Co w rodzinach jest najpiękniejsze? Chyba normalność miłości.
Dziś wieczorem w Dublinie rozpoczyna się IX Światowe Spotkanie Rodzin. Na sobotę zaplanowano Festiwal Rodzin – spotkanie z muzyką, śpiewem, tańcami i modlitwą. Tego też dnia wieczorem na spotkanie ma przybyć papież Franciszek. W niedzielę będzie przewodniczył sprawowanej w parku miejskim Eucharystii. Ale pierwsze cztery dni Spotkania, to przede wszystkim Światowy Kongres Rodzin. Wystąpienia, dyskusje....
Przyznaję, nigdy specjalnie dobrze się w takiej tematyce nie czułem. Nie dlatego jakobym uważał, że nie ma o czym mówić ani o czym dyskutować. Tyle że czasem to o czym specjaliści mówią nijak nie przystaje do moich doświadczeń; jakby rodzina z definicji miała tyle problemów, że sama de facto była jednym wielkim problemem. Nieswojo też czasem czuję się, gdy mowa o pomocy rodzinie. Jakby jej założenie powodowało fizyczne i umysłowe upośledzenie małżonków, którzy bez pomocy absolutnie już sobie nie poradzą. Myślę, że jest dokładnie odwrotnie: należałoby zacząć od tego, by zadbać o dobre wychowanie młodych, a założonym przez nich rodzinom nie utrudniać życia; wtedy potrzebujących pomocy będzie znacznie mniej. Niezręcznie też czuję się w sytuacji, gdy ktoś z piedestału lepiej wiedzącego mówi rodzinom jak mają kochać i jak żyć. Bogactwo międzyludzkich relacji i potencjał skarbu, jakim jest zwyczajna miłość sprawiają, że przecież nie sposób tego wszystkiego wtłoczyć w jakieś schematy.
Ale proszę się nie przejmować, to pewnie tylko moje uprzedzenia :) A uprzedzony złośliwie myślę sobie czasem, że o różnych problemach mówić o tyle łatwiej, że to, co w rodzinie najważniejsze – miłość – trudno uchwycić i wyrazić. Tymczasem to właśnie ta zwyczajna, często całkiem szara miłość jest najważniejsza.
Taki obraz. Słowacja. Do pociągu, którym jechałem weszła w Czadcy obładowana tobołkami matka z dwóją synów. Starszy może z siedem lat, młodszy z pięć. Trochę się zaniepokoiłem się, gdy ten drugi usiadł pod półką, na której leżał mój ciężki plecak. Bo jego ciężar w zestawieniu z kruchością sylwetki tego malca podsuwał najczarniejsze scenariusze. Na tyle jednak nieprawdopodobne, że nijak nie zareagowałem. Chłopcy byli spokojni. Jakby lekko zmęczeni dniem. Ten młodszy w pewnym momencie zaczął o coś prosić mamę. Nie był natarczywy, raczej płaczliwy. Mama szybko dała się przekonać. W jego rącze pojawił się nylonowy woreczek z wodą i pływającą w niej rybką. Pewnie zakup do akwarium. Tak, dla mamy to musiał być kłopot. Dyskretnie obserwowała, czy zaraz nie nastąpi jakaś minikatastrofa. Malec zachwycony patrzył. Spokojny, że ma swoją rybkę i kochającą go mamę, przy której nic mu nie grozi.
Inny obraz. Pod jednym ze szczytów w Tatrach Zachodnich, Ciemniakiem, spotykam ojca z córką. Dziewczyna tak na oko ze 12 -13 lat. Niesie swój plecak. Ona wyraźnie zmęczona długim podejściem. Ojciec coś tam wyciąga, podaje córce. Widać, że to on jest tym mocniejszym, że to on musi się o nią zatroszczyć. Parę dni później spotykam ich gdzieś w okolicach Hali Gąsienicowej. Schodzą. Ojciec już ruszył. Dziewczyna dziarskim ruchem starego górskiego repa zarzuca na ramiona plecak, na moment rzuca wzrokiem ku górom, potem odwraca się i podąża za ojcem. Pewnie zostawia w tych górach cząstkę samej siebie z mocnym przekonaniem, że jeszcze tu wróci. Twarda miłość ojca wprowadzająca w świat autentycznego piękna....
I ostatni obraz, z wczesnej epoki 500+. Stacja kolejki pod Szyndzielnią. Ojciec i matka z gromadką (chyba czwórką) dzieci. Dzieci bardzo grzeczne. Rodzice trochę zagubieni. Gdzie tu kupić bilet? Widać, że nie są stałymi bywalcami. W końcu dostrzegają kasę. Matka podaje portfel ojcu, sama pilnuje gromadki. Paręnaście minut później widzę jak idą już w kierunku schroniska karną gromadką, jakby w tym skuleniu się czuli się bezpieczniejsi w nieznanym sobie świecie. Rodzice już pewniejsi siebie, chyba zadowoleni, że się udało, że tu są, że wreszcie ich też stać, by dzieciom pokazać to, o czym wcześniej mogli pewnie tylko marzyć....
Potęga miłości rodzicielskiej, w której cieniu dzieci bezpiecznie dorastają do dorosłości. To codzienność wielu całkiem zwyczajnych rodzin. Myślę, że to bardzo Boże. I że jest z czego się cieszyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.