Gdy matka Marcelina zakładała szkołę, zapewne nie sądziła, że przetrwa ona dwie wojny światowe, komunę i reformy edukacji.
To „nieco inaczej” widać od momentu przekroczenia muru otaczającego szkołę. Stary, przepiękny ogród, w którym akurat kasztany opadają jak jesienny deszcz. Pamiętająca jeszcze XVIII wiek fontanna. I w końcu sam pałac. Jasny, monumentalny, jednocześnie przyjazny. Przy głównym wejściu wita Matka Boża Jazłowiecka, figura czczona jeszcze przez matkę Marcelinę, do której modlą się też kolejne pokolenia wychowanek. Są i drewniane schody, zwane schodami świętymi – to nimi przechodził niegdyś wielki gość niepokalanek, nuncjusz papieski Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI. By chronić zabytek, schody nie są na co dzień używane, a legenda szkolna głosi – z dużym przymrużeniem oka – że „kto by schodami na górę przebiegł, zakonnicą zostanie”. Więc dziewczyny schodami (raczej) nie chodzą. Dopiero podczas studniówki – schody służą jako „ścianka” do pamiątkowego zdjęcia.
To „nieco inaczej” to również drewniane, stare, ale doskonale zachowane ławki. W pulpitach można trzymać długopisy i ołówki. Aż szkoda, że nie ma już kałamarzy. I nawet jest prawdziwa katedra – żeby nauczyciel widział więcej i był lepiej widoczny. Dziś (w zwykłych szkołach) prawdziwych katedr już nie ma, więc może dlatego dyscyplina w wielu szwankuje?
Znakomita większość dziewczyn zdaje doskonale maturę, a otrzymana wysoka punktacja pozwala na podjęcie wymarzonych studiów. – Co studiują? To, co chcą, co jest ich pasją – mówi s. Bogna. – W tym roku nasze absolwentki dostały się i na prawo, i na medycynę, i na historię, i na studia językowe. O, jednej maturzystce nie udało się dostać na ASP. Ale jestem pewna, że jeszcze raz, i skutecznie, podejdzie do egzaminów. To, co u nas jest naprawdę „inne” – nie tyle w formie, ile w treści – to indywidualny niemal profil nauczania każdej z dziewcząt. Nie ma u nas klas profilowanych, uczennica sama dobiera sobie te przedmioty, które ją interesują, i je rozszerza. A my, nauczyciele, jej pomagamy.
Kujawiak z zakonnicą
Na szkolnej scenie, bardzo zresztą profesjonalnej, trwa próba przedstawienia wystawianego z okazji jubileuszu 110-lecia szkoły. Jest fortepian i siostra za klawiaturą, jest prześliczna wiolonczelistka – uczennica, jest i skrzypaczka. Oraz aktorki. Jedna z dziewcząt, jeszcze w „roboczym” stroju, wciela się w postać matki Marceliny. Inne dziewczęta – są dawnymi uczennicami. Na premierze będą zapewne wyglądać stylowo – w dawnych strojach, uczesane zgodnie z modą z początku XX wieku, w bucikach sznurowanych za kostkę. Jak dawne uczennice ze starych fotografii, które wiszą w szkolnych korytarzach. Dziś jednak próba, i do znudzenia, z właściwą dykcją, trzeba powtarzać kwestie matki Marceliny, nauczycielek i dziewcząt. I w końcu próba kujawiaka. Jednej z młodych aktorek dziś nie ma, więc siostra Judyta ją zastępuje. Układ całkiem zręczny i dość skomplikowany. Z wdziękiem tańczy siostra Judyta, z wdziękiem tańczą nastolatki. Kto współcześnie zna wszystkie młodzieżowe przeboje, a jednocześnie umie kujawiaka tańczyć?
Matka Marcelina stworzyła też cztery ważne zasady wychowania: nauczyć dzieci żyć Bogiem, nauczyć, żeby były dobrymi Polakami, nauczyć, żeby kochały obowiązek, nauczyć dzieci myśleć. Co roku jedna z tych zasad, przedstawiona współczesnym językiem, towarzyszy szymanowskim uczennicom. – Rok temu zasadę „nauczyć dzieci myśleć” zinterpretowałyśmy następująco: „Jestem kobietą myślącą. Wiem, kim jestem i dokąd zmierzam” – opowiada s. Bogna. – W tym roku obchodzimy 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Chcemy więc podkreślić wartość bycia dobrymi Polkami, które kochają swój kraj.
W 1908 r., jeszcze pod zaborami, powstała na wskroś polska szkoła. A gdy wybuchła II wojna światowa, siostry nadal nauczały, choć w ukryciu i konspiracji. Ratowały też żydowskie dzieci. Szczególnie wzruszająca jest historia malutkiej Jasi, dziewczynki o wyraźnych semickich rysach. Gdy nagle wpadli Niemcy, nie było czasu na ukrycie dziecka. Wtedy jedna z sióstr, siedząca na krześle, spokojnie przykryła malutką swoją… spódnicą od habitu. Na szczęście Niemcy się nie zorientowali. Jasia przeżyła wojnę.
Znów dzwonek. Po odpoczynku obiad. I odrabianie lekcji. Wspólne. – Nie ma tu kontroli, jest zaufanie. Przecież nie ma sensu zmuszać 17-latki do nauki. Zwykle po prostu dziewczyny czują potrzebę zdobywania wiedzy albo ta potrzeba po chwili oporu im się udziela – uśmiecha się s. Bogna. – Jaka będzie nasza szkoła za kolejnych dziesięć, dwadzieścia lat? Nowoczesna w metodach nauczania, tradycyjna w formie. Chociaż… pewnych reform nie wykluczamy. Wszak i matka Marcelina szła z tradycją w nowoczesność.
Henryk Sienkiewicz do matki Marceliny pisał tak: „Nauczyłaś je miłować Boga i kraj ojczysty, czcić wszystko, co wielkie, szlachetne, a nieszczęśliwe, więc wielki a nieszczęśliwy naród ocenił i uczcił Ciebie. Pozwól i mojej głowie pochylić się przed Twą zasługą i złożyć Ci należny hołd za tę pracę tak długą, a tak doniosłą dla naszego społeczeństwa i tak w swych skutkach błogosławioną. Chwała Twej rozumnej pracy, a cześć zasłudze i dobroci!”.
Taki to program wychowawczy niepokalanek: na wieki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.