a co do Kościoła katolickiego. Interesuje mnie także specyfika młodego Kościoła, który tak naprawdę ma ok. 200 lat. W porównaniu z Europą to niewiele. Zaledwie kilka pokoleń. Sądzę, że to powoduje brak takiego poczucia tradycji, które pokutuje u nas. Każdy musi podejmować decyzję sam, a nie – przyjmuje chrzest, bo w rodzinie wszyscy są ochrzczeni. Musi samodzielnie wybrać wiarę, pójść za Chrystusem i uwierzyć w Niego. Musi Go spotkać – czy to przez misjonarza, czy świeckiego – tłumaczy. Staż będzie wymagającym wyzwaniem także pod względem fizycznym. – Poprzednie odbywały się w bardziej cywilizowanych miejscach. Ja pojadę do totalnej dziczy, prawie 900 km od Lusaki, stolicy Zambii. Ksiądz Waldek uprzedził mnie, że dwa dni będziemy jechać. Ponoć w tej parafii można spotkać wszystkie zwierzęta oprócz nosorożców. Rano budzą słonie, a wieczorem żegnają małpy – mówi. Największe obawy wiąże jednak nie z fauną i florą Afryki, ale umiejętnościami lingwistycznymi.
– Ci ludzie słabo znają angielski. Ale nadzieja w tym, że będzie na mnie czekał tamtejszy czarnoskóry kleryk, z którym będę współpracował. To będzie dla mnie skarb, bo on zna lokalny język i mówi po angielsku, więc liczę na dużą pomoc z jego strony – mówi kl. Piotr. Realnym zagrożeniem w trakcie stażu są tropikalne choroby. – Najbardziej obawiam się malarii, bo nie ma na nią szczepionki. Ksiądz Waldek mnie uspokajał, że w Zambii rzadkie są przypadki malarii tropikalnej, tej najcięższej odmiany. Większość zachorowań jest porównywalna do naszej grypy. Wystarczą leki i jakoś można przetrwać. To mi dodaje otuchy – zaznacza.
Emigranci
Mniej ekstremalne przeżycia czekają grupę czterech kleryków, którzy wyruszają do Wielkiej Brytanii. – Jedziemy do miejscowości Bury. Parafia liczy 5 tys. osób. Na jej terenie mieszka duża społeczność Polaków, którzy wyemigrowali za pracą – wyjaśnia kl. Mikołaj Kupka. – Chcę się dowiedzieć, jak wygląda tamtejsze duszpasterstwo. To będzie angielska parafia i angielski ksiądz, który się uczy języka polskiego. W moim przekonaniu Wielka Brytania to jest już kraj napływowy, chciałbym zobaczyć, jak wygląda to w codzienności. Liczę również na szlifowanie języka – dodaje. Zadaniem kleryków będzie pomoc duszpasterska. Opiekunem stażu będzie ks. Francis Wadsworth, który współpracuje z archidiecezją katowicką od 7 lat.
– Jest już starszy, więc wiemy, że będziemy się starali także odciążyć go w kwestiach związanych z codziennymi obowiązkami domowymi – deklaruje kl. Mikołaj. – Jesteśmy z nim w stałym kontakcie. Nasz ksiądz rektor nam w tym pomógł. Często rozmawiamy przez Messengera. Ksiądz Francis jest kapłanem bardzo życzliwym polskiej społeczności w swojej parafii. Dostał odznaczenie za działalność na rzecz Polaków. Uczy się naszego języka. – Nie boicie się, że zamiast ulepszać swój angielski, będziecie szlifować jego polski? – pytamy. – Zaznaczałem mu, że chętnie skorzystam z jego wiedzy w zakresie posługiwania się językiem angielskim, więc myślę, że się dogadamy – śmieje się kleryk.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.