"Akt terrorystyczny", "polityczna zbrodnia" - tak włoska prasa pisała na jesieni 1984 roku o uprowadzeniu i zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki. Przez wiele tygodni informacje z Polski wypełniały pierwsze strony wszystkich największych gazet.
Już wtedy zaczęto mówić o konieczności jak najszybszego otwarcia procesu beatyfikacyjnego księdza Popiełuszki, nazwanego przez włoską prasę "Świętym Solidarności" oraz "męczennikiem wiary i wolności".
25 października dziennik "Corriere della Sera" w obszernym artykule na temat zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań porwanego księdza Jerzego i poszukiwań odpowiedzi na pytanie, kto stoi za jego zniknięciem, napisał w tytule: "Wałęsa i podziemna Solidarność oskarżają władze".
Mediolańska gazeta przytoczyła słowa, które Jan Paweł II wypowiedział dzień wcześniej podczas audiencji generalnej, gdy uprowadzenie kapłana nazwał "aktem nieludzkim i haniebnym", a także zaapelował o jego uwolnienie. Polski papież - relacjonowano - "nie wymienił rządu i nie uczynił żadnej aluzji na temat możliwych mocodawców tego aktu terrorystycznego". Ponadto zwrócono uwagę na to, że w słowach gorącego apelu było zarazem wiele ostrożności po to, by nie rozbudzić jeszcze bardziej niepokoju Polaków.
Gazeta przytoczyła także deklarację Lecha Wałęsy i Zbigniewa Bujaka, którzy oświadczyli: "To porwanie wstrząsnęło polskim społeczeństwem" i jest "symbolem wprowadzenia w naszym kraju terroru jako politycznej broni". Odpowiedzialność za to, co się stało, spada "wyłącznie na organy państwa".
Dzień później "La Repubblica" pisząc o tym, że Polska "wstrzymała oddech" w oczekiwaniu na wiadomości o uprowadzonym księdzu, informowała o rosnących obawach, że mógł zostać zabity. Obawy te potwierdzały według rzymskiej gazety słowa prymasa Polski Józefa Glempa, który przyznał: "Boimy się, że także w Polsce mogło dojść do zbrodni tak, jak w krajach dotkniętych plagą terroryzmu". "Jego słowa zabrzmiały jak alarm" - podkreślono w artykule, w którym mowa była także o tym, że ksiądz Henryk Jankowski w związku z otrzymywanymi pogróżkami poprosił milicję o ochronę.
W relacji z Warszawy jej autor położył nacisk na nadzieje na nowy, w tych tragicznych okolicznościach, impuls w dialogu między generałem Wojciechem Jaruzelskim a prymasem Glempem, "jedynej możliwej osi normalizacji w kraju". "Ale to właśnie w ten wysiłek kompromisu chciano uderzyć, porywając odważnego kapłana" - czytamy w artykule.
Kiedy aresztowani trzej oficerowie SB zeznali, że ksiądz Popiełuszko nie żyje, ale wciąż trwały poszukiwania ciała, "Corriere della Sera" podało w wielkim nagłówku na pierwszej kolumnie 29 października: "Polska domaga się prawdy o zabitym księdzu".
Relację rozpoczynało zdanie: "Polacy w stanie traumy, spowodowanej wiadomością o zamordowaniu kapłana". Nie wiadomo, dodano, kiedy ta trauma zostanie przezwyciężona. Gazeta informowała o "wściekłości milionów ludzi, którzy czują się bezbronni i bezsilni wobec przemocy i samowoli".
"Wiele osób pyta, jak to możliwe, że znaleziono zabójców, a nie można znaleźć ciała" - zauważyła gazeta.
I podkreśliła: "Nikt nie wierzy w to, że była to prywatna inicjatywa trzech oficerów SB". Pojawiły się również rozważania na temat ewentualnej "grupy", jaka stała za zabójstwem. A to znaczy, że "reżim jest słaby", gdyż generałowie Jaruzelski i Czesław Kiszczak, prezentujący się jako "gołębie", nie mają żadnej władzy, bezradni wobec swych wewnętrznych przeciwników, "jastrzębi" - skonstatował dziennik.
W tekście przytoczono także opinie o tym, że protesty w Polsce mogą mieć "nieobliczalne konsekwencje".
"Corriere della Sera" nazwało też księdza Popiełuszkę "męczennikiem prawdy, wiary, wolności i sprawiedliwości".
Dziennik "L'Unita", wówczas organ włoskiej partii komunistycznej pisał, że to "okrutny cios wymierzony w dialog" i dodał: "Zamach jako haniebne narzędzie walki politycznej jest czymś nowym w Polsce".
"Do politycznego zabójstwa, dokonanego z zimną krwią doszło w okresie względnego spokoju" - zauważono. Na łamach tych opublikowane zostało też oświadczenie włoskiej partii komunistycznej, która złożyła kondolencje rodzinie ofiary oraz całemu narodowi polskiemu i zażądała, aby śledztwo w sprawie zbrodni przeprowadzono z "maksymalną jasnością i determinacją".
Całe kolumny we włoskich gazetach wypełniły relacje z uroczystości pogrzebowych księdza Popiełuszki w kościele św. Stanisława Kostki 3 listopada 1984 roku.
"La Repubblica" opisała je jako "jedną z najbardziej imponujących uroczystości religijnych w historii kraju, będącego twierdzą katolicyzmu". Zauważono, że wierni zachowywali się tak, jakby ksiądz "już był święty", a żoliborski kościół był jego "sanktuarium".
Komunistyczna "L'Unita" w dniach po pogrzebie kładła nacisk na to, że udało się uniknąć chaosu i incydentów. Jej wysłannik pisał z Warszawy, że "umacnia się przekonanie, iż wyjście z kryzysu przyniosą jedynie pojednanie, dialog i zgoda narodowa".
"Pogrzeb był dla Solidarności okazją, by wyjść z podziemia pod parasolem Kościoła i to jest prawdziwa nowość sytuacji w Polsce" - odnotował dziennikarz.
10 listopada również na łamach gazety komunistów ukazał się wyjątkowy jak na ten organ artykuł watykanisty Alceste Santiniego. Ujawnił on, że ówczesny prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał Pietro Palazzini wyraził gotowość otwarcia procesu beatyfikacyjnego księdza Jerzego Popiełuszki.
Watykański dziennik "L'Osservatore Romano" niemal w każdym swym wydaniu przytaczał kolejne poruszające wypowiedzi Jana Pawła II na temat tragedii w Polsce, podkreślając, że jest on wstrząśnięty i przerażony tym, co się stało. Po audiencji generalnej 5 listopada odnotowano następujące słowa papieża o księdzu Jerzym: "Jego śmierć - mało powiedzieć tragiczna, biorąc pod uwagę jej okoliczności - poruszyła ludzi na pewno w Polsce, ale poruszyła ludzi we Włoszech, w różnych krajach Europy, na całym świecie".
"Modlę się o to, żeby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z Krzyża Zmartwychwstanie" - te słowa trafiły na czołówkę watykańskiej gazety.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.